31 gru 2015

Książkowe podsumowanie 2015 roku


Witam Was w ostatnim tegorocznym wpisie. Rok 2015 powoli przechodzi do przeszłości, dlatego wypada podsumować wszystko to, co przez ostatnie dwanaście miesięcy działo się na blogu. Od razu muszę przyznać, że napisanie tego posta było dla mnie nie małym wyzwaniem, no bo jak w jednym wpisie zmieścić cały rok? Szczególnie, że to moje pierwsze czytelnicze podsumowanie. Stop! Tutaj wkradło się małe kłamstwo, bowiem rok temu w grudniu robiłem jakiś wpis podsumowujący, nie mogę tego jednak brać na poważnie, ponieważ blog wówczas nie funkcjonował zbyt dobrze (czyt. cztery posty na miesiąc były moim maksimum), lecz w tym roku wszystko prężnie ruszyło do przodu, dlatego dzisiejsze podsumowanie będzie różnić się od tego zeszłorocznego (do którego nie warto wracać).

Jako, że na blogu zdarza mi się pisać również o filmach (za sprawą comiesięcznych filmowych niedziel) postanowiłem, że filmowe podsumowanie roku również będzie, aczkolwiek w osobnym poście, prawdopodobnie w filmowej niedzieli grudnia (dokładny termin nieznany). Dlatego też dzisiaj głównym temat będą tylko i wyłącznie książki. Biorąc pod uwagę liczbę miesięcy postanowiłem skupić się na dwunastu książkach, które najbardziej zapadły mi w tym roku w pamięć i które niewątpliwie są warte polecenia. Oto i one (posortowane według kolejności czytania):

1. Zaginiona dziewczyna- Gillian Flynn
Rok 2015 zacząłem od świetnego kryminału autorstwa Gillian Flynn. "Zaginiona dziewczyna" coraz częściej pojawiała się na blogach, pojawiła się więc i u mnie. Zakup okazał się niezwykle trafny, ponieważ książka ta jak dotąd jest chyba jednym z najlepszych kryminałów po jakie miałem okazje sięgnąć w tym roku. Mamy tutaj wyrazistych bohaterów, tajemnicze zniknięcie, potencjalną zbrodnię i serię zagadek, które krok po kroku przybliżają do odkrycia przerażającej prawdy. Głównym tematem książki jest niezbyt udane małżeństwo Nick i Amy. Ta napisana z dwóch perspektyw powieść pozwala zobaczyć, jak media skutecznie manipulują wizerunkiem ludzi.

2. Blog. Pisz, kreuj, zarabiaj- Tomasz Tomczyk
Na pewno, jeżeli chociaż trochę jesteście obeznani w blogosferze, to kojarzycie Kominka. To właśnie on jest twórcą tej książki. I o ile nie traktuję go na poważnie, jako autora powieści, to przyznam, że jako twórca poradników sprawdza się świetnie. Za pomocą "Bloga" pozwolił mi bliżej się poznać i przekazał wiele ważnych informacji oraz wskazówek. które zdobył w swojej długiej blogowej karierze, a które powinien znać każdy bloger, bez względu na to, jak długo już przebywa w blogosferze. Jest to chyba jedyny poradnik który zrobił na mnie pozytywne wrażenie i który zainspirował mnie do wprowadzenia zmian, jak chociażby częstszego publikowania postów.

3. Ćwiartka raz- Karolina Korwin-Piotrowska
Książkę tę czytałem przez kilka dobrych miesięcy, jednak nie dlatego, że była tak złą lekturą. Wręcz przeciwnie! Ćwiartka raz to niezwykła i pełna sentymentów podróż przez ostatnie ćwierćwiecze Polski ze szczególnym uwzględnieniem szeroko pojętej kultury. To książka idealna dla Waszych rodziców, którzy powrócą do najlepszych lat swojej młodości, a także dla Was, ponieważ dzięki Karolinie Korwin-Piotrowskiej dotrzecie do filmów, muzyki, czy chociażby wywiadów, o których istnieniu nie mieliście wcześniej pojęcia. To nie jest typowa książka, będąca kolejnym suchym wykładem. To intymne tete-a-tete z autorką, która opowiada o najważniejszych dla niej momentach, zaczynając od 1987 roku.

4. Służące- Katheryn Stockett
Najpierw natrafiłem na wspaniałą ekranizację, która urzekła moje serce, a dopiero potem wziąłem się za książkę, która okazała się być naprawdę wspaniałą lekturą. "Służące" poruszają ważny i aktualny do dziś problem, jakim jest rasizm. Przenosząc czytelnika do Stanów Zjednoczonych ubiegłego wieku, powieść ta ukazuje życie czarnoskórych służących, które borykają się z wieloma problemami. Brak akceptacji, drwiny, liczne upokorzenia i śmiesznie niskie zarobki- z tym właśnie na co dzień muszą zmierzyć się dwie z trzech głównych bohaterek- Aibileen oraz Minny. "Służące" to książka, podczas czytania której można się śmiać, ale można też płakać, bowiem nie brak tu prawdziwie wzruszających scen obrazujących okrutne realia lat siedemdziesiątych, ukazanych zarówno od strony służących, jak i białych kobiet, zatrudniających pomoc domową.

5. Kod Leonarda da Vinci- Dan Brown
Człowiek nie jest nieomylny- napisał Kamil, który święcie przekonany, że zamówił pierwszą część serii o Robercie Langdonie, z zamówionej paczki wyjął drugi tom, czyli "Kod Leonarda da Vinci". Od razu zabrałem się do czytania, nie zważając na to, że nie zaczynam od początku i muszę przyznać, że podczas lektury nie natrafiłem na zbyt wiele spoilerów dotyczących "Aniołów i demonów", po które pewnie sięgnę w 2016 roku. Co się zaś tyczy "Kodu Leonarda" to oczarował mnie już od pierwszych stron za sprawą swojego owianego tajemnicą klimatu i dopracowanych szczegółów, które po prostu zadziwiają, za co ogromne ukłony dla Dana Browna. Teraz już nie dziwi mnie, że ludzie na całym świecie oszaleli na punkcie teorii odnoszących się do istnienia Świętego Grala.

6. Wybacz mi, Leonardzie- Mattchew Quick
Mattchew Quick słynie w pisania książek lekkich, aczkolwiek mądrych i zwracających na siebie uwagę. Do nich należy właśnie "Wybacz mi, Leonardzie", która opowiada historię chłopa o imieniu Leonardo, który w dniu swoich osiemnastych urodzin postanawia zabić kolegę z klasy, a następnie popełnić samobójstwo. Przez całą książkę mamy okazję towarzyszyć młodemu Leo w dniu jego urodzin, pełnym wahań, smutku i bolesnych dla bohatera retrospekcji, które wyjaśnią czytelnikowi powody podjęcia tak drastycznych decyzji. "Wybacz mi, Leonardzie" to powieść lekka, od której nie mogłem się oderwać i która pokazała problemy ludzi samotnych i ignorowanych, którzy ze swoimi problemami zostają całkowicie sami.

7. Starcie królów- George R. R. Martin
Czy potrzebny jest tutaj jakikolwiek komentarz? Raczej nie. Jakby to powiedziała Anita z Book Reviews- Martin po prostu rozpiernicza system! "Starcie królów" to kontynuacja "Gry o tron", na podstawie której powstał serial, który tak samo jak książka zachwycił miliony ludzi na całym świecie.Drugi tom Pieśni Lodu i Ognia tylko utwierdził mnie w mojej miłości do fantastycznego świata stworzonego przez Martina, w którym cały czas trwa walka o władzę.

8. Duma i uprzedzenie- Jane Austen
To chyba jedna z największych niespodzianek, jakie przyniósł mi 2015 rok. Dosyć spontanicznie w wakacje postanowiłem sięgnąć po klasykę literatury obyczajowej, tudzież romansu, i jak się okazało, "Duma i uprzedzenie" zachwyciła mnie pod każdym względem, zaczynając od wspaniałych bohaterów z krwi i kości, poprzez niezwykły język autorki, a kończąc na szczegółowo opisanych obyczajach i etykiecie, która obowiązywała na przełomie XVIII i XIX wieku. Jak się okazuje, klasyka nie jest wcale taka straszna, a co więcej, może być lepsza i bardziej wartościowa niż nie jeden dzisiejszy bestseller.

9. Pachnidło- Patrick Suskind
Czyli historia mordercy, która milionem zapachów zaatakowała mój zmysł węchu. dzięki barwnym i realnym opisom pozwalającym naprawdę poczuć wszystkie rodzaje pachnidłem, jakie wymienione zostały w książce. Jednak poza wonnymi kwiatami "Pachnidło" oferuje także wszelkie nieprzyjemne zapachy związane z miejscem akcji, jakim jest XVIII wieczna Francja, brudna, śmierdząca i pełna ludzi trawionych przez choroby, żyjących na skraju nędzy. To piękna, choć chwilami nieco bezwzględna opowieść o prawdziwym geniuszu w swoim fachu. Mowa oczywiście o Janie Baptyście, człowieku wyzbytym ludzkich uczuć, który całe swoje życie poświęca by zrealizować swój jedyny cel, jakim jest stworzenie pachnidła idealnego.

10. Mrsjanin- Andy Weir
Jest to pełna humoru powieść z gatunki sci-fi, opowiadająca o Marku Watneyu, który w wyniku nieszczęśliwego wypadku budzi się samotnie na marsie. Nikt nie ma pojęcia, że Mark wciąż żyje, dlatego też nikt nie wysyła po niego misji ratunkowej. Główny bohater zostaje zdany na łaskę bezludnej i nieprzyjaznej czerwonej planety, na której brak tlenu, wody i pożywienia. Mark jednak nie daje za wygraną i za wszelką cenę postanawia przeżyć. Książka ta ukazuje ogromną wolę przetrwania, jaką posiada w sobie główny bohater, który nawet z beznadziejnej sytuacji potrafi znaleźć sensowne wyjście. Jeżeli więc chcecie wiedzieć, czy ten sympatyczny facet dał sobie radę i jakimś sposobem wrócił na Ziemię, koniecznie sięgnijcie po "Marsjanina" Andy'ego Weira.

11. Zakon mimów- Samantha Shannon
"Zakon mimów" to kontynuacja bestsellerowego "Czasu żniw", czyli książki, która wniosła powiew świeżego powietrza w kategoriach literatury młodzieżowej. I chociaż sama tematyka odnosząca się do jasnowidzów nie wydaje się być niczym pomysłowym, to po bliższym zapoznaniu z lekturą można dostrzec jak skomplikowany świat stworzyła Samantha Shannon. Świat przedstawiający przyszłość, jednak mocno różniącą się od tej, jaką możemy sobie wyobrażać, bowiem na ziemi roi się od jasnowidzów, którzy są niepożądanym elementem społeczeństwa. Jedną z nich jest Paige Mahoney, młoda dziewczyna określana mianem Śniącego Wędrowca. "Zakon mimów" w porównaniu do "Czasu żniw" wypadł według mnie lepiej, ponieważ jako czytelnik o wiele sprawniej poruszałem się pośród stworzonych przez pisarkę pojęć, a dodatkowo tom ten obfituje w pełną dynamiki akcję pełną zaściankowych porachunków i krwawych zbrodni. Każdy, kto gustuje w książkach z kategorii young-adult powinien sięgnąć po tę serię.

12. Dzieci Gniewu- Paul Grossman
Listę dwunastu najciekawszych książek zacząłem od kryminału i na kryminale skończę. "Dzieci gniewu" to książka, którą otrzymałem dzięki współpracy z wydawnictwem SQN i która okazała się być mrożącą krew w żyłach powieścią mówiącą o potwornych zbrodniach dotyczących dzieci. Akcja dodatkowo umieszczona została w latach wzrostu Hitlerowskiej potęgi, dzięki czemu, jako czytelnik na przykładzie głównego bohatera Williego mogłem obserwować postępującą nietolerancję wobec żydów, którzy w coraz to gorszy sposób traktowani byli przez rodowitych mieszkańców Niemiec.

A teraz trochę statystyk. W tym roku udało mi się przeczytać 48 książek, co uważam za wynik zadowalający. W 2016 na pewno będzie więcej! Na blogu w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy opublikowałem 69 postów, z czego najwięcej, bo aż 13 w tym miesiącu. Liczba obserwatorów bloga dobiła do 51, na facebooku natomiast zgromadziło się was ponad 250 co jest dla mnie ogromnym powodem do radości. Przy tej okazji chciałbym również podziękować wszystkim, którzy w ostatnim roku wchodzili na mojego bloga, czytali wpisy, komentowali i śledzili moje poczynania. Nawet nie wiecie jak wiele znaczą dla mnie wszelkie Wasze słowa uznania i możliwość dzielenia się z Wami moimi przemyśleniami na temat książek.
Z moich małych sukcesów, których uświadczyłem w tym roku, chciałbym pochwalić się pierwszą nawiązaną współpracą z wydawnictwem Sine Qua Non, które co tu ukrywać, jest przezajebiste i szacunkiem traktuje swoich recenzentów. Ponadto warto wspomnieć o Karolinie Korwin-Piotrowskiej, autorce wspomnianej wyżej "Ćwiartce raz", która nie tylko trafiła na moją recenzję, ale i udostępniła ją na swoim profilu. Niby mała rzecz, a jednak cieszy i jak się okazuje, m.in. dla takich właśnie momentów warto pisać te wszystkie recenzje.

Na ogół rok ten uznaję za udany, ze względu na ostatnie dosyć intensywne miesiące, podczas których postanowiłem poświęcić więcej czasu na pisanie i czytanie. Wszystkim, a także i sobie, życzę udanego 2016 roku, pełnego dobrych książek, filmów i sukcesów zawodowych oraz prywatnych.

A czy Wy rok 2015 uznajecie za udany? Ile książek przeczytaliście? :)


29 gru 2015

Konkurs #1

Witajcie! Jakiś czas temu obiecałem Wam konkurs z książką do wygrania, więc oto i jest! Idealnie się złożyło, że w tym samym czasie liczba obserwatorów na blogu stuknęła 50, a na fb ponad 250! Jest to zatem również i okazja by podziękować wszystkim, którzy wchodzą na bloga, czytają moje wypociny i dają o sobie znać. 

Teraz jednak przejdźmy do najważniejszego, czyli konkursu.

Do wygrania jest biografia wspaniałej pisarki P. L. Travers zatytułowana "To ona napisała Mary Poppins. Życie P. L. Travers" autorstwa Valerie Lawson. Jest to obszerna, przepięknie wydana książka pełna zdjęć związanych z życiem i twórczością pisarki.

By zgarnąć książkę wystarczy zrobić trzy proste rzeczy:
1. Udostępnić na facebooku post związany z konkursem, który znajdziecie klikając tu
2. Polubić fanpage Nieortodoksyjny.
3. W komentarzu pod tym postem lub pod postem na facebooku napisać 2-3 zdania zachęcające do przeczytania ulubionej książki z Waszego dzieciństwa

Konkurs potrwa do 1 stycznia 2016 roku, do godziny 22.00. Wyniki opublikowane zostaną następnego dnia na facebooku. Książkę wygra jedna osoba, która spełni podane wyżej warunki i udzieli najciekawszej odpowiedzi. Po zakończeniu konkursu osoba, która wygra ma dziesięć dni na podanie adresu potrzebnego do wysyłki nagrody. W konkursie mogą wziąć udział tylko osoby mieszkające na terenie Polski.

No to... powodzenia!


27 gru 2015

Dziewczyna z pociągu [RECENZJA]

Tytuł: Dziewczyna z pociągu
Autor: Paula Hawkins
Wydawnictwo: Świat książki
Ilość stron: 328
Cena: 32,90 zł

Poczułem się oszukany! I to przez samego mistrza horrorów, Stephena King. Na szczęście nie chodzi o książkę, którą napisał, a o rekomendację znajdującą się na odwrocie "Dziewczyny z pociągu". To już druga, po "Ostrych przedmiotach" Gillian Flynn książka, w której słowa Kinga nijak mają się do przeczytanej przeze mnie lektury. I jak łatwo się teraz domyślić, dzisiejsza recenzja nie będzie należała do zbyt optymistycznych. 

Jeszcze zanim "Dziewczyna z pociągu" autorstwa Pauli Hawkins miała swoją premierę w Polsce, w internecie aż huczało od informacji na temat tego, jak wspaniała jest to powieść. Że ponoć w USA co sześć sekund ktoś sięga po ten tytuł i że prawa do sfilmowania tej historii zostały już sprzedane. Nie pozostawało nic, jak tylko paść na kolana i wręczyć autorce order zajebistości. A mówią prościej- iść do sklepu i zakupić sobie własny egzemplarz "Dziewczyny z pociągu". 

Bo nie licząc kilku mieszanych opinii wśród moich znajomych, nic nie wskazywało na to, że książka ta nie przypadnie mi do gustu. A jednak tak się właśnie stało.

Główną bohaterką "Dziewczyny z pociągu" jest Rachel, trzydziestokilkuletnia alkoholiczka, rozwódka i jednocześnie życiowa nieudacznica, która nie potrafi pogodzić się z utratą męża, który odszedł od niej zakładając rodzinę z inną kobietą. Rachel im więcej pije, tym częściej traci świadomość, robiąc rzeczy, których później nie pamięta i które żałuje. Na domiar złego codziennie przejeżdża pociągiem obok swojego dawnego domu. Któregoś dnia z tamtej okolicy znika kobieta o imieniu Megan. Tego samego dnia w alkoholowym upojeniu przebywa tam Rachel. I chociaż jest przekonana, że posiada ważne informacje na temat zaginięcia Megan, nie może sobie ich przypomnieć ze względu na stan w jakim się wówczas znajdowała. Co tak naprawdę się wydarzyło i co wspólnego z tym ma Rachel?

No cóż, jak się okazało, cała zagadka była stosunkowo prosta, a zakończenie należało do przewidywalnych. Oczywiście autorce nie można odmówić dobrego pióra, ponieważ książkę czyta się szybko, a sama konstrukcja tekstu nie wymaga od czytelnika zbyt dużego zaangażowania i skupienia. O ile może to działać na korzyść lekkości lektury, o tyle działa na niekorzyść patrząc na "Dziewczynę z pociągu" przez pryzmat kryminału, ponieważ nie zmusza czytelnika do udziału w śledztwie, a jedynie zmienia go w biernego obserwatora. Wszystkie działania, które odbywają się w związku ze zniknięciem Megan, a w które wplątuje się Rachel, są mało zaskakujące, chwilami nawet nużące, bowiem koncentrują się na mało wiarygodnym świadku i mediach, które próbują pogrążyć męża Megan- domniemanego zabójcę. Znajomy schemat, prawda? Samych emocji podczas czytania było niewiele, o ile w ogóle można powiedzieć, że książka ta wzbudziła we mnie jakiekolwiek emocje.

Bohaterowie, zostali wykreowani tak, by każdy z nich wydawał się inny, a mimo to nie można oprzeć się wrażeniu, że odrysowani zostali od znanych już na ogół szablonów. Są po prostu poprawni i typowi, tak jak poprawna wydaje się być i sama historia. Najbardziej irytującą spośród wszystkich postaci była dla mnie główna bohaterka. I jak tu czytelnik ma jej kibicować, kiedy najzwyczajniej w świecie ma się nadzieję, że nie dożyje ona końca śledztwa? Denerwująca jest jej postawa, podejście do życia i niemożność do wprowadzenia jakichkolwiek zmian. W tym właśnie momencie z ratunkiem przychodzą rozdziały napisane z perspektyw drugoplanowych bohaterek, pod pewnymi względami ciekawszymi niż sama Rachel. Warto na koniec wspomnieć, że wszystko to, co przedstawione w powieści jest w jakiś sposób znajome z chociażby wspomnianej wcześniej "Zaginionej dziewczyny". Co najdziwniejsze, nie tylko mi te porównania przyszły na myśl. Przypadek? Nie sądzę.

Przereklamowana. To chyba najlepsze słowo, które podsumuje tę lekturę. Cały szum i reklamy otaczające tę książkę okazały się być kompletnie złudne, bowiem "Dziewczyna z pociągu" nie zaskakuje na żadnej z płaszczyzn. Być może film na jej podstawie okaże się ciekawszy niż sama powieść, na to jednak trzeba będzie trochę poczekać. Zastanówcie się zatem, czy aby na pewno chcecie tracić pieniądze i czas na przeczytanie tej książki, ponieważ istnieją o wiele ciekawsze powieści o podobnej tematyce na które warto zwrócić uwagę.

Ocena książki: 5/10

Plusy:
-szybko się czyta
-wszystko jest poprawne (a to w ogóle jakiś plus?)

Minusy:
-schematyczni bohaterowie
-przewidywalna historia


22 gru 2015

Republika Piratów [RECENZJA]

Tytuł: Republika Piratów
Autor: Colin Woodard
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 384
Cena: 39,90 zł

Patrząc na okładkę książki, o której dzisiaj będzie mowa, aż chciałoby się zrobić słynne pirackie "arrrr". Tym razem za sprawą lektury Colina Woodarda przeniesiemy się na głębokie wody oceanów, gdzie towarzyszyć będziemy najbardziej znanym piratom podczas ich długich wypraw. Staniemy się świadkami rabowania największych statków oraz dostaniemy niepowtarzalną okazję by obejrzeć pirackie życie od kuchni. Bez jakiejkolwiek ściemy i idealizowania. Jesteście na to gotowi?

Colin Woodard w napisanej przez niego "Republice Piratów" przybliża sylwetki jednych z największych przedstawicieli tego fachu. Wśród nich znajdziemy m.in. Edwarda "Czarnobrodego" Thatcha, Henry'ego Jenningsa, czy chociażby Charlesa Vanea. Autor bazując tylko i wyłącznie na faktach stworzył książkę stricte historyczną, w której na próżno szukać porywającej fabuły i dialogów między bohaterami. Zapewne, gdyby Woodard pokusił się o zrobienie z tej historii typowej powieści utraciłaby ona swoją rzetelność, bowiem wszelkie luki trzeba by było wypełnić fikcją i domysłami, a to z kolei kolidowałoby z pierwotnym założeniem pisarza. Warto wspomnieć również o tym, że Republika Piratów nie serwuje ugrzecznionych historii morskich rozbójników, znanych z filmów takich jak "Piraci z Karaibów". W książce tej nie brak licznych opisów przedstawiających negatywne strony bycia piratem. Bo za rumem i hulaszczym życiem kryje się smutna prawda o iście spartańskich warunkach, w jakich żyło się na statku, czy chorobach (nie tylko wenerycznych), które na tak niewielkiej przestrzeni jaką jest pokład, rozprzestrzeniały się w zastraszającym tempie. Do tego dodajmy jeszcze szybko zieleniejącą, niezdatną do wypicia wodę (powód sięgania po alkohol) i solone, często zepsute mięso, będące podstawą morskiej diety. Dzięki temu czytelnik jest w stanie dostrzec diametralną różnicę dzielącą czasy obecne od czasów w których umiejscowiona jest akcja książki, czyli początku XVIII wieku. Wszystko oczywiście poukładane jest chronologicznie, by czytelnik nie czuł się zagubiony. Colin Woodard ponadto zapoznaje z podstawowymi pojęciami, rodzajami statków, a także różnicami jakie istnieją pomiędzy korsarzami, a piratami. Innymi słowy, stara się jak najdokładniej przedstawić wszystko to, co z tematyką piratów związane. Na sam koniec muszę przyznać, że chociaż lekturę tę czytało się całkiem przyjemnie to kilkakrotnie zdarzyło mi się przy niej przysnąć. Jest to jednak sprawa osobista, ponieważ należę do ludzi, którym ciężko jest wytrwać na dłuższą metę z takim podręcznikowym formatem, który w jakiejś części posiada ta książka. 

Jeżeli w jakimś stopniu interesujecie się piratami i chcielibyście jeszcze bardziej zgłębić się w ten temat, to polecam Wam sięgnąć po "Republikę Piratów" Colina Woodarda. Lektura ta odpowie na wiele pytań, wyjaśni wszelkie Wasze niejasności i ukaże wszystkie mankamenty związane z byciem piratem, jakich nie uświadczycie w żadnym fabularnym filmie

Ocena: 7/10

Plusy:
-bazuje tylko i wyłącznie na faktach
-zapoznaje czytelnika z pirackim światem XVIII wieku
-posiada wiele ciekawostek

Minusy:
-na dłuższą metę lektura ta działała na mnie usypiająco

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non


19 gru 2015

Świąteczna lista prezentów dla książkoholika

Święta już za pasem i jak się domyślam, większość z Was zdążyła się zaopatrzyć w prezenty dla najbliższych. Na pewno jednak są też tacy pokroju mnie, którzy zakup prezentów zostawili na ostatnią chwilę. Jeżeli więc chcecie sprawić prezent osobie, która chociaż w połowie tak jak Wy miłuje się w czytaniu, mam dla Was listę kilku podarunków, z których chyba każdy książkoholik będzie zadowolony.

1. Zaczniemy od oczywistej oczywistości, czyli książki. Są osoby, które twierdzą, że książka to prezent oklepany i nudny. Bzdura totalna! Z przeczytania książki wypłynie więcej korzyści, niż ze zjedzenia bombonierki pełnej czekoladek. A cena zapewne jednego, jak i drugiego jest podobna. Oczywiście decydując się na książkę warto się zorientować, co znajduje się w biblioteczce osoby, którą chcemy obdarować. Dobrze jest również wiedzieć, co ta osoba chciałaby przeczytać w najbliższym czasie oraz jacy autorzy, tudzież gatunek literacki są jej ulubionymi. Zawsze można zaryzykować i kupić książkę, którą sami chcielibyśmy przeczytać, wtedy jednak radzę pamiętać, że książka ta ma się podobać nie nam, a osobie, której ją dostanie.
Z książek, które polecam w tym roku to: 
a) Harry Potter, czyli idealny prezent dla dziecka by zaszczepić w nim miłość do magii i czytania. Warto wspomnieć również o wydaniu ilustrowanym, którym nie pogardzi żaden potteromaniak, o ile go w swojej biblioteczce jeszcze nie posiada

b) Czas Żniw Samanthy Shannon, czyli nowa seria zaadresowana do młodzieży, wykreowana w najmniejszych detalach. W mojej opinii godny następca Igrzysk Śmierci

c) Dla wielbicieli thrillerów i kryminałów dobrym prezentem będzie Zaginiona Dziewczyna autorstwa Giliann Flynn oraz Dzieci Gniewu Paula Walkera. Obie te książki czytałem w tym roku i obie okazały się niesamowicie porywającą lekturą, która nie jeden raz zjeżyła mi włosy na karku.

d) Rodzice na pewno ucieszą się z Ćwiartki Raz napisanej przez Karolinę Korwin-Piotrowską. Książka ta pozwoli im powrócić do czasów swojego dzieciństwa, bowiem cofa czytelnika o dwadzieścia pięć lat do tyłu obrazując najważniejsze zmiany w kulturze i mentalności polaków.

e) Marsjanin Andy'ego Weira to książka lekka i zabawna, którą nie pogardzą fani sci-fi. Chociaż sam do zagorzałych fanów tego gatunku nie należę, to muszę przyznać, że Marsjanin porwał mnie za sprawą dobrego humoru i ciekawej postaci głównego bohatera.

2. Każdy książkoholik ma swoje czytelnicze nawyki, jednak zdecydowana większość spędzając godziny przed książką ma przy sobie kubek/filiżankę z ulubionym napojem. Kubek/filiżanka to pomysł banalny, chociaż przy odpowiedniej realizacji można zrobić z tego coś naprawdę kreatywnego. Zamiast sięgać po naczynia z gotowymi wzorami wystarczy kupić zwykły biały kubek/filiżankę za około 15 zł, a do tego specjalny marker do malowania na szkle (koszt około 10 zł). Ilość możliwości jaką teraz dostajemy jest nieograniczona. Możemy napisać imię osoby, której chcemy podarować prezent, ewentualnie wykorzystać cytat z jej/jego ulubionej książki. Ci najbardziej kreatywni mogą coś narysować. I uwierzcie mi, do wykonania takiego napisy/rysunku nie potrzeba wielkiego talentu. Wiem, bo sam kilka takich kubków już wykonałem i osoby, które je dostały zawsze były zadowolone. Do takiego ozdobionego kubka warto dorzucić paczkę aromatycznej kawy albo herbaty.
3. Jeżeli zamiast dużego prezentu chcemy zrobić skromny i niedrogi upominek, można kupić zakładki do książek, których ostatnio zarówno w księgarniach, jak i w internecie jest od groma. Zakładki z napisami, cytatami, czy chociażby ulubionymi książkowymi bohaterami. Jest w czym wybierać!

4. Dobrym pomysłem prezentu dla płci żeńskiej jest torba na książki. Tak jak w przypadku zakładek, wybór jest ogromny, wystarczy tylko dobrze poszukać.
5. Ostatnim proponowanym przeze mnie prezentem jest gra planszowa. Nie znam osób, które nie lubiłby od czasu do czasu zagrać w dobrą planszówkę. Jeżeli chcemy nawiązać tutaj do książek, to trzeba będzie poszukać wśród książek, które zostały zekranizowane. Na pewno w tym przypadku dominować będzie Hobbit, Władca Pierścieni, Gwiezdne Wojny i Harry Potter. Taką grę można też wykonać samemu, do tego jednak potrzeba trochę czasu i pomysłu, by wyglądała na dopracowaną, aczkolwiek gwarantuję Wam, że taka ręcznie zrobiona gra zostanie o wiele bardziej zapamiętana, niżeli gotowiec kupiony w sklepie, na który często trzeba wydać sporą sumkę.
Mam nadzieję, że powyższa lista chociaż w małym stopniu okaże się pomocna. Jeżeli macie swoje pomysły prezentów dla książkoholika, pochwalcie się w nimi w komentarzu :)

Wykorzystane zdjęcia pochodzą stąd, stąd, stąd i stąd.


17 gru 2015

Harry Potter i Komnata Tajemnic [RECENZJA]

Tytuł: Harry Potter i Komnata Tajemnic
Autor: J. K. Rowling
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 366
Cena: 35zł 

Przybywam dzisiaj do Was po raz kolejny z Harrym Potterem. Już drug raz w tym tygodniu! Tym razem jednak jest to wydanie standardowe, bez ilustracji. Mowa oczywiście o drugiej części przygód młodego czarodzieja, czyli "Harry Potter i Komnata Tajemnic" autorstwa J. K. Rowling. Książkę tę miałem okazję czytać podczas drugiej edycji BookAThonu i co tu ukrywać, pochłonąłem ją w jeden dzień, bawiąc się przy niej tak dobrze, jakbym czytał ją po raz pierwszy (a czytałem po raz enty).

Harry Potter, czyli chłopiec, który przeżył po powrocie z Hogwartu wakacje spędza u swojego wujostwa, mugolskiej rodziny Dursleyów. Pewnego dnia u Harry'ego zjawia się skrzat domowy o imieniu Zgredek. Ostrzega go by pod żadnym pozorem nie wracał do Hogwartu, ponieważ jak twierdzi, w tym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa ma dojść do okropnych zdarzeń. Z utęsknieniem czekając na powrót do świata magii, Harry postanawia zignorować ostrzeżenia skrzata i we wrześniu wraca do Hogwartu. Tam jednak czai się zło, które poluje na szlamy, czyli czarodziejów pochodzących z niemagicznych rodzin. Kto jest odpowiedzialny za te ataki? 

W tym tomie serii J. K. Rowling poza kontynuowaniem motywu walki dobra ze złem porusza temat segregacji rasowej wprowadzając pojęcia tj. czystej krwi, szlam oraz charłaków. Jak się okazuje, nawet w magicznym świecie istnieją ludzie, którzy społeczeństwo dzielą na lepszych i gorszych, co określane jest za sprawą czystej krwi, którą posiadają wyłącznie czarodzieje, którzy w swoich rodzinach nie związali się z mugolami. I chociaż pozornie panuje równość to zawsze znajdą się osoby, w szczególności dawni zwolennicy Voldemorta, którzy ponad wszystko będą trwać w słuszności swoich przekonań. Temat ten oczywiście nie przechodzi obojętnie obok głównych bohaterów, szczególnie wobec Hermiony, która pochodzi z mugolskiej rodziny. W części tej nie brakuje również odrobiny mroku i tajemnicy, bowiem Harry słyszy głosy, a dodatkowo w Hogwart przestaje być miejscem bezpiecznym ze względu na ataki, podczas których których ofiarami stają się osoby pochodzące z niemagicznych rodzin. "Harry Potter i Komnata Tajemnic" tak, jak poprzednia część przesycona jest magią, skrzętnie ukrytą w zakamarkach naszego świata. Poza znanymi z Kamienia Filozoficznego postaciami pojawiają się nowi bohaterzy z Gilderoyem Lockahrtem, czyli nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, na czele. Są także nowe magiczne stworzenia, przedmioty, a także rośliny. Jak widać Rowling nie stała w miejscu, a ciągle rozbudowywała stworzony przez siebie świat o kolejne elementy. Chociaż "Harry Potter i Komnata Tajemnic" ze względu na wiek głównego bohatera skierowana jest raczej do młodszego czytelnika, to również i ten starszy może się przy niej niesamowicie dobrze bawić, szczególnie, że książkę tę się nie czyta, a pożera w zastraszającym tempie. Bo magiczny świat, chociaż pełen jest niebezpieczeństw, to fascynuje, przyciąga i pozwala oderwać się na moment od szarej i smutnej rzeczywistości.

Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z twórczością Rowling (w co naprawdę ciężko mi uwierzyć) to chyba najlepszy moment, by zabrać się za tę serię. Książki te nieprzypadkowo podbiły serca czytelników na całym świecie (w tym i moje) sprzedając się w setkach milionów egzemplarzy. Jeśli nie jesteście do nich przekonani... po prostu spróbujcie dać im szansę, a może magia zagości i w waszym sercu.

Ocena książki: 10/10

Plusy:
-poruszenie tematu podziału ludzi ze względu na pochodzenie
-umieszczenie magii w ramach naszego świata
-wykorzystanie wielu znanych z legend i mitologii stworzeń/roślin
-szybko i przyjemnie się czyta

Minusy:
-brak


15 gru 2015

Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Wydanie ilustrowane [RECENZJA]

Tytuł: Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Autor: J. K. Rowling, ilustracje- Jim Kay
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 248
Cena: 59 zł 

Wydawnictwo trzymające rękę na serii o młodym czarodzieju, autorstwa J. K. Rowling, postanowiło po raz kolejny wycisnąć z fanów Harry'ego Pottera kilka dodatkowych groszy. Tym razem jednak otrzymaliśmy coś więcej niż nową okładkę. Dlaczego napisałem "My"? Ponieważ sam należę do Potteromaniaków i mimo, że w tym roku stuknęło mi już dwadzieścia jeden lat, to nadal niesamowicie ekscytuję się wszystkim, co z tym wspaniałym magicznym świecie jest związane, dlatego w mojej prywatnej kolekcji, poza polskimi i angielskimi tomami HP, nie mogło zabraknąć tego cudownego wydania!

O ilustrowanym wydaniu Harry'ego Pottera była mowa już dobrych kilka lat temu, jednak z niewiadomych mi przyczyn realizacja tego pomysłu została zatrzymana i wznowiona dopiero w tym roku. Dzięki temu do moich rąk trafiła niedawno zilustrowana pierwsza część cyklu, czyli "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Fabuły tej książki oczywiście nie trzeba nikomu przypominać, ponieważ chyba każdy przynajmniej raz miał okazję ją przeczytać, tudzież obejrzeć ekranizację. Tym razem postanowiłem skupić się na graficznej stronie powieści, bowiem właśnie ona jest najważniejszym elementem tego wydania.

Rozmiarowo książka ta różni się od standardowych edycji tej powieści, ponieważ jest o wiele większa, kwadratowa i chociaż niezbyt wygodnie się ją trzyma, to daje to więcej miejsca dla wspaniałych ilustracji wykonanych przez Jima Kaya. Kolejną zaletą większego formatu jest stosunkowo niewielka liczba stron (zaledwie 248), szczególnie biorąc pod uwagę to, że zdecydowana większość z nich została przyozdobiona i wzbogacona o wizualizacje, które ku mojej uciesze mocno odbiegają od filmowego wizerunku poszczególnych postaci. Całkiem inaczej prezentuje się nawet Hogwart- wymarzona szkoła dla niejednego dzieciaka. Ilustracje same w sobie dopracowane są w najmniejszych detalach, dzięki czemu ich oglądanie stanowi ogromną przyjemność dla oka, przede wszystkim za sprawą głębi kolorów, jak i niezwykłej wizji Jima Kaya, która według mnie wiernie oddał klimat magicznej, nieco bajkowej powieści Rowling. Dodatkowo warto wspomnieć o tym, że książka ta posiada twardą oprawę wzbogaconą o obwolutę, niestety na próżno szukać na niej potterowskiej czcionki. Papier z którego wykonane zostały strony jest śliski i gruby, w skutek czego ciężej go uszkodzić, czy ubrudzić, co jest dużą zaletą.

Mam nadzieję, że zamieszczone przeze mnie zdjęcia, chociaż w małym stopniu pozwolą wam uszczknąć tego niesamowitego klimatu, jaki niesie ze sobą ilustrowany "Harry Potter i Kamień Filozoficzny:". Oczywiście jestem świadom, że to wydanie ma być maszynką do wyciśnięcia z tej serii ostatnich pieniędzy, jednak nie można zaprzeczyć, że jest to nie lada gratka dla prawdziwych fanów twórczości J. K. Rowling. Ponadto zbliżają się święta, książka ta więc może okazać się wspaniałym prezentem dla bliskich (nie tylko dla dzieci). Jeżeli więc dla Was Harry Potter był całym dzieciństwem i nadal posiadacie do niego sentyment, to koniecznie sprawcie sobie taki wspaniały prezent (ewentualnie poproście Mikołaja), jakim jest ilustrowane wydanie pierwszej części serii mówiącej o młodym czarodzieju, który przeżył atak Sami-Wiecie-Kogo.

PS: Mam wielką nadzieję, że w przyszłym roku wydawcy pokuszą się o zilustrowanie kolejnych tomów Harry'ego Pottera.

PPS: Niech Was nie wystraszy cena. Na internecie znajdziecie tę książkę w promocjach za niecałe 40zł












Ocena książki: 10/10

Plusy:
-ilustracje dopracowane w najmniejszych detalach
-wizualizacje Jima Kaya nadały książce drugie życie
-wizja poszczególnych bohaterów odbiega od ich filmowego wizerunku
-jest to wspaniały prezent, idealny na święta

Minusy:
-brak

10 gru 2015

Ości [RECENZJA]

Tytuł: Ości
Autor: Ignacy Karpowicz
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 468
Cena: 36,90 zł

Na "Ości" Ignacego Karpowicza polowałem już od dłuższego czasu. W tej książce intrygowało mnie dosłownie wszystko, zaczynając od tytułu, poprzez okładkę, a na zdobytej przez tę książkę literackiej nagrodzie Nike kończąc. "Ości' więc postanowiłem przeczytać w ramach jednego z wyzwań BookAThonu i na ten moment mogę stwierdzić, że był to całkiem dobry wybór, bowiem czytało się szybko i przyjemnie, aczkolwiek oczywiście nie mogło przy tym zabraknąć jakiegoś "ale".

I w tym miejscu muszę przyznać, że moje uczucia względem Ości, podczas czytania cały czas ulegały zmianie. Po stosunkowo interesującym początku, przyszła pora na pewne znużenie tudzież zniecierpliwienie po części wynikające z niezbyt dynamicznej akcji i kilku nieco irytujących bohaterów, by ostatecznie znowu mnie zaciekawić i pozostawić w tym odczuciu aż do samego końca. To chyba jedna z tych książek, które chociaż nie wyróżniają się wymyślną tematyką, to zapadają w pamięć, a przede wszystkim zmuszają czytelnika, by odpowiedział sobie na kilka pytań, a jedno z nich niewątpliwie dotyczy tematyki książki.

Długo się zastanawiałem nad tym, o czym tak naprawdę mówią "Ości" i nie jestem do końca pewien, czy znalazłem odpowiedź na to pytanie. Przez jakiś czas wydawało mi się, że jest to po prostu najzwyklejsza, nic nie wnosząca do życia obyczajówka, mówiąca o zwykłym życiu mieszkańców Warszawy. Wraz jednak z zagłębieniem się w lekturę da się dostrzec jak wiele tematów porusza autor. Tematem przewodnim wydają się być tu różne modele rodziny, zaczynając od tych ortodoksyjnych, typowo polskich, poprzez związki homoseksualne, o których Karpowicz napisał sporo. Ponadto bohaterowie książki borykają się z problemami miłosnymi, o ile oczywiście można tutaj mówić o miłości, a nie o zwykłym zaspakajaniu własnych, nieco egoistycznych potrzeb. "Ości" ukazują również drogę prowadzącą do szczęścia oraz proces poszukiwania odpowiedniego wyjścia z trudnych sytuacji, na jakie na pewno w życiu nie raz natrafimy.

Jeżeli o bohaterach już mowa, to autor zaserwował czytelnikom całą paletę postaci w różnym wielu i teoretycznie o różnym statusie społecznym (napisałem "teoretycznie" ponieważ w kwestiach finansowych pomimo różnic można odnieść wrażenie, że wszyscy ostatecznie żyją na takim samym poziomie). I mimo, że każdy z nich posiada własny, odmienny charakter, to wielu z nich w jakiś sposób wydaje się być do siebie podobna pod względem reakcji i zachowań w poszczególnych sytuacjach. Dodatkowo wszystkie wątki się ze sobą wiążą, dzięki czemu całą historię można połączyć w spójną całość.

Warto także wspomnieć o specyficznym języku, którym posługuje się autor, bowiem "Ości" pełne są barwnych, pełnych porównań i metafor opisów, które chociaż nieco zdominowały tę książkę, to są jednocześnie jej ważnym elementem pomagając wyobraźni zobrazować słowo pisane i stworzyć ten niezwykły kolorowy świat rzeczywistym. W powieść tę łatwo się wgryźć, ponieważ nie wymaga od czytelnika nadmiernego zaangażowania, dzięki czemu mimo swojej objętości książkę tę zaliczam do lektur lekkich, a jednocześnie zapadających w pamięć. Więc jeżeli jeszcze się zastanawiacie, czy "Ości" to książka dla Was, mogę wam powiedzieć, że prawdopodobnie każdy znajdzie w niej coś dla siebie, chociażby bohatera, w którym dostrzeże znajomych, rodzinę, a może i nawet samego siebie.

Ocena książki: 7/10

Plusy:
-książka ta dobrze obrazuje różne modele rodzin
-posiada wiele barwnych opisów
-wątki poszczególnych bohaterów sprawnie się na siebie nakładają

Minusy:
-fabule chwilami brak dynamiki


8 gru 2015

Dzieci gniewu [RECENZJA]


Tytuł: Dzieci gniewu
Autor: Paul Grossman
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 368
Cena: 34,90zł

Miejscem akcji powieści jest Berlin lat trzydziestych ubiegłego wieku. Hitler coraz mocniej zakorzenia się w życiu niemieckich obywateli, którzy stają się mniej ufni wobec żydów. Tym zaś z kolei coraz trudnej jest egzystować w państwie szerzącym wobec nich nienawiść, jednakże postępująca asymilacja nacji żydowskiej jest zaledwie pobocznym tematem tej książki. Główny wątek skupia się na Willim Krausie- detektywie żydowskiego pochodzenia, który rozwikłać musi zagadkę tajemniczego worka, w którym odnalezione zostały wygotowane dziecięce kości. Jak się okazuje, po mieście grasuje dzieciożerca, polujący na berlińskie sieroty. Sprawa ta wbrew woli Williego oddana zostaje bardziej medialnemu detektywowi. Na domiar złego miasto zalane epidemią zatruć. Kto stoi za morderstwami, a kto za zatruciami i czy Williemu uda się odzyskać kontrolę nad tą sprawą? A może postanowi działać na własną rękę?

Patrząc przez pryzmat kryminału można dojść do wniosku, że książka ta nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych podobnych jej powieści, jednak mimo to w jakiś sposób sprawia, że naprawdę trudno się od niej oderwać. Być może ma w tym swój udział rodzaj zbrodni przedstawiony na kartach książki, ponieważ morderstwa dzieci zawsze należą do tematów niełatwych i szokujących, przez co zwracają na siebie dużą uwagę. No bo co kierować musi człowiekiem, by postanowił odebrać życie niewinnemu dziecku?

"Dzieci gniewu" Paula Grossmana mogą przyprawić czytelnika o ciarki. Autor nie przebiera w słowach soczyście opisując wiele drastycznych scen dotyczących m.in. uboju zwierząt, dlatego też sądzę, że sięgnąć po nią powinny osoby o mocnych nerwach. Na uwagę zasługują portrety psychologiczne, za których sprawą motywy działania zabójcy dla czytelnika stają się o zrozumiałe i klarowne. Akcja powieści jest stosunkowo wartka, bowiem główny bohater  okazuje się być człowiekiem nie tylko rozsądnym, ale i zaradnym dzięki czemu prowadzone przez niego śledztwo brnie do przodu co rusz serwując czytelnikowi mocne sceny, w tym i pościg po berlińskich ulicach, którego nie powstydziłby się sam James Bond. Dodatkowym atutem "Dzieci gniewu" jest połączenie faktów historycznych z fikcją literacką. Tutaj tłem dla zmyślonych zdarzeń i zbrodni jest wspomniany już Adolf Hitler i realna sytuacja polityczna w jakiej znajdowali się Niemcy na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku.

Jeżeli szukacie jakiegoś dobrego kryminału, który w jesienno-zimowe wieczory przyspieszy bicie waszego serca, to "Dzieci gniewu" Paula Grossmana sprawdzą się w tej kategorii idealnie. Ta książka dostarcza nie tylko dobrej rozrywki, ale i ukazuje do jak okropnych czynów zdolni są ludzie. Sięgnijcie po nią, jeżeli tylko gotowi jesteście zmierzyć się z pozbawionym skrupułów dzieciożercą dokonującym straszliwych zbrodni rodem z horroru. 

Ocena książki: 8/10

Plusy:
-obraz berlina lat trzydziestych ubiegłego wieku
-szokujące morderstwo
-połączenie faktów z fikcją literacką

Minusy:
-brak

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.



7 gru 2015

BookAThon Polska #2 podsumowanie


Trwający siedem dni BookAThon oficjalnie się zakończył, dlatego pora na małe podsumowanie tego, ile udało mi się przeczytać. Spośród wszystkich siedmiu zadań udało mi się zrealizować aż pięć, co jak dla mnie jest całkiem dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę to, że poza czytaniem książek posiadam też trochę innych obowiązków.

Lista BookAThonowych wyzwań:
1. Książka z czymś czerwonym na okładce 
2. Książka z listy 100 najlepszych tytułów BBC 
3. Szkolna lektura, której nie przeczytałeś 
4. Tytuł, który zgarnął nagrodę literacką  
5. Przeczytaj książkę, którą wybrała dla Ciebie inna osoba 
6.Przeczytaj książkę polskiego autora 
7. Przeczytać co najmniej 1500 stron  

Lista przeczytanych książek:
1. "Dzieci Gniewu" Grossman Paul 
Czyli książka z czymś czerwonym na okładce
Liczba stron: 368

2. "Harry Potter i Komnata Tajemnic" J. K. Rowling
Czyli książka z listy 100 najlepszych BBC
Liczba stron: 366

3."Romeo i Julia" W. Szekspir
Czyli szkolna lektura, której nie przeczytałem
Liczba stron: 152

4."Ości" I. Karpowicz
Czyli tytuł, który zgarnął nagrodę literacką & książka polskiego autora
Liczba stron: 468

Łączna liczba przeczytanych stron: 1354

Jak widać, zabrakło mi jedynie 146 stron do zaliczenia siódmego wyzwania. Mówi się trudno i żyje dalej. Co do książek, które chciałem przeczytać, a nie zdążyłem to są to "Światło, którego nie widać", które pierwotnie miałem czytać czwartego dnia oraz "Ekspozycja", czyli książka, którą wybrała dla mnie inna osoba (czyli Przyczajony Hasacz). Nie poddaję się jednak i obie książki mam zamiar przeczytać w najbliższym czasie. 

Z książek, które udało mi się przeczytać, najmilej wspominam oczywiście Harry'ego Pottera, którego czytałem po raz enty. W końcu to seria mojego życia. Na drugim miejscu są "Dzieci Gniewu" ex aequo z "Romeo i Julia", czyli znanym dramatem Szekpirowskim. Najbardziej mieszane uczucia mam względem "Ości" Ignacego Karpowicza. Oczywiście nie twierdzę, że książka ta mi się nie podobała, jednak muszę się poważnie zastanowić nad jej oceną.

Recenzje przeczytanych książek w najbliższym czasie pojawią się na blogu, zaczynając już jutro od "Dzieci Gniewu". Następna recenzja pojawi się w czwartek.

Za organizację maratonu oczywiście serdecznie dziękuję Anitce z Book Reviews oraz Ewelinie Mierzwińskiej   

A jak Wam udał się BookAThon? Zaliczyliście wszystkie zadania? :)


6 gru 2015

Filmowa niedziela #3


Witajcie! Udało mi się pozbyć męczącego kaszlu, dlatego powoli mogę zacząć nadrabiać kinowe zaległości, a tych trochę się nagromadziło. W pierwszy weekend grudnia mam dla was dwie kinowe propozycje, czyli słów kilka o Makbecie, a także słów więcej niż kilka o Kosogłosie.

Tytuł: Makbet
Reżyser: Justin Kurzel
Czas trwania: 113 min.
Premiera: 27 listopada 2015

Mam taką przypadłość i nie wiem czy to dobrze, ale lubię znać opinie krytyków na temat filmów, które zamierzam obejrzeć w kinie. Nie miałem więc żadnych oporów by wybrać się na Makbeta wiedząc, że na stronach takich jak Rotten Tomatoes i Metracritic został oceniony kolejno 83/100 oraz 71/100. Zaniepokoiły mnie niestety względnie niskie zarobki tego filmu (szczególnie, że po zwiastunach można wnioskować iż jest to raczej duża produkcja), kiedy jednak obejrzałem ten film otrzymałem odpowiedź w tej nurtującej mnie sprawie. "Makbet" nie jest pierwszym lepszym filmem przeznaczonym dla szarej masy, która idąc do kina liczy jedynie na rozlew krwi, imponujące walki, czy chociażby oklepane do bólu pościgi godne agenta 007. Film ten oczywiście oferuje większość z tych rzeczy (w szczególności niesamowitą i jakże krwawą scenę zabójstwa Dunkana) jednakże całość, tak jak miało to miejsce w przypadku Pentameronu nie jest typowym produktem komercyjnym, a tworem na który należy spojrzeć pod względem bardziej artystycznym. 

"Makbet" oferuje widzowi specyficzny podniosły, przepełniony chłodem klimat wzmagany za pomocą pięknych i jednocześnie surowych szkockich krajobrazów. Wszystko to dodatkowo otoczone zostało naprawdę wspaniałą muzyką, która jest jednym z największych atutów filmu. Gra aktorska w przypadku Makbeta i jego żony, Lady Makbet, jest na najwyższym poziomie. Michael Fassbender w roli oszalałego Makbeta sprawdził się znakomicie prawie niczym Heath Ledger w roli Jokera. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że grzechem byłoby nieprzyznanie mu za tę rolę nominacji do Oscara. I chociaż staram się unikać w tym przypadku porównań- film, a książka, to i tak muszę przyznać, że jako ekranizacja "Makbet" został dosyć wiernie oddany i dodatkowo wzbogacony przez twórców o kilka scen, których w książce byśmy nie uświadczyli.

Jak na ten moment "Makbet" w reżyserii Justina Kurzela jest moją ulubioną ekranizacją Szekspirowskiego dramatu. Jak już podkreślałem, nie jest to typowa produkcja, mająca na celu zarabianie dużych pieniędzy. Ten film urzeka dopracowanymi detalami zaczynając od kostiumów, a na portretach psychologicznych kończąc. Jeżeli macie możliwość, wybierzcie się na Makbeta do kina. Nie pożałujecie.

Ocena filmu


Tytuł: Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 2
Reżyser: Francis Lawrence
Czas trwania: 145 min.
Premiera: 20 listopada 2015

Nie muszę chyba ukrywać, że na ostatnią ekranizację Kosogłosa czekałem tak bardzo, jak na ostatniego Harry'ego Pottera. Porównanie to oczywiście jest nieprzypadkowe, bowiem twórcy obu filmów postanowili ostatnią książkę podzielić na dwa osobne filmy. I o ile w Insygniach Śmierci miało to sens i sprawdziło się bardzo dobrze, to w Kosogłosie raczej nie zdało egzaminu. Bo Kosogłos to za mało materiału na dwa ponad dwugodzinne filmy, a znowuż za dużo materiału na jeden film.  

Moje oczekiwania co do ostatniego filmu z serii Igrzysk Śmierci były bardzo duże, dlatego tym większe okazało się moje rozczarowanie po obejrzeniu tego filmu. Tak jak w przypadku części pierwszej, film ten został najzwyczajniej w świecie przegadany, przez co chwilami oglądanie go się po prostu dłużyło. Wszystkie te niepotrzebne i ciągnące się rozmowy można było skondensować do krótkich, aczkolwiek treściwych dialogów, tak jak było to zrobione w dwóch pierwszych filmach z tej serii. Pod względem gry aktorskiej nie jest tu najlepiej szczególnie patrząc na Jennifer Lawrence, która na ekranie wydaje się być po prostu zmęczona odgrywaną przez nią rolą. Oczywiście ma swoje dobre momenty, jak chociażby wzruszająca scena z Jaskierem, niestety przez większość filmu widz musi obserwować nijaką, choć ładną, twarz bez wyrazu. Sceny, które w książce wzruszały w filmie nie dają możliwości na wyciśnięcie zbyt wielu łez, ponieważ w momentach zwiększonej akcji wszystko nagle przyspiesza, nie dając widzowi nawet chwili na przetrawienie danej sytuacji i zrozumienie straty, jaką ponoszą poszczególni bohaterowie. Dodatkowo całość została zbyt ugrzeczniona na rzecz młodszego widza i wszystkie drastyczne sceny przedstawione zostały w taki sposób, by nie szokować, tracąc jednakowo na wartości.

To miało być wielkie, pompatyczne, pełne agresji zakończenie serii, niestety to co otrzymałem nie spełniło tych oczekiwań. Piszę to z naprawdę wielkim bólem serca, ponieważ "Igrzyska Śmierci" oraz "W Pierścieniu Ognia" mogę oglądać w kółko, niestety z Kosogłosem, zarówno częścią pierwszą, jak i drugą tak nie będzie. Może, gdyby twórcy zdecydowali się na jeden, powiedzmy trzygodzinny film, to prezentowałby się on znacznie lepiej, ponieważ wycięto by wszystko to co zbędne, a w tym filmie takich momentów jest naprawdę sporo. Momentów, które powinny trwać krócej, które powinny jedynie pozwolić na głębszy wdech w przerwach między pędzącą do przodu akcją.

Ocena filmu


Oglądaliście któryś z tych filmów? Jakie są Wasze opinie na ich temat?


5 gru 2015

Świąteczny berek książkowy ♥

Powyższa grafika pochodzi z http://ciociaebi.pl

"Coraz bliżej święta"- głosi popularna reklama Coca coli. Czy tę reklamę nadal puszczają w telewizji? Nie wiem, zwykle przełączam na inny kanał, kiedy następują nudne przerwy w postaci bloków reklamowych. Swoją drogą, ta wspomniana już reklama chcąc nie chcąc przez wiele lat była dla młodszego mnie, jednym z elementów zwiastujących święta. Co ma Boże Narodzenie do napoju, którym można wyczyścić zlew? Nie mam pojęcia.
No skoro już o nadchodzących świętach mowa, albo o Mikołaju, który Wam wszystkim (łącznie ze mną) przyniesie jutro rózgi wspaniałe prezenty, mam dla Was zabawę tematyczną (Świąteczny berek książkowy) do której nominowała mnie Ciocia ebi, za co serdecznie dziękuję. 
Jako, że ostatnio odświeżałem sobie Harry'ego Pottera (książki) to miejcie na uwadze, że moje odpowiedzi mogą być monotematyczne, chociaż będę się starać o jakąkolwiek różnorodność! 

1. Kapcie, kominek, kakao - lektura na zimowe wieczory
Sądzę, że "Ćwiartka raz" Karoliny Korwin-Piotrowskiej dobrze sprawdziłaby się w tym podpunkcie. Jest to lektura lekka, niewymagająca, a przy okazji dająca możliwość poznania nieodkrytych przez nas zasobów szeroko rozumianej kultury, od wywiadów aż do muzyki i filmów. Taka cegła w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

2. Śnieg - bohater, na myśl o którym robi Ci się zimno
Co do tej kategorii to chyba nie mam żadnych wątpliwości. Ten-którego-imienia-niewolno-wymawiać, czyli Lord Voldemort (tak, tak! Nie bójmy się go tak nazywać!) Ta postać przesiąknięta jest złem do szpiku kości i na samą myśl o spotkaniu z nim robi mi się zimno...

3. 12 dań - potrawa z książki, która powinna znaleźć się na Twoim świątecznym stole
Ciocia ebi pisała o piwie kremowym, ja natomiast wybieram paszteciki dyniowe, zajadane przez bohaterów wykreowanych za pomocą pióra J. K. Rowling. To na szczęście dosyć przyziemne pragnienia, ponieważ przepisy na te pyszności można znaleźć w internecie. Nawet na piwo kremowe!

4. Renifer - bohater, który jest wspaniałym towarzyszem
Dante, czyli jeden z bohaterów książki "Inne Zasady Lata". Dlaczego akurat on? Bo nigdy nie ucieka. Kto czytał, ten na pewno zrozumie. Drugim moim typem byłby przezabawny Mark z Marsjanina autorstwa Andy'ego Weira.

5. Kolędy - bohater, z którym chciałbyś pośpiewać świąteczne piosenki
Najpewniej wybrałbym któregoś z hobbitów z "Władcy Pierścieni". A najlepiej to całą czwórkę, czyli Froda, Sama, Mery'ego i Pippina, bo nikt tak jak oni nie potrafi człowieka rozbawić i zachęcić do wspólnej zabawy!

6. Pod choinkę - książka lub seria, którą chciałbyś dostać w prezencie
Już od jakiegoś czasu poluję na "Opowieści z Narnii", których jeszcze nie miałem okazji przeczytać. Jakoś nie po drodze było mi za młodu do tych książek książki (coś innego wtedy zajmowało moją uwagę. Już Wy wiecie co!). Nie ma jednak co rozpaczać, bowiem teraz przeczytałbym je z wielką przyjemnością. Tylko nie wiem co lepsze- siedem osobnych książek, czy wszystko w jednej.

7. Wigilia - książka, która przepełnia Cię rodzinną atmosferą
Ja naprawdę, ale to naprawdę dumałem nad tym pytaniem dobrych dziesięć minut. Dodatkowo przejrzałem całą swoją biblioteczkę, ale jedynie Harry Potter, a dokładnie to dom Wesleyów kojarzy mi się z prawdziwie rodzinną atmosferą. No wiecie, Pani Wesley gotująca coś pysznego, do tego duża, wesoła rodzina, zawsze ktoś się krząta to tu, to tam, zawsze jest z kim porozmawiać itd.

8. Boże Narodzenie - anegdotka związana z Tobą, świętami i książkami
No nie wiem czy to będzie dobra anegdotka, no ale... Kiedy tylko "Harry Potter i Czara Ognia" wyszedł na dvd, dostałem go w prezencie na święta. I chociaż widziałem ten film w kinie, prezent ten i tak był jednym z najbardziej trafionych prezentów, jakie udało mi się zapamiętać. I jak łatwo się domyślić- pierwszy i drugi dzień świąt, a także kilka następnych spędziłem na katowaniu tej płyty w odtwarzaczu płyt dvd. W końcu to moja ulubiona część! Do czegoś to przecież zobowiązuje...

9. Sylwester - miejsce, świat książkowy, w którym chciałbyś świętować ten dzień/noc
Nie pomyślcie o mnie źle, ale chętnie spędziłbym sylwester w Kapitolu znanym z Igrzysk Śmierci. Tak, tak, mowa o tym obłudnym, pełnym przepychu Kapitolu, który wyzyskiwał ludzi w dystryktach. Co jak co, ale ci ludzie wiedzieli, jak się bawić i korzystać z wszelkich przyjemności. Chyba...

10. Nowy Rok - książka, która ładuje Twoje baterie nadzieją
Jest kilka książek, które pozytywnie ładują moje baterie. Zaczynając od podnoszącej na duchu twórczości Mattchewa Quicka, poprzez zabawnego "Marsjanina", a kończąc na czytanych jakiś czas temu, wspomnianych już w tej zabawie, Innych Zasadach Lata, 

Do wykonania tej zabawy nominuję:
http://ruderude-czyta.blogspot.com 
http://martamrowiec.pl
http://kolejnyrozdzial.pl
http://www.majuskula.blogspot.com
http://zaczytana-dolina.blogspot.com

Jutro Mikołaj! Kto zasłużył na rózgę? :D


2 gru 2015

Nieortodoksyjne podsumowanie listopada

Mamy już grudzień, wypadałoby zatem zrobić jakieś małe podsumowanie listopada. Miesiąc ten pod względem liczy przeczytanych książek okazał się być nieco lepszy od października. Dodatkowo łączna liczba przeczytanych stron wynosi dokładnie tyle, ile mój rok urodzenia. Przypadek? Nie sądzę.
W listopadzie na moich półkach pojawiło się sporo nowych książek, m.in. "Dzieci Gniewu" oraz Republika Piratów" otrzymane od mojego ukochanego wydawnictwa SQN. Od Pauli z bloga rude recenzuje otrzymałem w ramach spóźnionego prezentu urodzinowego wspaniałe "Inne Zasady Lata". Poza tym na moich półkach pojawiły się także: "Ości", "Idź, postaw wartownika", "Światło, którego nie widać", "Kaznodzieja", "Harry Potter i Czara Ognia", a także "The Sound of Broken Glass".

Przeczytane w listopadzie:

Ocena: 5/10

Ocena: 9/10

Ocena: 6/10

Ocena: 9/10

Ocena: 6/10

6. "Igrzyska Śmierci" Suzanne Collins
Ocena: 10/10

Łączna liczba przeczytanych stron: 1994

Oprócz recenzji, do których linki zamieściłem powyżej, na blogu pojawił się Filmowy Czwartek, Mockingjay Book Tag oraz niedługa relacja z V Salonu Ciekawej Książki w Łodzi, Ogólnie listopad był miesiącem udanym, nie licząc tylko chorób i wirusów, które ostatnio podłapuję zbyt często (tak, pisząc to siedzę opatulony kocem i zanoszę się kaszlem- niestety). Ostatnie kilka dni listopada przyniosły mi miłą niespodziankę, bowiem okazało się, że Pani Karolina Korwin-Piotrowska trafiła na moją recenzję Ćwiartki Raz. To bardzo miłe, kiedy autor książki, którą się recenzowało docenia Twoją opinię. Poniżej zamieszczam screen. Będzie dla potomnych! A co!

Zachęcam do śledzenia moich poczynań tu:

Grudzień już od pierwszych dni zapowiada się bardzo książkowo, bowiem trwa BookAThon, w którym po raz pierwszy biorę udział. Poza tym to przecież miesiąc prezentów, świat i noworocznych postanowień. Nie obejdzie się tutaj bez niespodzianek dla Was! Czekajcie cierpliwie :)
A jak Wam udał się listopad? Ile książek przeczytaliście?