31 lip 2016

Filmowa Niedziela #23 Wakacyjny przegląd filmowy

Wakacje to czas odpoczynku, gdyż wielu z nas wtedy nie musi uczyć się na kolejne egzaminy, ewentualnie dostaje urlop od pracy. To dobry czas by zregenerować siły na jesień i spędzić mile czas z rodziną i przyjaciółmi. To także dobry czas na to, by nadrobić zaległości, nie tylko książkowe, ale i filmowe. Bo przecież czas spędzony przed telewizorem wcale nie musi być czasem straconym, o ile oczywiście wybierze się odpowiedni film. Z tego też względu, dziś, zamiast pojedynczej recenzji, przygotowałem dla Was nieduży wakacyjny przegląd filmowy, w którym słów kilka o ośmiu tytułach, niekoniecznie nowych i raczej niegranych obecnie w kinie, które miałem okazję ostatnio obejrzeć i które według mnie  koniecznie powinniście sami zobaczyć. No więc zaczynamy!

29 lip 2016

Mroczniejszy odcień magii [RECENZJA]

Tytuł: Mroczniejszy odcień magii
Autor: V.E. Schwab
Ilość stron: 402
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Cena: 36,90 zł

Witajcie w świecie pełnym magii, a raczej światach, bo jest ich kilka, a każde z nich mimo wielkich różnic łączy jedno miasto- Londyn, który zawsze znajduje się w tym samym miejscu. Tak więc mamy cztery różne Londyny: czerwony, szary, biały i czarny. Każdy z nich posiada inne natężenie magii. Z Czerwonego pochodzi Kell, jeden z głównych bohaterów. Choć wychował się w rodzinie królewskiej, nie jest on w jakikolwiek sposób z nimi spokrewniony. Jak sam Kell określa- jest on ich własnością. Kell to dodatkowo jeden z antarich, czyli ludzi, którzy biegle posługują się magią. Z Szarego Londynu, miejsca nijakiego, pozbawionego magii, pochodzi Lila Bard, sprawna złodziejka, która marzy o rozpoczęciu nowego życia i ucieczce z miasta. Drogi tych dwojga się przetną, kiedy Kell podróżować będzie pomiędzy światami, z niezwykle niebezpiecznym przedmiotem- artefaktem Czarnego Londynu, którego jak najszybciej trzeba się pozbyć.

24 lip 2016

Filmowa Niedziela #22 Facet na miarę

Tytuł: Facet na miarę
Reżyser: Laurent Tirard
Czas trwania: 98 min
Premiera: 15 lipca 2016

Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o "Facecie na miarę" od razu pomyślałem o tym filmie w kontekście niekoniecznie dobrych amerykańskich komedii, które czasami nie przynoszą niczego poza kilkoma zabawnymi scenami. Myślenie to było oczywiście wielkim błędem, bo "Facet na miarę" to film nie amerykański, a francuski, który poza tym, że bawi, to i niesie uniwersalne przesłanie.

W scenie otwierającej film widzimy kobietę, główną bohaterkę o imieniu Diane, która tego samego dnia zgubiła telefon komórkowy. Chwilę później na domowy numer dzwoni nieznany mężczyzna, znalazca komórki należącej do Diane. Nazywa się on Alexandre. Rozmowa między tymi dwoma wyraźnie się klei, dlatego umawiają się następnego dnia na spotkanie. I tu jest pies pogrzebany, bo choć Diane odzyskuje swój zgubiony telefon, to mężczyzna, który go jej przynosi zaprzecza ideałom wykreowanym w głowie. Alexandre to sympatyczny, przystojny, dobrze zarabiający, aczkolwiek niezwykle niski mężczyzna, mierzy bowiem jedynie 136 cm wzrostu. Diane początkowo wydaje się do niego zrażona, później jednak nawiązuje z nim przyjacielską relację, która ma szansę rozwinąć się w coś więcej. Ale czy kobieta ta udźwignie udźwignie ciężar jego wizualnej wady i nie podda się krytycznym komentarzom ze strony rodziny i przyjaciół?

Jedyną wadą, jaką mógłbym wymienić pisząc o "Facecie na miarę", jest fakt, że relacje głównych bohaterów zbyt szybko ewoluują w przyjaźń. Już na pierwszym spotkaniu Diane i Alexandre można odnieść wrażenie, że kobieta ta za wcześnie obdarza zaufaniem całkiem obcego jej człowieka i godzi się na jego szalony pomysł. W każdym innym aspekcie, nie mam temu filmowi nic do zarzucenia. Cała obsada dobrze poradziła sobie w swoich rolach, z Alexandre i niezbyt tolerancyjną matką Diane na czele. Film ten sprawia wrażenie ciepłego i sympatycznego, który zachowuje cechy komedii, kilkakrotnie doprowadzając widza do śmiechu, a także niesie ze sobą uniwersalne przesłanie, mówiące, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie. Zaprezentowane to zostaje poprzez reakcje ludzi, z otoczenia Diane, jej rodziny, współpracowników i przyjaciół, którzy w końcu spotykają Alexandre i muszą zaakceptować podjęte przez Diane decyzje. Akcja filmu do tego dzieje się we Francji, co czasami rzeczywiście można odczuć za pomocą dobrze stworzonego klimatu. Dużym plusem była również muzyka opierająca się na brzmieniu pianina, tudzież gitary, co idealnie dopasowało się do poszczególnych scen. Brawa również dla osób odpowiedzialnych za efekty, bo w rzeczywistości Jean Dujardin, odgrywający rolę Alexandre ma aż 182 cm wzrostu, więc ze wszystkich scenach, w których występował, zastosowane musiały zostać różnego rodzaju triki i efekty komputerowe, by postać tę optycznie pomniejszyć. Na szczęście wszystko to wygląda bardzo naturalnie.

"Facet na miarę" nie jest filmem, który zapamięta się na długo i który jest jakkolwiek innowacyjny. Nie. To po prostu dobra komedia, która unika robienia z widzów durniów, a jednocześnie stara się nas nauczyć czegoś na temat postrzegania innych. "Faceta na miarę" polecam wszystkim, którzy chcą spędzić przyjemnie półtorej godziny w kinie bo naprawdę warto. 

Ocena filmu


A już w następną niedzielę spodziewajcie się letniego przeglądu filmowego, w którym będzie trochę o filmach, niekoniecznie nowych, które ostatnio miałem okazję oglądać i które wam polecam, ewentualnie odradzam ;)

19 lip 2016

Lord Jim [RECENZJA]

Tytuł: Lord Jim
Autor: Joseph Conrad
Ilość stron: 354
Wydawnictwo: MG
Cena: 44,90 zł

Post ten powinienem chyba zatytułować "Moja długa tułaczka z Jimem", ponieważ już dawno nie zdarzyło mi się, by przeczytanie jakiejś książki wymagało ode mnie tak wiele czasu i energii. To dodatkowo chyba pierwsza tak ciężka książka, z jaką przyszło mi się zmierzyć w tym roku. I od zaznaczam- ciężka, niekoniecznie oznacza, że zła. Bo "Lord Jim", to dobra powieść z przesłaniem, ale o tym za chwilę. Na początek może przybliżę, o co mniej więcej chodzi w fabule.

No więc, jak łatwo się domyślić, głównym bohaterem tejże książki jest postać tytułowa, a narratorem prowadzącym czytelnika przez powieść jest Marlow, który występuje jako narrator również w "Jądrze ciemności". Książka ta stanowić będzie podróż po życiu Jima, mężczyzny, którego honor w przeszłości został zbrukany, kiedy to Jim dopuścił się haniebnego czynu i opuścił tonący statek zostawiając swoich kompanów na pastwę losu. Jak się później dowiadujemy, statek ten jednak nie utonął, a jego załoga przeżyła i nie zamierza zapomnieć o tym, jak karygodnie wobec nich postąpił Jim, pełniący wówczas rolę oficera marynarki handlowej. 

Prawdopodobnie największym problemem podczas czytania było dla mnie przebrnięcie przez pierwszą część książki, ponieważ akcja rozwija się tam naprawdę powoli i pod względem wywoływania jakichkolwiek emocji, tudzież budowania napięcia, wszystko było na jednym poziomie. Nie pomagał w tym również styl, w jakim powieść ta została napisana. Jest on niewątpliwie piękny, wymagał on jednak z mojej strony dużego skupienia i zaangażowania by w pełni rozumieć o czym mowa jest w powieści. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zgubić się i stracić rozeznanie w opisywanych wydarzeniach. Szybko rzuca się w oczy, że "Lord Jim" skierowany jest do starszych czytelników. Młodszym książkę odradzam, bo mogą w niej przepaść i tylko niepotrzebnie się zrazić.

Mniej więcej od połowy historia przedstawiona na kartach powieści zrobiła się ciekawsza i co najważniejsze, łatwiej przyswajalna. W gruncie rzeczy jestem zadowolony, że udało mi się dobrnąć do końca tej książki, ponieważ była ona dla mnie pewnego rodzaju wyzwaniem i stanowiła ciekawą odmianę od popularnych, niekoniecznie ambitnych bestsellerów. Bo "Lord Jim" to książka ambitna, która unika idealizowania głównego bohatera, którego darzyć można mieszanymi uczuciami, szczególnie, że nie ukrywa się przed czytelnikiem jego przeszłości. To także lektura, która porusza aktualne do dziś tematy, w tym ten dotyczący utraconego honoru, odwagi, którą powinniśmy się wykazywać i szans, jakie oferuje nam życie, a które niestety tak często wypuszczamy z rąk.

Jeżeli poszukujecie dobrze napisanej, dojrzałej powieści o honorze i szansach danych nam przez życie, przy której można spędzić więcej niż jeden wieczór, to "Lord Jim" powinien sprawdzić się w tej kategorii znakomicie. 

Ocena książki: 7/10

Plusy:
-powieść skierowana do dojrzałego czytelnika
-napisana pięknym językiem
-autor unika idealizowania głównego bohatera
-przesłanie aktualne do dziś

Minusy:
-książka ciężka w odbiorze

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG.

15 lip 2016

Harry Potter i Czara Ognia [RECENZJA]

Tytuł: Harry Potter i Czara Ognia
Autor: J.K. Rowling
Ilość stron: 768
Wydawnictwo: Media Rodzina
Cena: 39 zł

Ostatnio piałem o filmie "Iluzja 2", pozostajemy więc dalej w świecie pełnym magii i przenosimy się do szkoły, o której marzyła lub wciąż marzy chyba większość z nas, czyli do Hogwartu! Mowa będzie oczywiście o książce "Harry Potter i Czara Ognia", która należała i chyba nadal należy do moich ulubionych części z tej serii. Główny bohater, Harry Potter, chłopiec, który kilkanaście lat temu przeżył morderczy atak Lorda Voldemorta i jednocześnie doprowadził do jego upadku, zaczyna czwarty rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Będzie to czas wyjątkowy dla całego świata magii ze względu na dwa wielkie wydarzenia. Jednym z nich będą 422 Mistrzostwa Świata w Quiditchu, ulubionym sporcie czarodziejów, drugim natomiast będzie Turniej Trójmagiczny, mający poprawić więzi czarodziejów z różnych krajów. W tym celu do Hogwartu przybywają delegacje z Beauxbatons i Durmstrangu- które wraz z Hogwartem należą do trzech największych europejskich szkól magicznych. 

Niestety nie wszystko toczy się tak, jak było to zaplanowane. Harry'ego w wakacje, które częściowo spędza u znienawidzonego wujostwa, budzi przeszywający ból blizny, co przypomina mu, że Lord Voldemort wciąż gdzieś się ukrywa. Natomiast na Mistrzostwach Świata w Quidditchu dochodzi do zamieszek wywołanych przez Śmierciożerów- dawnych zwolenników Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Zaś tytułowa Czara Ognia, zamiast trzech, wyrzuca cztery nazwiska reprezentantów szkół w Turnieju Trójmagicznym, co wprowadza ogólne zamieszanie i sieje niezgodę. Wydarzenia te oczywiście mocno wpływają na życie Harry'ego, które staje się jeszcze bardziej skomplikowane, bowiem czekają na niego nieznane mu dotąd niebezpieczeństwa, które tym razem zmuszony będzie pokonać sam, a Turniej zamiast zbliżać czarodziejów różnych narodowości, zrodzi wiele konfliktów i wprowadzi zaciekłą rywalizację o upragnioną chwałę i zwycięstwo. 

"Harry Potter i Czara Ognia", czyli czwarta część serii o młodym czarodzieju, objętościowo jest większa od trzech poprzedzających ją tomów. Jest to również część o wiele mroczniejsza, bo zło wychodzi z ukrycia, nabiera coraz większej mocy i wokół głównego bohatera wije sieć spisków i ukrytych pułapek. To również tom, który stanowi duży punkt zwrotny i wywiera ogromny wpływ na następujące po nim wydarzenia, zawarte w kolejnych tomach serii. Do Hogwartu wraz z delegacjami z innych szkół przybywają osoby, które niekoniecznie żywią dobre zamiary wobec Harry'ego Pottera. Postawionych zostanie wiele pytań i nieścisłości, a ich wytłumaczenie przyniesie jak zwykle nieoczekiwane i tym razem o wiele bardziej dramatyczne zakończenie.

W książce tej magiczny świat po raz kolejny zostaje poszerzony o nowe elementy, magiczne przedmioty i pojęcia. Tym razem za sprawą mistrzostw świata w Quidditchu i Turnieju Trójmagicznego mamy okazję przekonać się o tym, że Hogwart to nie jedyna placówka, w której naucza się magii. Dodatkowo czytelnik będzie miał okazję spotkać niezwykle niebezpieczne smoki, czy zamieszkujące pobliskie jezioro trytony. Pod względem dotykanej przez autorkę tematyki poza walką dobra ze złem stykamy się tu z tematem samotności, pierwszymi miłostkami głównych bohaterów, czy z tematem nietolerancji i niewolniczym wykorzystywaniu skrzatów domowych. Postaci, które śledzimy wchodzą w ciężki okres dojrzewania, a wraz z nimi dojrzewa cała powieść, która otwiera przed czytelnikiem nowy, mroczny rozdział. Język, jakim została napisana książka, jak zwykle jest przystępny dla każdego czytelnika, niezależnie od wieku, nie brak tu także barwnych opisów postaci, rzeczy i zdarzeń, z których Rowling słynie.

Pisarka, jak to zawsze ma miejsce w przypadku książek o młodym czarodzieju, podołała swojemu zadaniu i napisała powieść, która intryguje, oferuje wiele nieoczekiwanych zdarzeń, angażuje czytelnika, a co najważniejsze, odrywa od szarej rzeczywistości i przenosi do miejsc niezwykłych, wypełnionych po brzegi magią. "Harry Potter i Czara Ognia" wciąż pozostaje jedną z moich ulubionych części, pod pewnymi względami lepszą od trzech poprzednich tomów, choć niewątpliwie po każdy z nich warto sięgnąć, ponieważ razem tworzą one spójną całość. Jeżeli chcecie się dowiedzieć kto wygra Turniej, co czeka Harry'ego i jakie zakończenie przygotowała Rowling, koniecznie sięgnijcie po tę wspaniałą książkę, jaką jest "Harry Potter i Czara Ognia".

Ocena książki: 10/10

Plusy:
-poruszenie tematu samotności i nietolerancji
-rozbudowanie magicznego świata
-ciemne moce odzyskują siły
-powieść świetnie napisana i uniwersalna w swojej wymowie

Minusy:
-brak

10 lip 2016

Filmowa Niedziela #21 Iluzja 2

Tytuł: Iluzja 2
Reżyser: Jon M. Chu
Czas trwania: 129 min.
Premiera: 8 lipca 2016

Świat dzieli się na dwa rodzaje ludzi. Tych, którzy uwielbiają iluzjonistów i tych, którzy ich nie znoszą. Ja oczywiście należę do tych pierwszych (winić można o to m.in. J.K Rowling), dlatego też wydaną trzy lata temu "Iluzję" oglądałem z wielką przyjemnością, choć oczywiście nie można powiedzieć, by był to film bez jakichkolwiek wad, które stają się szczególnie wyraźne po powtórnym obejrzeniu. Niemniej jednak w jakimś tam stopniu zostałem oczarowany i "Iluzja" spełniła swoją rolę. Po trzech latach od premiery pierwszej części do polskich kin wchodzi kontynuacja filmu w postaci "Iluzji 2", która przedstawia dalsze losy Jeźdźców- najlepszych magików, jakich mieliśmy okazję poznać. Nie obyło się oczywiście bez pewnych zmian, zaczynając od reżysera, którym został Jon M. Chu, znany z reżyserii filmów takich jak: "Step up 2", czy "Step up 3D". Już to nie zapowiada nic dobrego. Następuje również mała zmiana w obsadzie, bowiem na ekranie nie zobaczymy już znanej z pierwszej części Isly Fisher, która z powodu ciąży musiała zrezygnować w tego projektu. Zamiast niej na ekranie pojawia się Lizzy Caplan, wcielająca się w nowego Jeźdżca- Lulę.

Po wydarzeniach z pierwszej części, grupa Jeźdźców musi się ukrywać, ponieważ poszukiwana jest przez FBI w całym kraju. Kiedy jednak następuje szansa na ich wielki powrót, którego celem będzie zdemaskowanie wielkiego oszustwa, nie wszystko pójdzie po ich myśli w skutek czego nasza grupa magików trafi do Chin, gdzie do wykonania będzie miała naprawdę trudne zadanie.
Na dobrą sprawę, "Iluzja 2" niewiele różni się od jedynki. Schemat filmu jest bardzo podobny, przez co niestety wyreżyserowany przez Jona M. Chu obraz jest bardzo przewidywalny i wtórny. Podczas seansu byłem najzwyczajniej w świecie znudzony i zirytowany tym jak bardzo film stara się na siłę zainteresować widza, co daje wynik wręcz odwrotny i "Iluzja 2" nie jest czarująca, a męcząca, głośna, kolorowa, żeby nie powiedzieć, że przaśna i w hollywoodzkim stylu oklepana. Na ekranie dzieje się dużo, a akcja szybko gna do przodu, aczkolwiek w żaden sposób to nie zaskakuje ani nie angażuje. Do tego bohaterowie wydają się niezniszczalni i z każdej opresji wychodzą bez najmniejszego szwanku, dlatego będąc jeszcze przed pierwszą połową filmu nie trudno się domyślić, jak się to skończy. Wszystko to ratuje jedynie świetna obsada, wśród których uwagę zwracają na siebie dwie nowe twarze niewystępujące w pierwszej części "Iluzji", czyli charyzmatyczny Daniel Radcliffe (Harry Potter w filmie o magii pasuje jak ulał) oraz wspomniana już Lizzy Caplan, postać zabawna i z jajem.

Kolejną bolączką "Iluzji 2", która podczas seansu nie dawała mi spokoju, jest nielogiczność i brak konsekwencji. W jednej ze scen postać grana przez Marka Ruffalo by uciec przed FBI wykorzystuje swoje sztuczki oswabodzając się z kajdanek, które nagle w niewytłumaczony sposób znajdują się na nadgarstkach ścigających go funkcjonariuszy. Kilkadziesiąt minut później otrzymujemy podobną scenę, gdzie ten sam bohater zostaje złapany przez grupę czarnych charakterów, wtedy jednak już nie potrafi wymknąć się za pomocą magicznej sztuczki. Czyżby jakieś antymagiczne kajdanki? A może sam Daniel Radcliffe maczał w tym swoją różdżkę? Takich niespójności w "Iluzji 2" jest naprawdę wiele i niejednokrotnie podczas oglądania filmu irytowałem się, kiedy tylko się one pojawiały.
Sporo można przyczepić się również do samej magii, czy też iluzji, bo naprawdę ciężko stwierdzić, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Z jednej strony otrzymujemy dużo fajnych i czasami wręcz klasycznych trików stosowanych przez iluzjonistów na całym świecie, niestety zdarzają się i takie momenty, kiedy prawa przyrody przestają obowiązywać i karty latają pod nieprawdopodobnym kątem, a jeden z głównych bohaterów na oczach tysięcy widzów zmienia się w kałużę wody. I o ile jestem w stanie uwierzyć, że takie sztuczki są do wykonania, o tyle na ekranie bije od nich raczej magia efektów komputerowych, które pozwalają na wszystko, co tylko twórcy filmu mogą sobie wymyślić.

Dla osób, które nie widziały pierwszej części, "Iluzja 2" rzeczywiście może wydawać się lepszym filmem, niż jest w rzeczywistości, choć podchodzenie do niego bez znajomości poprzedniego filmu może zrodzić wiele pytań. Dla mnie "Iluzja 2" okazała się kontynuacją kompletnie niepotrzebną, powielającą znany już widzowi schemat, filmem, który zamiast zaskakiwać i zgłębiać w tajniki iluzji, tylko znudził mnie swoją banalnością, bowiem jest to nic innego, jak kolejny hollywoodzki produkt, którego twórcy zamiast zaoferować coś nowego, dają ten sam produkt, w odświeżonym opakowaniu. To dla mnie trochę za mało. Ocenę filmu ratuje tylko dobra obsada, dawka fajnego humoru i ogólna estetyczność obrazu.

Ocena filmu

No to ja może sięgnę po coś ambitniejszego... o ile oczywiście coś takiego uda mi się dorwać w kinie w nadchodzących tygodniach. 

Koniecznie dajcie znać czy widzieliście "Iluzję 2" i co o niej sądzicie ;)

7 lip 2016

Listy niezapomniane. Tom II [RECENZJA]

Tytuł: Listy niezapomniane. Tom II
Opracowanie: Usher Shaun
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: SQN
Cena: 49,90 zł

Żyjemy w czasach, w których króluje technologia. Komunikacja międzyludzka nigdy wcześniej nie była tak łatwa, a jednocześnie tak bardzo uboga w swojej wymowie. Wystarczy napisać krótkiego, zawierającego kilka słów smsa, czy też wiadomość na facebooku, by być na bieżąco ze znajomymi, którzy mieszkają nawet na drugim końcu świata. Choć technologia ta, w postaci internetu i telefonów komórkowych niewątpliwie ułatwiła życie, to częściowo zabiła i nadal zabija wspaniałą tradycję, jaką jest wysyłanie listów. Usher Shaun wychodzi jednak temu na przeciw i pokazuje, jak wielką wartość posiada słowo pisane, a w szczególności słowa zawarte w listach, które towarzyszą ludziom już od wielu stuleci. A wszystko za sprawą "Listów niezapomnianych. Tomu II".

Jeżeli zatem zastanawiacie się czym owa książka jest, już przychodzę z wyjaśnieniem. Drugi tom "Listów niezapomnianych" to kontynuacja tomu pierwszego, zawierającego zbiór najróżniejszych listów, pochodzących z różnych epok, napisanych przez różnych, w żaden sposób niepowiązanych ze sobą ludzi. Tom drugi, o którym mowa, posiada 124 listy o najróżniejszej formie i treści. Najstarsze z nich pochodzą z czasów starożytnego Egiptu, najnowsze natomiast napisane były zaledwie kilka lat temu. Wśród nich znajdziemy listy z wyznaniami miłosnymi, notatki, które szefowie pozostawiali swoim pracownikom, dramatyczne opowieści o zdarzeniach, które zwykłemu człowiekowi nie mieszczą się w głowie, pożegnania, ostatnie słowa spisane przed śmiercią, a także wiele, wiele więcej.

"Listy niezapomniane" to książka jakże szczera, bo napisana przez prawdziwych ludzi, mniej lub bardziej znanych, którzy żyli na tym świecie i borykali się z własnymi problemami. Są tutaj także wyjątki od reguły, jak chociażby list od samego Albusa Dumbledore'a, postaci wykreowanej przez znaną brytyjską pisarkę J.K. Rowling. Wiadomo, że podczas lektury każdy z Nas trafi na listy bardziej i mniej absorbujące, niemniej jednak każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Mnie osobiście w książce tej urzekła prawdziwość i praca, jaką włożył w nią Usher Shaun gromadząc tak obszerny zbiór. "Listy niezapomniane" to ten typ lektury, który dostaje ode mnie najwyższą ocenę. Pisząc o tej książce oczywiście nie można nie wspomnieć o samym wydaniu, które zachwyca pod względem graficznym. Przy zdecydowanej większości listów czytelnik dostaje niepowtarzalną okazję obejrzenia ich oryginałów, czy też osób, które je napisały, tudzież były ich adresatami. A wszystko to zostało wydrukowane na śliskim papierze i opatrzone estetyczną twardą oprawą.

Warto też zaznaczyć, że Usher Shaun nie jest autorem tej książki, jedynie człowiekiem, który zebrał i opracował wszystkie 124 zawarte w tomie drugim listy. Prawdziwymi autorami "Listów niezapomnianych" są nadawcy tytułowych listów, a także niezliczeni ich odbiorcy. Ta wspaniała kolekcja w pełni prezentuje ogromną wartość jaką ma w sobie ten sposób korespondencji. Po zapoznaniu się z tomem drugim nie pozostaje mi nic innego, jak tylko sięgnąć po tom pierwszy i przy okazji napisać do kogoś list. Jeżeli więc chcecie przeżyć wspaniałą podróż w czasie, po wszystkich kontynentach i zobaczyć, jak na przekroju wielu lat zmieniała się forma listów, to koniecznie sięgnijcie po "Listy niezapomniane. Tom II", który na pewno na długo pozostanie wam w pamięci.

A czy wśród Was jest jeszcze ktoś, kto wbrew danym mu możliwościom szybkiego kontaktu, wysyła do swoich bliskich listy?

Ocena książki: 10/10

Plusy:
-książka ukazuje wielką wartość listów
-zróżnicowanie epok z których pochodzą listy
-jest to lektura szczera i prawdziwa
-wspaniała oprawa graficzna

Minusy
-brak

Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN.

3 lip 2016

Filmowa Niedziela #20 Przyjaźń czy kochanie?

Tytuł: Przyjaźń czy kochanie?
Reżyser: Whit Stillman
Czas trwania: 92 min.
Premiera: 24 czerwca 2016

"Przyjaźń czy kochanie?" to melodramat, który powstał na podstawie "Lady Susan"- nowelki napisanej przez Jane Austen, znanej jako autorkę prawdziwego klasyka literatury kobiecej, czyli "Dumy i uprzedzenia". Już w tym momencie można się domyślić, że prym w tym filmie będą wiodły postacie kobiece, a cały obraz skupiać się będzie na ich problemach życia codziennego, czyli m.in. potrzeba zapewnienia sobie godnego życia oraz znalezienie córce bogatego męża.

Główną bohaterką wyreżyserowanego przez Whita Stillmana filmu, jest Lady Susan Vernon (grana przez Kate Backinsale), która po śmierci męża, pozbawiona swojego majątku, wyjeżdża na wieś do swojego brata. Z pozoru są to zwykłe odwiedziny, jednakże mają one ukryty cel, jakim jest zatuszowanie plotek o niegodnym prowadzeniu się. W międzyczasie Lady Susan poznaje  młodego Reginalda, przystojnego mężczyznę, dobrego kandydata na męża dla swojej córki, który jednak wpada Lady Susan w oko. Czy początkowo przyjazne relacje z młodszym Reginaldem przerodzą się w coś większego?

"Przyjaźń czy kochanie?" to ten typ filmu, który przez krytyków obsypany zostaje niezwykle optymistycznymi recenzjami, jednak w praktyce nie dostaje należytego uznania wśród widzów. Czym to jest spowodowane? No cóż, do gry aktorskiej nie można się przeczepić, szczególnie do głównej bohaterki, która świetnie poradziła sobie w swojej roli nadając Lady Susan charyzmy i animuszu. Nie mogę się również przyczepić do samej treści, bo losy i życie kobiet w epoce wiktoriańskiej zawsze wydawały mi się ciekawe, choćby ze względu na ich mocno ograniczone prawa i panujący wówczas model kobiety upadłej, której rola ogranicza się do bycia "aniołem w domu". W kontekście historii przedstawionej w filmie daje to dosyć ciekawą sytuację, w której poradzić sobie musi Lady Susan. Problem nie leży również  w tym, jak "Przyjaźń czy kochanie?" prezentuje się wizualnie, ponieważ mimo tego, że nie jest to wysokobudżetowa produkcja, to z przyjemnością chłonie się ujęcia, czy chociażby dopracowane wnętrza i kostiumy, które jeszcze bardziej oddziałują na percepcję prezentowanej na ekranie epoki.

Problem więc leży w... dynamicznej akcji, czy jak ktoś woli, jej braku. Choć film ten sam w sobie nie należy do najdłuższych, to naprawdę potrafi znudzić i mam wrażenie, że chyba tylko najwytrwalsi przeżyją seans bez spojrzenia na zegarek. Główną uwagę dostają tu dialogi i relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami oraz ich intencje, które niefortunnie szybko stają się dla widza oczywiste, a i zdarzeń wpływających na emocje lub dynamikę przebiegu historii jest tyle, co wody na pustyni. I jestem świadom, że od melodramatów nie można wymagać nie wiadomo czego, jednakże twórcy filmu mogli pokusić się kilka trików, jak np. skupienie się na pobocznych wątkach, których jest tu stosunkowo niewiele, a które wydają się być równie ciekawe.

Być może kobietom, szczególnie sympatyczkom twórczości Jane Austen, "Przyjaźń czy kochanie?" bardziej przypadnie do gustu. Jak dla mnie to film z serii: ciekawe, aczkolwiek nużące. Nie twierdzę, że Wy również odbierzecie go w ten sposób, dlatego jeżeli tylko macie okazję to wybierzcie się na niego do kina.

Ocena filmu


Za tydzień kolejna Filmowa Niedziela. Jest jeszcze sporo filmów do nadrobienia ;)

2 lip 2016

Nieortodoksyjne podsumowanie czerwca

Shame! Shame! Shame!
Nie jest to oczywiście nawiązanie do serialu "Gra o tron", którego szósty sezon zakończył się finałem pełnym niespodzianek. Chodzi mi raczej o czytelniczą posuchę, która panowała u mnie w czerwcu. Złożyło się na to sporo obowiązków, w tym i sesja na studiach. Teraz jednak mam już wakacje, więc postaram się, na ile będzie to możliwe, nadrobić książki... i filmy rzecz jasna też!

Książki przeczytane w czerwcu:
1."Nawałnica mieczy. Stal i śnieg" George R.R. Martin
Ilość stron: 736; Ocena: 8/10; Recenzja

2. "Grimm City. Wilk!" Jakub Ćwiek
Ilość stron: 384; Ocena: 7/10; Recenzja

3. "Star Wars: Battlefront. Kompania Zmierzch" Alexander Freed
Ilość stron: 528; Ocena: 6/10; Recenzja

Łączna ilość przeczytanych stron: 1648

Najlepszą spośród trzech przeczytanych przeze mnie książek okazała się pierwsza część trzeciego tomu "Pieśni lodu i ognia", choć pod niektórymi względami i tak okazał się gorszy od dwóch poprzednich. Przyczyną tego prawdopodobnie jest podział tej książki na dwie osobne części. Po kolejną mam zamiar sięgnąć w lipcu albo sierpniu. Najsłabszą książką czerwca jest "Kompania Zmierzch" napisana na podstawie gry o tym samym tytule nawiązującej do znanego uniwersum Gwiezdnych wojen. Problemem, który nie dawał mi spokoju podczas jej czytania była niekompetencja pisarza w kwestii przekazywania czytelnikowi emocji.

Dodatkowo na blogu pojawiły się:

Obserwuj Nieortodoksyjnego w internecie: facebook, instagram, lubimyczytać

A Wam ile udało się przeczytać książek z czerwcu? Czytaliście którąś z tych książek co ja? ;)