25 gru 2014

Dziedzictwo Tom II- Christopher Paolini

Jeżeli masz lat naście- powiedzmy, że mniej niż osiemnaście, lubisz fantastykę, lecz Tolkienowska twórczość jest dla Ciebie czymś nazbyt ciężkim- sięgnij po Dziedzictwo autorstwa Christophera Paoliniego. Cala seria powinna w pełni zadowolić niezbyt wymagającego czytelnika.

Po pierwszą część, czyli "Eragona" sięgnąłem będąc dzieciakiem, który tamten moment nie potrafił odróżnić literatury dobrej od przeciętnej. Książkę tę pochłonąłem w ciągu kilku dni, bowiem przygody nastoletniego chłopca, który przypadkiem natrafia na smocze jajo wydały mi się wówczas czymś wspaniałym. Dodajmy do tego jeszcze wyimaginowaną krainę Alagesię, którą rządzi zły król Galbatorix, tak bardzo podobną na tle rasowym do Tolkienowskiego Śródziemia. Na tamten moment zachwyt był wręcz wymagany. Nie bez powodu jednak, ponieważ cała seria (początkowo nazywana trylogią) zapowiadała się naprawdę obiecująco. Paolini zaczynał pisać jako nastolatek, dla nastolatków, nic w tym dziwnego że przygody Eragona szybko podbijały serca młodych czytelników. Po kontynuacje Eragona zatytułowane "Najstarszy" oraz "Brisingr" sięgnąłem po upływie kilku lat i choć nadal mógłbym powiedzieć, że zostały dobrze napisane, momentami dłużyły się, wyzwalając u mnie uczucie nudy i chęci przeczytania czegoś całkiem innego. Pomimo tego, że autor wprowadzał do fabuły coraz to nowsze wątki, odkrywał nieznane dotąd skrawki lądu Alagaesii, a bohaterów łączył uczuciami większymi niż przyjaźń, wobec dorastającego czytelnika stał się bezradny. Dopiero teraz widzę, jak oklepanych schematów trzymał się Paolini oraz jak wiele uszczknął z twórczości wybitnych pisarzy z wyżej wspomnianym Tolkienem na czele. Czułem się jednak zobowiązany by sięgnąć po ostatni tom, który na celu miał zakończenie walki Eragona i jego smoczycy Saphiry ze złym Galbatorixem. I tu pojawił się pierwszy problem, bowiem w Polsce ostatnia (czwarta) książka rozbita została na dwie osobne części. Żądza pieniądza, czy też lenistwo tłumaczy, którzy nie wyrobili się w czasie? Nie wnikam, choć fanom książek Christophera Paoliniego na pewno nie było do śmiechu, że za ostatnią część płacić muszą podwójnie. Cały zabieg również negatywnie wpłynął na moją ocenę książki, która zamiast elektryzować, cięgnie się w nieskończoność. Mam oczywiście na myśli Dziedzictwo Tom II.

Książka ta opiera się na kilku kluczowych wydarzeniach, którymi są: wizyta w Vroengardzie, ostateczna walka z Galbatorixem oraz to co dzieje się później. Oczywiście to co dzieje się po walce z Galbatorixem można rozbić na kilka mniejszych podpunktów, ja jednak nie wiedzę w tym sensu. Oczekiwałem, że zakończenie będzie spektakularne i do tego z mocnym przytupem. Niestety się myliłem. Akcja rozpisana na ponad czterysta stron, pełna jest nic niewnoszących rozważań bohaterów, które irytują mniej lub bardziej. Prowodyrem w kategorii irytacji niezaprzeczalnie jest Roran- kuzyn smoczego jeźdźca Eragona. W jednej chwili martwi się o swoją ciężarną żonę Katrinę, rozmyślając o sensie walk z imperium, by kilkanaście stron dalej mordować z zimną krwią dziesiątki żołnierzy, nie mając wielu okazji, by dostać porządnego prztyczka w nos. Chociaż jest to bohater działający po stronie dobra, jego zachowanie sprawiło, że perspektywa nagłej śmierci tejże postaci, nie wywoływała u mnie żalu. O zgrozo, mam tylko nadzieję, że Christopher Paolini celowo stworzył go takiego, a nie innego.

Mimo iż większość wydarzeń ma wpływ na dalszą akcję i napędza spiralę, mającą prowadzić do wielkiego końca, nie wciąga. W momencie (a nie było ich zbyt wielu), gdy już naprawdę udało mi się zaczytać i ciekaw byłem co stanie się za chwilę, następowało przejście w rozdziałach do innego bohatera, najczęściej wyżej wspomnianego Rorana, co niestety denerwowało i psuło cały ten znikomy klimat, czy też rosnące napięcie. O ile w poprzednich tomach było to całkiem na miejscu, bowiem wiele postaci rozrzuconych było po całej Alagaesii o tyle teraz, kiedy wszyscy przebywali praktycznie w tym samym miejscu, wydało mi się to zbyteczne.

W oczy rzuca się tu również swoisty brak oryginalności. Wiele z wplecionych tu pomysłów zdaje się być niezwykle wymuszona i niedopracowana, tak jakby autor wyczerpał swój zasób kreatywności. Budując skomplikowaną fabułę, powinno się również pomyśleć o skomplikowanym lub chociaż nietuzinkowym zakończeniu. W tym właśnie "wielkim finale" przelewa się czara goryczy, ponieważ Paolini stworzył czarne charaktery, które potencjalnie są nie do zniszczenia i kiedy czytelnikowi brak już pomysłów, w jaki sposób można wyplenić zło okazuje się, że istnieje jakiś idealny, wręcz banalny i do tego niewymagający od pisarza sposób na wygraną dobra nad złem. Ja rozumiem, że autor mógł być już zmęczony, jednak jakieś zobowiązania wobec czytelników pozostają. Zakończenie może usatysfakcjonować piętnastolatka, ale nie mnie.

Na plus zaliczam Eragona i Saphirę, którzy nadal zachowują czystość umysłu i z pośród wszystkich, chyba jako jedyni wzbudzają sympatię. To właśnie ich wątek w całej książce wydaje się być najciekawszy. Pozytywnie wypadają również opisy nowo poznanych miejsc, a jest ich całkiem sporo, w tym szczątki dawnej świetności smoków zachowane w Vroengardzie, czy też miasto Uru'baen będące kryjówką zła wcielonego (Galbatorixa).

Podsumowując, mocno się zawiodłem na Dziedzictwie Tom II. Czytając tę książkę, często się irytowałem i miałem ochotę sięgnąć po coś ciekawszego. Mimo wszystko wytrwałem do końca. Zakończenie całej serii nie jest wystarczająco mocne. Bez skrupułów z całości wyciąłbym kilka niepotrzebnych rozdziałów, a to co zajmuje ostatnie sto stron książki skrócił o połowę. Ponoć miał być słodko-gorzki finał, a jest słodko-gorzka recenzja. Unikałem opisywania akcji, by zanadto nie spoilerować, co udało mi się chyba nieźle. Jeżeli kochacie Eragona bądź Saphirę... i tak to przeczytacie, nawet mimo niezbyt pozytywnej opinii z mojej strony.

OCENA KSIĄŻKI: 4,5/10


4 gru 2014

Jedwabnik- Robert Galbraith

Każdy z nas wie kim jest J.K. Rowling. Wydane przez nią książki o Harrym Potterze zyskały ogromny sukces i na dobre wpisały się do historii literatury młodzieżowej. Kilka lat po zakończeniu serii mówiącej o przygodach młodego czarodzieja pisarka powróciła z powieścią o tytule "Trafny Wybór". Pomimo pozytywnego odbioru ze strony krytyków, liczne porównania do Harrego Pottera były tu nieuniknione i zarazem bardzo dla niej krzywdzące. Jak widać fani twórczości Rowling nie byli przygotowani na zupełnie nową historię, przepełnioną czarnym humorem, umieszczoną w szarej rzeczywistości miasteczka Pagford, w którym to główni bohaterowie zmierzali się ze swoimi problemami.

Rok po wydaniu "Trafnego Wyboru" na rynek trafiło "Wołanie Kukułki", będące kryminałem napisanym pod nazwiskiem nieistniejącego Roberta Galbraith. Szybko wyszło na jaw, kto jest prawdziwym autorem tej książki. Zarówno krytycy, jak i czytelnicy nie kryli zachwytu i pochwał nad nowym dziełem pani Rowling. Pisarka świetnie odnalazła się w całkiem nowej dla niej, kryminalnej odsłonie. I choć "Wołanie Kukułki" nie należy do książek przełomowych, w idealny sposób spełnia wszystkie kryteria narzucone przez ten gatunek literacki. Śledztwo prowadzone przez głównego bohatera, Cormorana Strike i jego asystentkę Robin, okazało się na tyle porywające jak i zaskakujące, że nie trzeba było więc długo czekać na potwierdzenie informacji dotyczącej kontynuacji książki.

"Jedwabnik" o którym dzisiaj mowa, do polskich księgarni trafił we wrześniu. Po rozwiązaniu sprawy związanej z Lulą Ladry, Strike trafił na pierwsze strony gazet, dzięki czemu jego agencja zyskała wielu klientów, a co za tym idzie, wypłacalność. Tym razem detektyw staje przed wyzwaniem rozwiązania zagadki brutalnego morderstwa pisarza Owena Quine, który stworzył tzw. "dzieło szaleńca", czyli kontrowersyjną powieść o tytule "Bombyx Morii", w której to oczernił wiele wpływowych osób. Co za tym idzie, paleta potencjalnych morderców jest dosyć spora. Pierwszą zaletą tej książki jest to, że możemy ją przeczytać, bez wcześniejszego zapoznania się z poprzednią częścią. Nie musimy bać się, że pogubimy się wśród wykreowanych przez Rowling, a raczej Roberta Galbraith, postaci. Czytelnik poznaje tu głównych bohaterów na nowo, co dla tych, który znają "Wołanie Kukułki" może być swoistym przypomnieniem historii dotyczących życia Strika i jego asystentki Robin.

O ile w "Wołaniu Kukułki" skupieni byliśmy tylko i wyłącznie na sprawie martwej Luli Landry, o tyle w tej części poza śledztwem dotyczącym śmierci znanego pisarza, mamy wgląd na inne sprawy, których rozwiązania podjął się Strike. Chwilowa sława przyniosła mu wielu wielu zamożnych klientów, którzy gotowi są wydać wiele pieniędzy na śledzenie niewiernych małżonków. Chociaż sceny te momentami wydają się zbędne i niepotrzebnie wydłużają książkę, dają one realny pogląd na pracę prywatnego detektywa. Sam główny bohater, staje wobec nowych wyzwań. Jego biuro oblegają fotoreporterzy, a morderstwo nad którym pracuje jest czymś zupełnie nowym, bowiem Strike w całym swoim życiu nie spotkał się z tak brutalnym potraktowaniem ludzkich zwłok.

Co jest częstym w książkach autorki Harrego Pottera, wszystkie z poznanych przez nas postaci posiada własny indywidualny, dobrze zarysowany charakter. Każdy z nich posiada swoje mocne i słabe strony. W ten oto sposób detektyw Cormoran Strike, niechciany syn znanej gwiazdy rocka, pomimo niesamowitych zdolności manipulacji i wyciągania z ludzi informacji, często ograniczony zostaje przez pobolewający kikut, będący przypomnieniem czasów służby w wojsku. Natomiast jego asystentka Robin, staje przed wieloma dylematami, ponieważ częstokroć wybierać musi między pracą na narzeczonym. Osoby podejrzane o morderstwo poznajemy stopniowo, dzięki czemu nie gubimy się w zalewie informacji. Daje to możliwość ułożenia sobie poszczególnych faktów, co ułatwia wytypowanie potencjalnego zabójcy.

W książce rozwinięty zostaje również wątek dotyczący relacji Robin ze swoim narzeczonym Matthew, który to  nie akceptuje pracy ukochanej i do samego Strike nie pała sympatią. Są to dosyć ważne sceny, ponieważ w przyszłości Cormorana i Robin mogłoby połączyć coś więcej niż tylko wspólne zamiłowanie do wykonywanej przez nich pracy. Akcja rozwija się powoli i często upstrzona jest dodatkowymi scenami, niezwiązanymi z "Bombyx Mori", przez co można odnieść wrażenie, że całość nieznacznie się dłuży. Nie brak tu jednak cech towarzyszących każdemu porządnemu kryminałowi. Zagadka, aura tajemniczości, czy dobrze wytłumaczone motywy działań zbrodniarza są jak najbardziej na korzyść "Jedwabnika".

Jak się okazuje pani Rowling nie powiela schematów wprowadzonych w "Wołaniu Kukułki" co jest niewątpliwym plusem. Dzięki temu zakończenie książki (którego oczywiście wam nie zdradzę) może w pewien sposób być zaskakujące. Mi osobiście wręcz idealnie udało się rozwiązać całą zagadkę związaną z morderstwem pisarza. Podsumowując, "Jedwabnik" jest dobrą lekturą, ani lepszą, ani gorszą od swojego poprzednika. Jedne momenty się dłużą, inne natomiast zatracają nas w poczuciu upływu czasu. Książkę tę polecam szczególnie osobom, które z wypiekami na twarzy przeczytały "Wołanie Kukułki". Mam nadzieję, że za rok o tej porze będę miał okazję recenzować kolejną książkę Roberta Galbraith. Ciekaw jestem jakie jeszcze asy autorka ma w rękawie i czym może nas zaskoczyć.

OCENA KSIĄŻKI: 6,5/10