Witajcie! Ostatnio była Filmowa Niedziela, dzisiaj jest natomiast Filmowy Czwartek, ponieważ cały weekend znowu spędzę na uczelni, a wiem, że przez moje niedawne chorowanie nazbierało mi się trochę zaległości, czytelniczych i nie tylko. W pierwotnym założeniu miałem dzisiaj opowiedzieć o trzech filmach, które widziałem w kinie, niestety ze względu na anginę udało mi się zobaczyć tylko dwa, dlatego dzisiejszy post wzbogacę o kilka filmów, które udało mi się zobaczyć podczas "umierania" w ostatni weekend. Nadrobiłem dzięki temu trochę oscarowych zaległości, ale o tym za chwilę. Kino ma pierwszeństwo.
Tytuł: Pakt z Diabłem
Reżyser: Scott Cooper
Czas trwania: 122 min.
Pierwszym filmem, który postanowiłem obejrzeć w kinie był "Pakt z Diabłem" oparty na prawdziwej historii, spisanej w książce, którą jakiś czas temu recenzowałem. Prawdopodobnie, gdyby nie Johnny Depp, nigdy nie zainteresowałbym się tym tytułem. No bo wiecie, Johnny to Johnny. Kiedyś na filmy chodziło się głównie ze względu na niego... teraz w sumie też się tak robi, jednak łatwo zauważyć, że filmy w których gra i postacie, w które się wciela, już nie zachwycają tak jak kiedyś. Nie inaczej jest w Pakcie z Diabłem. Ta gangsterska historia co prawda ma w sobie coś interesującego i momentami potrafi widza zelektryzować, być może za sprawą dosyć brutalnych rozrachunków, przedstawionych na ekranie, jednak postać odrywana przez Johnnego nie wydaje się być niczym nowym. To kolejny zwariowany człowiek, tym razem gangster, do tego ucharakteryzowany w taki sposób, że na pierwszy rzut oka przypomina Draculę. Nawet pomimo dobrej obsady, całość wypadła według mnie bardzo przeciętnie, dłużąc się, szczególnie pod koniec.
Tytuł: Pentameron
Reżyser: Matteo Garrone
Czas trwania: 134 min.
Drugim filmem, na który wybrałem się do kina był "Pentameron". Film ten już od pierwszych scen zachwyca, szczególnie pod względem wizualnym, ponieważ jest to prawdziwa pożywka dla oczu, pełna soczystych kolorów, niesamowitych ujęć i kostiumów. Wszystko to wraz z nastrojową muzyką tworzy tajemniczy, momentami nieco niepokojący, baśniowy klimat. Łatwo też dostrzec, że twórcy tego filmu pokusili się tutaj o pewien artyzm, wypierając zbędne dialogi, dzięki czemu Pentameronu nie można odbierać, jako tworu czysto komercyjnego. Jedynym minusem, nieszczególnie dużym, o jakim mogę wspomnieć, jest tu fabuła, opierająca się na trzech kompletnie niepowiązanych ze sobą, momentami nieco drastycznych, baśniach. Polecam ten film wszystkim, z wyjątkiem dzieci, które po Pentameronie mogą mieć w nocy koszmary.
I teraz właśnie dochodzimy do momentu, kiedy złapałem anginę i moje wyjście na "Spectre" zostało odłożone w czasie. Leżenie w łóżku jednak miało też swoje plusy, ponieważ miałem trochę czasu by nadrobić kilka filmów, które w tym roku walczyły o Oscara w kategorii "Najlepszy film".
Pierwszy w kolejce do obejrzenia był "Whiplash", który okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Ten film jako jeden z niewielu wbił mnie w fotel (a dosłownie to wbił w łóżko) i nie pozwolił mi ruszyć się z miejsca aż do napisów końcowych. Powala tutaj gra aktorska J.K. Simmonsa, który do odgrywanej przez niego roli dopasowany został idealnie. Całkiem dobrze sprawił się również główny bohater, zdeterminowany nastolatek, grany przez niezbyt lubianego przeze mnie Milesa Tellera, który naprawdę porządnie przygotował się do swojej roli. "Whiplash" zachwyca, zaskakuje i oferuje niezwykłe doznania muzyczne.
Potem przyszła pora na "Grę Tajemnic", w którą główną rolę dostał Benedict Cumberbatch. Chociaż film jest dobry, ciężko nazwać go wybitnym. To historia nierozumianego przez ludzi geniusza, który dążył do rozszyfrowania enigmy, w której można dopatrzeć się drugiego dna.
Trzecim i ostatnim filmem z mojego anginowego maratonu był "Boyhood", który, co tutaj ukrywać, jest chyba najsłabszym ze wszystkich, jak dotąd obejrzanych przeze mnie filmów, które walczyły w tym roku o Oscara. Na jego korzyść przemawia jedynie fakt, że kręcony był przez wiele lat, a aktorzy, pomimo upływu lat wciąż pozostali ci sami. Historia niestety nie wychodzi poza ramy bezpiecznej familijnej opowieści o dorastaniu i szukaniu swojego miejsca na świecie.
Potem przyszła pora na "Grę Tajemnic", w którą główną rolę dostał Benedict Cumberbatch. Chociaż film jest dobry, ciężko nazwać go wybitnym. To historia nierozumianego przez ludzi geniusza, który dążył do rozszyfrowania enigmy, w której można dopatrzeć się drugiego dna.
Trzecim i ostatnim filmem z mojego anginowego maratonu był "Boyhood", który, co tutaj ukrywać, jest chyba najsłabszym ze wszystkich, jak dotąd obejrzanych przeze mnie filmów, które walczyły w tym roku o Oscara. Na jego korzyść przemawia jedynie fakt, że kręcony był przez wiele lat, a aktorzy, pomimo upływu lat wciąż pozostali ci sami. Historia niestety nie wychodzi poza ramy bezpiecznej familijnej opowieści o dorastaniu i szukaniu swojego miejsca na świecie.
A co Wy oglądaliście ostatnio? ;)
W kinie byłam ostatnio na "Marsjaninie". Lista filmów do obejrzenia w domu cały czas rośnie. Chyba tylko choroba sprawi, że je obejrzę, bo ostatnio jak mam coś robić, to albo czytam albo gram ;-)
OdpowiedzUsuńGrasz w..... simsy :D?
UsuńPentamerony Ci zazdraszczam bardzo! :D Sama chciałam pójść, już sobie tak wszystko pięknie zaplanowałam... I co? I małolat się zbuntował, do przedszkola chodzić nie chce i mamuśka musi siedzieć w domu, na czterech literach. I zamiast do kina, to do garów. :D
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze będzie okazja zobaczyć ten film :) a polecam, bo ten magiczny klimat jest wart doświadczenia go na dużym ekranie :)
UsuńWhiplash uwielbiam! Ostatnio oglądałam Listy do M. taka powtórka przed drugą częścią :D
OdpowiedzUsuńDla Johnny'ego jestem w stanie wiele zrobić, ale jednak... nie skuszę się na ten film, bo jakoś mnie nie kręcą takie klimaty ^^ A filmy "oscarowe"... naprawdę rzadko kiedy cokolwiek z nich choć trochę wpasowuje się w mój gust. Nie jestem wybrednym widzem co do filmów, jak widać, co tylko potwierdza to, co ostatnio oglądałam. M.in. "Najdłuższa podróż", dramat oparty na powieści Nicholasa Sparksa, "Nigdy nie jest za późno", niby dramat, ale poniekąd też komedia z Meryl Streep czy "Dom po drugiej stronie ulicy" (2009) → tak głupiego horroru dawno nie oglądałam.
OdpowiedzUsuń"Dom po drugiej stronie ulicy" też widziałem i zgadzam się co do głupoty tego filmy :D
Usuń"Whiplash" udało mi się zobaczyć w kinie i byłam zachwycona. Nie wiedziałam wtedy czego się spodziewać, nawet zwiastuna nie widziałam, więc zaskoczenie było ogromne ;) Szczególnie J.K. Simmons rządzi na ekranie !
OdpowiedzUsuń"Boyhood" mi się podobał, może przez sympatię do reżysera. Nie wiem czy widziałeś jego trylogię z Delpy i Hawke ("Przed wschodem słońca", "Przed zachodem słońca" czy jakoś tak). Jeżeli nie to polecam, bo miażdży system! :)
A ja jakoś nie mam ostatnio czasu wybrać się do kina, a nawet na oglądanie w domu. Jednak to się zmieni, bo "Kosogłosa" na pewno sobie nie odpuszczę!
Pozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/