29 maj 2015

#potterchallenge, czyli jeden Potter miesięcznie!

Są takie książki, które nigdy się nie znudzą i pomimo upływu czasu nadal pozostają aktualne. Dla mnie jest to Harry Potter, czyli seria siedmiu książek pióra J.K. Rowling, opowiadająca o "chłopcu który przeżył". Książki z tego cyklu były dla mnie pierwszymi, po które sięgnąłem z własnej nieprzymuszonej woli, mając nie więcej niż dziesięć lat. Miłość do magii eksplodowała wtedy we mnie, dzięki czemu nawet najgrubsze z tomów pożerałem w zastraszającym tempie. Dzień bez Harrego był dla mnie wówczas dniem straconym. Później przyszedł czas na filmy, gry i wszelkiego rodzaju gadżety, które tak bardzo chciałem posiadać i które były dla mnie czymś w rodzaju przedłużenia fantastycznego pomysłu Pani Rowling. Długo mógłbym pisać o tym, jak ważne były dla mnie te książki i jak wiele im zawdzięczam. To po prostu temat rzeka.

Miłość do magii i tego specyficznego świata czarodziejów umieszczonego w naszej rzeczywistości nie minęła  mi do dziś. To o Harrym Potterze pisałem swoją pracę maturalną, którą zresztą zdałem na sto procent. Pisałem o tym, na czym znałem się najlepiej, będąc w pełni świadomym, że komisja nie jest w stanie mnie niczym zaskoczyć. To był chyba klucz do sukcesu. 
Już od dłuższego czasu zabierałem się do odświeżenia sobie całej serii, dlatego też stworzyłem #potterchallenge, czyli dokładnie "Jeden Potter miesięcznie". Jest to wyzwanie, polegające na regularnym czytaniu książek z cyklu o Harrym Potterze. Jedna na miesiąc, czyli niezbyt wiele, biorąc pod uwagę, pochłonięcie kilku pierwszych tomów to kwestia raczej godzin, aniżeli dni. Mimo wszystko postawiłem na jedną książkę miesięcznie, dzięki czemu przez najbliższe siedem miesięcy będę mógł na nowo delektować się światem magii i rozkoszować tym, co być może mi wcześniej umknęło, jednakowo nie zaniedbując swoich obowiązków i odmawiając sobie możliwości czytania również innych powieści.

 To wyzwanie jednak nie wiąże się tylko i wyłączanie z czytaniem. Dodatkowo postanowiłem, że jedna książka= jeden post co  miesiąc, w którym opiszę ogólne wrażenia z wyszczególnieniem:
-ulubionej sceny
-najbardziej wyróżniającej się postaci
-cytatu wartego zapamiętania
-porównania książki do filmu
-ciekawostki (o ile się taka znajdzie)

Startuję już na początku czerwca z pierwszą częścią, czyli Harry Potter i Kamień Filozoficzny. Nie mogę się doczekać sięgnięcia po tę książkę. Może znajdzie się ktoś chętny podjęcia wyzwania razem ze mną :)? 


15 maj 2015

Ostre Przedmioty- Gillian Flynn

Kto jeszcze nie słyszał o thrillerze sprzed trzech lat, zatytułowanym "Zaginiona Dziewczyna"? Miałem okazję przeczytać tę książkę na początku tego roku i z pełną świadomością postawiłbym ją na półce z dopiskiem 'tegoroczni ulubieńcy'. Po udanej premierze ekranizacji, zainteresowanie książką szybko wzrosło i niczym wirus przechodziła ona na kolejne osoby, które usatysfakcjonowane znakomitą lekturą, polecały ją znajomym, nieznajomym, rodzinie itd. Sukces był tutaj jak najbardziej zasłużony, ponieważ "Zaginiona Dziewczyna" już po pierwszych kilkunastu stronach sprawia, że ciężko się od niej oderwać. Dołóżmy tutaj jeszcze zgrabnie uknutą intrygę, dobre portrety psychologiczne głównych bohaterów i zaskakujące zakończenie. Bestseller murowany. Sam dałem tej powieści wysoką ocenę i zaintrygowany postanowiłem sięgnąć po inne książki tej autorki, czyli amerykańskiej pisarki Gillian Flynn, która w swojej karierze wydała trzy powieści. Chronologicznie były to "Ostre Przedmioty", "Mroczny Zakątek" oraz wspomniana już "Zaginiona Dziewczyna". Dla opozycji wybrałem pisarski debiut w postaci "Ostrych Przedmiotów". Już na przodzie okładki rzucił mi się w oczy tytuł "Najlepszego kryminału roku" nadany przez Dagger Award. Na tyle natomiast mogłem przeczytać m.in. rekomendację samego Stephena Kinga, którą zaczął słowami "Znakomity debiut to zbyt łagodnie powiedziane". Brzmi zachęcająco, prawda? Szkoda tylko, że z wraz z zagłębieniem się w lekturę komentarz Króla Horrorów straci na swojej wartości. Następnym razem będę bardziej sceptyczny wobec tego typu opinii nadrukowanych na okładce. Nauczka dla mnie. Ale o tym później. Teraz przejdźmy do szczegółów.

"Ostre Przedmioty" to powieść, która łączy w sobie cechy thrillera, kryminału, oraz horroru. Akcja dzieje się na rodzimym kontynencie pisarki, czyli Ameryce Północnej. Głównym bohaterem książki jest Camille, reporterka będąca lekko po trzydziestce, mająca specyficzne problemy opierające się na braku szacunku do własnego ciała, na którym z zapałem wyryła niezliczoną liczbę słów. Pracując w redakcji niezbyt znanej gazety Daily Post, Camille zostaje wysłana przez swojego przełożonego, do rodzinnego miasta Wind Gap, w którym to doszło do okrutnego morderstwa dwóch dziewczynek. Jej zadanie wydaje się być proste, bowiem musi zdobyć informacje i napisać artykuł o zbrodniach tak, by szef był zadowolony. Niestety zmusza to ją do zatrzymania się w rodzinnym domu, pełnej przepychu willi, w której bolesne wspomnienia nadal pozostają żywe. Główna bohaterka musi skonfrontować się z matką, a z nią łączą ją (mało powiedziane) chłodne stosunki oraz siostrą, której praktycznie nie zna. Jak się okaże, miejscowa policja nie będzie skora do współpracy, przez co reporterka będzie musiała zdobywać informacje o poszukiwanym mordercy na własną rękę. 

Chociaż jest to książka niezbyt długa (mająca około 350 stron) momentami mocno namęczyłem się podczas jej czytania. Po obiecujących zapowiedziach i stosunkowo dobrym wstępie przychodzi pora na średnie rozwinięcie. Tam akcja niestety zwalnia, a energia zbudowana na samym początku opada w zastraszającym tempie. Im dalej tym gorzej, idąc więc według tego schematu, zakończenie rozczarowuje i jest przy tym bardzo przewidywalne. Zanim doszedłem do połowy lektury, byłem już w stanie określić (zresztą dosyć trafnie) kto stoi za morderstwami dziewczynek, co popsuło całą zabawę i odebrało chęć dalszego czytania. To chyba najgorsze co może się przytrafić obcując z kryminałem, bądź thrillerem. Postanowiłem mimo wszystko, że się nie poddam i dotrwam do końca, by się przekonać, czy aby na pewno miałem rację. I co? Ano nie myliłem się. Po drodze do upragnionego zakończenia nasza Camille prowadziła jakże nieinteresujące rozmowy z podejrzanymi i mieszkańcami, które nie wnosiły niczego nowego i w większości, w żaden sposób się ze sobą nie wiązały. Chociaż sama fabuła jest oryginalna, to mimo wszystko pozostaje naciągana i momentami niespójna. Brak mi tu punktu zaczepienia, jakiegoś masywnego zwrotu akcji, albo dreszczyku emocji, który dodałby powieści trochę uroku i przyspieszyłby czytanie. Na domiar złego pojawiające się sceny seksu są bezosobowe, napisane na siłę. Jeżeli natomiast chodzi o bohaterów... cóż. Im bliżej poznałem Camille tym bardziej miałem jej dość. Tak jak i całej jej rodziny i wszystkich mieszkańców Wind Gap. Niby każdy ma swój odrębny charakter i cechy przewodnie, a mimo to często-gęsto dominuje tu nijakość naprzemienna z brakiem wiarygodności. Cechy osobowości, które powinny być subtelnie nakreślone, biją po oczach, wręcz krzyczą "Zobacz mnie! Jestem złym człowiekiem!". Dobrym przykładem wypełniającym kilka ostatnich zdań jest Emma, siostra Camille. Ma niespełna trzynaście lat, wychowana w (teoretycznie) dobrym domu, a mimo to liczba socjopatycznych jej zachowań przewyższa czterdziestoletnich degeneratów po kilkukrotnych odwykach. To postać, która chyba najbardziej działała mi na nerwy. W jednym momencie zachowywała się jak przedszkolak, bawiąc się domkiem dla lalek, by kilka godzin później sprzedawać swoje ciało i wygłaszać opinie godne trzydziestolatki, których brak chociażby głównej bohaterce. Jedno drugiemu przeczy. Całe miasteczko Wind Gap ogólnie negatywnie wypadło w moich oczach. Jest nader senne i usypia przy tym czytelnika (nie ma się co dziwić, że Camille tak często lubiła sobie golnąć), a liczba nagromadzonych tam patologii przewyższa wszystko, dając niezwykle negatywny obraz społeczeństwa amerykańskiego, któremu chyba nic już nie pomoże (przynajmniej według autorki). 

Podsumowując mocno się zawiodłem na "Ostrych Przedmiotach". Jest to książka bardzo przeciętna, która w żaden sposób nie wybija się przed szereg. Być może Gillian Flynn po prostu porwała się z przysłowiową "motyką na słońce" i nie dała rady udźwignąć tego brzemienia, jakim była dla niej debiutancka powieść. Niemniej jednak patrząc przez pryzmat debiutu nie można być dla niej aż tak krytycznym (no cóż... teraz już nie skasuję całego powyższego akapitu), niestety mimo to, nie potrafię napisać niczego pozytywnego, co zachęciłoby was do sięgnięcia po ten tytuł. Za to mogę śmiało stwierdzić, że na przestrzeni kilku lat pisarka osiągnęła spory progres, który widać w "Zaginionej Dziewczynie" czyli książce, którą będę wam polecał pewnie jeszcze wiele razy. Teraz stoję przed dylematem, czy warto przeczytać "Mroczny Zakątek", następce "Ostrych Przedmiotów". Istnieje szansa, że ta książka zatrze niesmak pozostawiony po tej lekturze. Niemniej jednak powracając do głównego tematu... ewidentnie widać, że Stephen King postanowił zrobić autorce miły prezent w postaci kilku dobrych słów na temat jej powieści, ewentualnie dobrze mu za to zapłacono. I tym samym mam przestrogę dla was. Nigdy, przenigdy nie pokładajcie całej wiary w rekomendacjach zamieszczanych na okładkach, bo jak się okazuje częstokroć mają one służyć do podniesienia sprzedaży czegoś, co pewnie w normalnej sytuacji by się nie sprzedało.

Ocena książki: 4,5/10


7 maj 2015

Ciasto marchewkowe

Po raz kolejny witam was w mojej "kuchni dla amatorów". Jak się okazuje, nie trzeba być profesjonalnym cukiernikiem, by stworzyć coś smacznego na deser. Tym razem serwuję wam przepis na moje ulubione ciasto marchewkowe, idealne na każdą okazję. Jego wykonanie jest dziecinnie proste i nie wymaga zbyt wielu składników (poza tymi, które znajdziemy w każdej kuchni), a zasmakuje każdemu. Przepis idealny do niewielkiej formy. W większej ciasto może wyjść nieco niższe. No to do dzieła!

Składniki do ciasta:
-1,5 szklanki startej marchewki
-1,5 szklanki mąki
-4 jajka
-szklanka oleju
-szklanka cukru
-łyżeczka proszku do pieczenia
-łyżeczka sody
-łyżeczka cynamonu
-pół łyżeczki gałki muszkatołowej 
-1/3 łyżeczki soli
-łyżka cukru waniliowego
-0,5 szklanki pokrojonych orzechów włoskich

Składniki do polewy:
-100g słonego serka np. Almette
-2 łyżki miodu
-2 łyżki masła


Sposób przygotowania:
Piekarnik nagrzewamy do 180*c bez termoobiegu. W międzyczasie za pomocą miksera ubijamy jajka z cukrem, następnie dodajemy olej i wszystkie suche składniki, łącznie z przyprawami dokładnie mieszając. Na koniec wrzucamy marchewkę, orzechy i ponownie mieszamy. Gotową masę wlewamy do formy i wkładamy do piekarnika na około 40-45 minut. Kiedy ciasto będzie się piekło, miksujemy masło z serkiem i miodem. Gotową polewę odstawiamy na chwilę do lodówki. Kiedy ciasto się upiecze, czekamy aż całkowicie ostygnie, po czym równomiernie nakładamy na nie schłodzoną polewę. Ciasto powinno poleżeć w lodówce przynajmniej godzinę, zanim zaczniemy konsumpcję! Smacznego!

Wskazówka: by sprawdzić czy ciasto jest już na pewno upieczone, wystarczy nakłuć je patyczkiem/zapałką. Jeżeli zostaną na nim kawałki ciasta to oznacza, że nie jest jeszcze gotowe i powinniśmy je zostawić jeszcze chwilę w piekarniku.