30 lis 2015

BookAThon Polska

Witajcie! Dzisiaj jest niezwykle ważny dzień dla wszystkich ludzi zakochanych w książkach, ponieważ zaczyna się druga edycja polskiego BookAThonu zorganizowana przez Anitę z Book Reviews oraz Ewelinę Mierzwińską. Jest to zarazem pierwsza edycja w której postanowiłem wziąć udział z czego niezmiernie się cieszę.

Dla tych, którzy nie wiedzą czym jest ta akcja (a w to naprawdę ciężko mi uwierzyć) przygotowałem kilka słów wyjaśnienia. BookAThon to trwający siedem dni maraton czytelniczy, podczas którego uczestnicy próbują zrealizować siedem zadań (po jednym na dzień). Sześć z nich należy przeczytania książek odpowiadających poszczególnym kategoriom, siódme zaś dotyczy łącznej liczby przeczytanych podczas maratonu stron BookAThon to oczywiście niesamowita możliwość do sprawdzenia się, przekraczania własnych granic, a przede wszystkim podzielenia się z blogerami swoją miłością do książek.

Oto lista wybranych przeze mnie książek.


Muszę przyznać, że liczba stron do przeczytania w tym tygodniu nieco mnie przeraża, jednak do odważnych świat należy! Wszystkie wybrane książki oprócz Harry'ego Pottera będę czytać po raz pierwszy. Piątkową lekturę wybrał dla mnie Przyczajony Hasacz. To będzie moje pierwsze starcie w Mrozem! 

Jako, że dziś jest poniedziałek, to według rozpiski czytam "Dzieci Gniewu". Więcej informacji na temat tego, jak idzie mi wykonywanie poszczególnych wyzwań można znaleźć na moim FB. Wpis podsumowujący cały czytelniczy maraton znajdziecie na blogu w następny poniedziałek. Trzymajcie za mnie kciuki i koniecznie dajcie znać czy sami bierzecie udział w BookAThonie. Może wybraliście podobne książki co ja? 


26 lis 2015

Idź, postaw wartownika [RECENZJA]


Tytuł: Idź, postaw wartownika
Autor: Harper Lee
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 368
Cena: 39,90 zł

Ciężko znaleźć kogoś, kto nie słyszałby o Harper Lee. Jej debiut literacki pt. "Zabić drozda" okazał się być strzałem w dziesiątkę, stając się jedną z ważniejszych książek literatury amerykańskiej, zajmując zaszczytne piąte miejsce na liście stu najważniejszych książek wybranych przez BBC. Jak się jednak okazuje, "Zabić drozda" nie było pierwszą, napisaną przez autorkę książką. "Idź, postaw wartownika" powstało jako pierwsze, niestety wydawca nie był skory do jego publikacji, przez co dopiero w tym roku czytelnicy na całym świecie dostali okazję, by zapoznać się z tym tytułem. 

Z "Idź, postaw wartownika" zapoznałem się również ja i muszę Wam przyznać, że moje odczucia względem tej lektury są raczej mieszane.

Miejscem akcji powieści jest niewielkie miasteczko Maycomb położone w stanie Alabama znajdującym się w Ameryce Północnej. Główna bohaterka to dwudziestosześcioletnia Jean Louise Finch, znana czytelnikom z "Zabić drozda", jako Skaut. Dziewczyna ta na co dzień mieszka w Nowym Jorku, postanawia jednak wrócić do rodzinnej miejscowości na dwutygodniowy urlop, podczas którego dostrzeże prawdziwe oblicze mieszkańców Maycomb, a także najbliższych jej osób. Czy udźwignie ciężar frustrującej prawdy?

Trzeba przyznać, że przeczytanie najnowszej powieści Harper Lee stanowi czynność szybką i przyjemną, za co dużą odpowiedzialność ponosi lekkość użytego przez autorkę języka. Niestety szybkość czytania często ma się nijak do jakości lektury po którą postanowiliśmy sięgnąć. W tym przypadku faktem jest, że "Idź, postaw wartownika" jest mądrą powieścią posiadającą wartościowy przekaz, przy tym obrazując małomiasteczkowe społeczeństwo, które jawnie gardzi murzynami i białą hołotą. Niestety odniosłem wrażenie, że książka ta w żaden sposób nie wyróżnia się ponad inne, mówiące o dyskryminacji czarnoskórego społeczeństwa. Akcja płynie powoli, nie zaskakuje, a po prostu skupia się głównych, poruszanych przez pisarkę tematach, które poza segregacją rasową obejmują tematy miłosne, różnice między wielkim, a małym miastem, czy chociażby znaczenie kobiet w społeczeństwie. Najlepszym i najbardziej wartym uwagi aspektem książki jest ukazanie społeczeństwa przesiąkniętego rasizmem, które mocno broni się przed nadchodzącymi zmianami.
Pewnym mankamentem, który wybitnie rzucił mi się w oczy podczas czytania, jest narracja trzecioosobowa. Akurat w tej książce moim zdaniem o wiele lepiej sprawdziłaby się narracja pierwszoosobowa z perspektywy Jean Louise, która wiele razy prowadzi wewnętrzne monologi i zmagać się z musi z rozterkami wobec miłości, lojalności i sprawiedliwości, czy też raczej jej braku. 

Sam nie wiem, czego do końca oczekiwałem po tej książce. Niewątpliwie jest to dobra lektura, jednak w żaden sposób nie zaskakuje i nie oferuje nic nowego. Być może, gdyby "Idź, postaw wartownika" wydane zostało kilkadziesiąt lat temu, dzisiaj zrobiłoby na mnie większe wrażenie. Nie czytałem jeszcze "Zabić drozda", więc nie wiem jak te dwie powieści wypadają w porównaniu do siebie, jednak jeżeli w "Idź, postaw wartownika" pokładacie swoje nadzieje, to spróbujcie, przeczytajcie, a nuż się Wam spodoba i zmieni Wasze życie na lepsze. 

Ocena książki: 6/10

Plusy:
-ciekawy obraz małomiasteczkowego społeczeństwa
-mądra opowieść o szukaniu prawdy

Minusy:
-nie wyróżnia się ponad inne książki o podobnej tematyce
-nie wywołuje zbyt wielu emocji
-nietrafiona narracja

22 lis 2015

Relacja z V Salonu Ciekawej Książki

Witajcie! W ten weekend w Łodzi miała miejsce piąta edycja Salonu Ciekawej Książki, która odbyła się w Centralnym Muzeum Włókiennictwa przy ulicy Piotrkowskiej. W ramach wynagrodzenia za nieobecność na Krakowskich Targach, postanowiłem wybrać się tam wraz z Paulą z bloga rude recenzuje.

Lokacja Salonu była dobra, bo znajdował się on praktycznie w centrum miasta, dzięki czemu dostanie się na miejsce nie stanowiło większego problemu. Na użytek targów oddane zostały całe trzy piętra muzeum. Wydaje się, że to dużo, prawda? No właśnie... wydaje się.

Wejście na parter było bezpłatne i znaleźć tam można było kilka stanowisk należących głównie do antykwariatów. Wytrwali poszukiwacze mogli tam natrafić na sporo interesujących tytułów po stosunkowo niskiej cenie. Właśnie razem z Paulą zaopatrzyliśmy się w brakujące nam egzemplarze Harry'ego Pottera.

Wejście na kolejne poziomy było już płatne. Tam znajdowały się stanowiska poszczególnych wydawnictw, czy chociażby warsztaty organizowane dla dzieci. Co się zaś tyczy samych stanowisk, to w tej kategorii było naprawdę biednie. Ich lista nie należała do zbyt obszernych, dodatkowo dało się wyczuć brak kilku większych, oczekiwanych przeze mnie wydawnictw. Promocji nie było zbyt wiele, zaledwie na kilku stanowiskach można było zobaczyć bestsellery -20%, góra -30%. Niewątpliwie największym zainteresowaniem cieszyły się pudła/stoliki z mniej popularnymi tytułami po dziesięć złotych za sztukę. Przy jednym z takich stolików, wystawionych przez wydawnictwo Czarna Owca udało mi się nabyć "Kaznodzieja" Camilli Lackberg. Na niektórych ze stanowisk nie było żadnych promocji, co mnie trochę dziwi biorąc pod uwagę to, że zwykle na oficjalnych stronach wydawnictw (nie wspominając już o internetowych księgarniach i portalach aukcyjnych) można nabyć te same tytuły po tańszej cenie. Po co zatem przepłacać na targach?






Chociaż nie oczekiwałem po tym wydarzeniu wielkiego rozpędu, to i tak w jakimś stopniu zwiodłem się jego formatem. Ogólnie odniosłem wrażenie, że zainteresowanie nim raczej nie było zbyt duże, co w jakimś sensie było plusem, ponieważ pozwoliło uniknąć niepotrzebnych kolejek i tłumów. Chociaż na targach pojawiłem się stosunkowo wcześnie, to kilkukrotne obejście całej przestrzeni zajęło nie więcej niż godzinę z hakiem. Tragedii więc nie było, szału jednak też nie. Miałem tylko nadzieję, że uda mi się upolować więcej niż dwie ciekawe książki. Być może za rok kolejna edycja Salonu Ciekawej Książki okaże się lepsza.





Poniżej moje łódzkie zdobycze: 
-"Harry Potter i Czara Ognia" J.K. Rowling
-"Kaznodzieja" Camilla Lackberg

Byliście? Widzieliście? Jeżeli tak, to koniecznie pochwalcie się swoimi nabytkami :)


20 lis 2015

Zakon Mimów [Recenzja]

Tytuł: Zakon Mimów
Autor: Samantha Shannon
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 544
Cena: 34,90 zł

Witajcie! Dzisiejszy wpis poświęcony będzie Zakonowi Mimów, czyli kontynuacji Czasu Żniw autorstwa Samanthy Shannon. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po jej debiut literacki, zastanówcie się, czy aby na pewno chcecie czytać tę recenzję, ponieważ możecie się natknąć tu na drobne spoilery dotyczące zakończenia poprzedniej części. Jak to mówią "Wóz albo przewóz!".

"Czas Żniw" miałem okazję przeczytać w październiku za sprawą nawiązanej współpracy z wydawnictwem SQN. Pełną recenzję tej książki znajdziecie, jeżeli klikniecie tu. 
Przyznam, że mimo tych wszystkich pozytywnych recenzji po "Zakon Mimów" sięgałem z pewną obawą. Bałem się, że będzie to powtórka z rozrywki. Co prawda "Czas Żniw" w ogólnym rozrachunku okazał się być dobrą książką. Patrząc przez pryzmat debiutu można nawet powiedzieć, że była to bardzo dobra lektura, jednak nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że czegoś mi jednak w niej zabrakło. Czytając "Zakon Mimów" szybko odkryłem czym był ten brakujący element, ale o tym za chwilę.

Paige Mahoney po ucieczce z koloni karnej Szeol I powraca do Londynu, gdzie decyduje się dalej pracować dla swojego mim-lorda Jaxona. Po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce w po porwaniu, Paige postanawia poinformować świat o istnieniu Refaitów, a także o krwiożerczych bestiach zwanych Emmitami, jednak niektóre osoby z jej otoczenia nie dają wiary w opowieści o tych niezwykłych stworzeniach i starają się, by informacje te nie ujrzały światła dziennego. Paige będzie musiała zawalczyć o prawdę i stawić czoła wielu innym wyzwaniom, bowiem dochodzi do tragicznego morderstwa, które rzuca na nią podejrzenia. Dodatkowo nasza mała Śniąca (czyli Paige) poszukiwana jest przez cały Sajon. Czyżby Nashira maczała w tym palce?

Tym razem nie ma już wstępów i zapoznawania z poszczególnymi bohaterami. Akcja od samego początku mocno prze do przodu, a sama atmosfera jest napięta niczym struna w dobrze nastrojonej gitarze. "Zakon Mimów" w przeciwieństwie do poprzedniej części pozwala czytelnikowi zwiedzić Sajon i to jest właśnie element, którego zabrakło mi w Czasie Żniw, w którym mogliśmy zaledwie uszczknąć tego niezwykłego miejsca. Tym razem każda ulica i każdy ciemny zaułek staje przed nami otworem. Londyn, który został obrócony przez autorkę o sto osiemdziesiąt stopni jest czymś tak intrygującym, że możliwość jego bliższego poznania go stanowi niezwykłą przyjemność. Przy okazji o wiele jaśniejsze dla czytelnika staje się funkcjonowanie "podziemnego" świata jasnowidzów, ich życia codziennego, podziału i roli. Coraz bardziej widoczna staje się także ogólna wymowa serii mocno odnosząca się do władzy, polityki i podziału klas społecznych na lepsze i gorsze i chociaż "Zakon Mimów" zgrabnie wpisuje się w kanon modnych obecnie młodzieżówek, nadal zaskakuje, podsuwając nietuzinkowe rozwiązania i zakończenie, które mówiąc wprost... zlasowało mi mózg. Ta obszerna powieść oferuje coś innego niż "Czas Żniw" w wyniku czego nie nudzi, lecz elektryzuje w taki sposób, że ciężko się od tej książki oderwać.

O ile "Czas Żniw" miał za zadanie zbudowanie twardego gruntu pod nogami, o tyle "Zakon Mimów" pozwolił autorce rozwinąć naprawdę pokaźnych rozmiarów skrzydła i mam dzięki temu ogromną nadzieję, że kolejne tomy utrzymają tendencję wzrostową i pozwolą Samanthcie Shannon wzbić naprawdę wysoko. Jeżeli czytaliście już "Czas Żniw", koniecznie musicie sięgnąć po jego kontynuację. Nawet jeśli pierwszy tom Was nie porwał to gwarantuję, że "Zakon Mimów" mimów nadrobi wszelkie braki, bowiem w porównaniu do poprzednika jest jeszcze lepsza część, dojrzalsza i przy tym treściwsza. Pozostaje jedynie czekać na trzeci tom serii ("The Song Rising"), którego premiera ponoć dopiero w listopadzie przyszłego roku.

Ocena książki: 9/10

Plusy:
-całość lepsza od Czasu Żniw
-niesamowite zakończenie
-rozbudowana fabuła
-możliwość lepszego poznania Sajonu

Minusy:
-brak

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non


19 lis 2015

#Mockingjay Book Tag

Witajcie! Czas oczekiwania dobiegł właśnie końca! Już jutro w kinach pojawią się "Igrzyska Śmierci: Kosogłos cz.2", czyli długo wyczekiwana ekranizacja ostatniej części trylogii autorstwa Suzanne Collins. Z tej okazji w kinach organizowane są filmowe maratony Igrzysk Śmierci. Na jednym z nich byłem rok temu w krakowskim multikinie, w tym roku jednak tą przyjemność sobie odpuszczam, bo cztery filmy pod rząd to chyba dla mnie trochę za dużo. Niemniej jednak na Kosogłosa cz.2 wybieram się do kina już w najbliższy wtorek (nie wiem, jak ja wytrzymam tyle dni...), a z okazji premiery mam dla Was Mockingjay Book Tag, który ostatnio na swoim kanale robiła Anita z Book Reviews. Link do jej filmiku tutaj.

Katniss Everdeen, czyli ognista książka, która zapaliła Twoje serce
Oczywiście w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu...

Peeta, czyli najcięższa książka w Twojej biblioteczce
Kiedyś chyba muszę się za to zabrać i przeczytać...

Gale, czyli książka za którą byś zabił
Mój skarb... tak długo, jak nie mam tej książki w swojej biblioteczce, to jestem w stanie za nią zabić, zatem miejcie się na baczności!

Prim, czyli ulubiona książka z dzieciństwa
Nie wiem, czy to kogoś jeszcze dziwi... kocham całą serię, jednak Czarę Ognia najbardziej.

Finnick, czyli książka z piękną okładką
Zawsze mam problem z wybieraniem "pięknych" okładek. Ta może nie jest aż tak piękna, jednak na mojej półce świeci się jak miliony monet!

Johanna, czyli książka, która Cię zraniła i wywołała łzy
Kiedyś X lat temu, popłakałem się czytając Harry'ego Pottera, ale za dużo go w tych tagach...

Prezydent Snow, czyli najbardziej znienawidzona przez Ciebie książka
Można nie czytać jakiejś książki i pałać do niej nienawiścią? W tym przypadku oczywiście, że można.

Galeniss/Peetniss, czyli książkowa para, której kibicujesz
No cóż... to chyba taki mały spoiler z mojej strony... ups!


Do wykonania tego tagu nominuję (o ile czytaliście trylogię Igrzysk Śmierci i lubicie się bawić w tagi książkowe):

Miłego poranka/południa/wieczoru/nocy (zależnie od tego, o której ten wpis czytacie) i dajcie  mi koniecznie znać, czy jesteście fanami Igrzysk Śmierci i wybieracie się do kina na Kosogłosa ;)


17 lis 2015

Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku [RECENZJA]

Tytuł: Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku
Autor: Dorota Masłowska
Wydawnictwo: TR Warszawa
Ilość stron: 96

Nieczęsto sięgam po książki polskich autorów, dlatego dzisiejsza recenzja pod tym względem będzie wyjątkowa. Dorota Masłowska, bo o jej twórczości mowa, w wieku dziewiętnastu lat zadebiutowała w świecie literackim za sprawą książki o tytule "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", która okrzyknięta "pierwszą powieścią dresiarską", szybko osiągnęła sukces, skutkiem czego była chociażby nominacja do nagrody Nike. Jednak nie o "Wojnie..." będzie mowa, a o "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku".

Chociaż o Masłowskiej słyszałem już jakiś czas temu, za sprawą ekranizacji jej debiutanckiej powieści, czy chociażby dzięki "Ćwiartce raz" Karoliny Korwin-Piotrowskiej, to nie podejrzewałem, że tak szybko przyjdzie mi sięgnąć po jej twórczość, a zrobiłem to tylko ze względu na "pracę domową" zadaną mojej grupie przez wykładowcę (którego przy okazji pozdrawiam, chociaż szczerze wątpię, czy kiedykolwiek przeczyta ten post).

"Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" to dramat wydany w 2006 roku. Jego historia koncentruje się na dwóch tytułowych Rumunach- mężczyźnie oraz kobiecie, którzy mówiąc wprost, mocno zabalowali w wyniku czego znaleźli się w małej miejscowości oddalonej o sto kilometrów od Warszawy. Fabuła książki skupia się na próbie szybkiego powrotu do miasta.

Od razu zaznaczę, że twórczość Masłowskiej jest raczej specyficzna i nie każdemu przypadnie do gustu. Chociaż "Dwoje biednych Rumunów..." czyta się szybko, bo nie dłużej niż godzinę, to po zakończonej lekturze w głowie pozostaje wiele pytań bez odpowiedzi, szczególnie w kontekście otwartego i jak dla mnie dosyć niejasnego zakończenia. Przyznam, że ciężko było mi wkręcić się w oferowaną przez autorkę historię, ponieważ od pierwszych stron rzucony zostałem na głęboką wodę. Nie wiedziałem kto jest kim, jakie są cele i powody postępowań, jednak wraz z kolejnymi stronami autorka przedstawia w coraz to większych szczegółach poszczególnych bohaterów, ich życie, pracę i rozterki, jakie przeżywają. Podobnie jak z  postaciami drugoplanowymi, których nasi Rumuni spotykają na swojej drodze do Warszawy. Chociaż momentami ten krótki dramat może wydawać się zabawny, tak naprawdę obrazuje smutną rzeczywistość opisaną w dosyć ordynarny, czasami nawet agresywny sposób. Wszystko co zawarte w tej historii, wydaje się być zawiłe i nieoczywiste, przez co ciężko brać cokolwiek w tej ksiące na serio

Zanim sięgniecie po Masłowską, dobrze się zastanówcie, czy jesteście na to gotowi. Nie twierdzę, że się zawiedziecie, jednak wobec niej raczej ciężko być obojętnym. Chociaż "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" nie było złą lekturą, zdecydowanie mnie nie porwało i teraz już wiem, że po więcej książek Masłowskiej w najbliższym czasie nie sięgnę... no chyba, że znowu wykładowca będzie kazał. Może jeszcze nie dojrzałem do tego typu książek, a może po prostu nie przepadam za dramatami... ciężko stwierdzić.

Ocena książki: 6/10

Plusy:
-szybko się czyta
-posiada stosunkowo proste przesłanie

Minusy:
-napisana w specyficznym stylu
-niejasne zakończenie


12 lis 2015

Filmowy Czwartek

Witajcie! Ostatnio była Filmowa Niedziela, dzisiaj jest natomiast Filmowy Czwartek, ponieważ cały weekend znowu spędzę na uczelni, a wiem, że przez moje niedawne chorowanie nazbierało mi się trochę zaległości, czytelniczych i nie tylko. W pierwotnym założeniu miałem dzisiaj opowiedzieć o trzech filmach, które widziałem w kinie, niestety ze względu na anginę udało mi się zobaczyć tylko dwa, dlatego dzisiejszy post wzbogacę o kilka filmów, które udało mi się zobaczyć podczas "umierania" w ostatni weekend. Nadrobiłem dzięki temu trochę oscarowych zaległości, ale o tym za chwilę. Kino ma pierwszeństwo.
Tytuł: Pakt z Diabłem
Reżyser: Scott Cooper
Czas trwania: 122 min.

Pierwszym filmem, który postanowiłem obejrzeć w kinie był "Pakt z Diabłem" oparty na prawdziwej historii, spisanej w książce, którą jakiś czas temu recenzowałem. Prawdopodobnie, gdyby nie Johnny Depp, nigdy nie zainteresowałbym się tym tytułem. No bo wiecie, Johnny to Johnny. Kiedyś na filmy chodziło się głównie ze względu na niego... teraz w sumie też się tak robi, jednak łatwo zauważyć, że filmy w których gra i postacie, w które się wciela, już nie zachwycają tak jak kiedyś. Nie inaczej jest w Pakcie z Diabłem. Ta gangsterska historia co prawda ma w sobie coś interesującego i momentami potrafi widza zelektryzować, być może za sprawą dosyć brutalnych rozrachunków, przedstawionych na ekranie, jednak postać odrywana przez Johnnego nie wydaje się być niczym nowym. To kolejny zwariowany człowiek, tym razem gangster, do tego ucharakteryzowany w taki sposób, że  na pierwszy rzut oka przypomina Draculę. Nawet pomimo dobrej obsady, całość wypadła według mnie bardzo przeciętnie, dłużąc się, szczególnie pod koniec.

Tytuł: Pentameron
Reżyser: Matteo Garrone
Czas trwania: 134 min.

Drugim filmem, na który wybrałem się do kina był "Pentameron". Film ten już od pierwszych scen zachwyca, szczególnie pod względem wizualnym, ponieważ jest to prawdziwa pożywka dla oczu, pełna soczystych kolorów, niesamowitych ujęć i kostiumów. Wszystko to wraz z nastrojową muzyką tworzy tajemniczy, momentami nieco niepokojący, baśniowy klimat. Łatwo też dostrzec, że twórcy tego filmu pokusili się tutaj o pewien artyzm, wypierając zbędne dialogi, dzięki czemu Pentameronu nie można odbierać, jako tworu czysto komercyjnego. Jedynym minusem, nieszczególnie dużym, o jakim mogę wspomnieć, jest tu fabuła, opierająca się na trzech kompletnie niepowiązanych ze sobą, momentami nieco drastycznych, baśniach. Polecam ten film wszystkim, z wyjątkiem dzieci, które po Pentameronie mogą mieć w nocy koszmary.

I teraz właśnie dochodzimy do momentu, kiedy złapałem anginę i moje wyjście na "Spectre" zostało odłożone w czasie. Leżenie w łóżku jednak miało też swoje plusy, ponieważ miałem trochę czasu by nadrobić kilka filmów, które w tym roku walczyły o Oscara w kategorii "Najlepszy film". 

Pierwszy w kolejce do obejrzenia był "Whiplash", który okazał się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Ten film jako jeden z niewielu wbił mnie w fotel (a dosłownie to wbił w łóżko) i nie pozwolił mi ruszyć się z miejsca aż do napisów końcowych. Powala tutaj gra aktorska J.K. Simmonsa, który do odgrywanej przez niego roli dopasowany został idealnie. Całkiem dobrze sprawił się również główny bohater, zdeterminowany nastolatek, grany przez niezbyt lubianego przeze mnie Milesa Tellera, który naprawdę porządnie przygotował się do swojej roli. "Whiplash" zachwyca, zaskakuje i oferuje niezwykłe doznania muzyczne.
Potem przyszła pora na "Grę Tajemnic", w którą główną rolę dostał Benedict Cumberbatch. Chociaż film jest dobry, ciężko nazwać go wybitnym. To historia nierozumianego przez ludzi geniusza, który dążył do rozszyfrowania enigmy, w której można dopatrzeć się drugiego dna.
Trzecim i ostatnim filmem z mojego anginowego maratonu był "Boyhood", który, co tutaj ukrywać, jest chyba najsłabszym ze wszystkich, jak dotąd obejrzanych przeze mnie filmów, które walczyły w tym roku o Oscara. Na jego korzyść przemawia jedynie fakt, że kręcony był przez wiele lat, a aktorzy, pomimo upływu lat wciąż pozostali ci sami. Historia niestety nie wychodzi poza ramy bezpiecznej familijnej opowieści o dorastaniu i szukaniu swojego miejsca na świecie. 

A co Wy oglądaliście ostatnio? ;)



8 lis 2015

Inne Zasady Lata [RECENZJA]

Tytuł: Inne Zasady Lata
Autor: Benjamin Alire Saenz
Wydawnictwo: Rodzinne
Ilość stron: 338
Cena: 39,90 zł

"Zawsze myślałem o Dantem, zawsze starałem się go rozgryźć i zastanawiałem się, dlaczego się przyjaźnimy i dlaczego to tak wiele znaczy. Dla nas obu. Nienawidziłem myśleć o rzeczach i ludziach, szczególnie jeśli były to zagadki, których nie potrafiłem rozwiązać."

Głównym bohaterem Innych Zasad Lata jest mający meksykańskie korzenie, piętnastoletni Arystoteles, który w skrócie nazywany jest po prostu Ari. Jest to bardzo interesujący chłopiec, nieco tajemniczy, wyobcowany i osamotniony, trzymający nękające go problemy głęboko w sobie. Pewnego dnia, podczas wyprawy na basen, Ari poznaje Dantego, z którym nawiązuje nić porozumienia. Dante, we wszystkich kwestiach (z wyjątkiem samotności) wydaje się być kompletnym przeciwieństwem Ariego i to właśnie on wnosi do życia głównego bohatera powiew świeżego powietrza i nieco inne spojrzenie na niektóre sprawy. Pomiędzy chłopcami szybko rodzi się wyjątkowa przyjaźń, która wystawiona zostanie na wiele prób, lecz czy je przetrwa?

Sugerując się okładką, blurbem, który napisany został przez Michała Piróga i patronatem objętym przez Kampanię Przeciwko Homofobii, można łatwo zaszufladkować tę książkę wychodząc z założenia, że jest to powieść dla gejów, o gejach. Nic bardziej mylnego! No okej... wątek homoseksualny rzeczywiście się tutaj w pewnym momencie pojawia, jednak od razu zaznaczam, że nie jest to temat przewodni Innych Zasad Lata. Zanim pojawiają się jakiekolwiek nawiązania do homoseksualizmu, mija sporo czasu, a temat ten zaś zaserwowany jest w subtelny, nienachalny dla czytelnika sposób.

Pozostaje więc zadać sobie pytanie: o czym zatem jest ta książka? No cóż, jej tematyka jest dość obszerna. W największym stopniu koncentruje się na dorastaniu i związanym z tym nieodłącznym etapem poszukiwania własnego ja. Ariego poznajemy w wieku piętnastu lat, natomiast kończymy powieść rozstając się już z prawie siedemnastoletnim mężczyzną, dzięki czemu jesteśmy świadkami jego dojrzewania, szczególnie od strony mentalnej. "Inne Zasady Lata" ponadto pokazują na czym polega prawdziwa przyjaźń, która od drugiej osoby często wymaga poświęceń i bezgranicznego zaufania. Jest to również opowieść, która uczy akceptacji siebie i ludzi nas otaczających, niezależnie od tego kim są i skąd pochodzą. Na przykładzie Ariego i Dantego świetne także zostały przedstawione więzi łączące rodziny, które w jednym przypadku były intensywniejsze, w innym natomiast bardziej zrównoważone, wyzbyte nadmiernej szczerości i okazywania uczuć.

"Inne Zasady Lata" to książka prosta i zarazem świetnie pokazująca, że czasami nie trzeba się silić na wyrafinowany, ciężkostrawny język, by zadowolić czytelnika. Autor właśnie dzięki tej prostocie uczynił swoją książkę uniwersalną, a zarazem niezwykle wymowną, przez co może po nią sięgnąć zarówno młodszy, jak i starszy czytelnik, niezależnie od płci. Dla mnie osobiście "Inne Zasady Lata" okazały się być niezwykle ważną lekturą, bowiem w historii Ariego i Dantego odnalazłem wiele tak oczywistych prawd na temat życia, co pozwoliło mi zarówno śmiać się, jak i płakać wraz z bohaterami powieści Benjamina Saenza. I chociaż akcja wydaje się w tej książce nieco bardziej stonowana, nadal zaskakuje i oferuje sceny głęboko zapadające w pamięć.

Przed napisaniem tej recenzji postanowiłem przeszukać polskie booktuby, jednak niestety ku mojemu rozczarowaniu o Innych Zasadach Lata nie ma praktycznie żadnych materiałów. To trochę przykre, biorąc pod uwagę to, że na zagranicznych kanałach o książce Benjamina Saenza było dosyć głośno, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. W Polsce niestety ta powieść przeszła bez większego echa, a szkoda, bo zasługuje na taki rozgłos, jaki otrzymały "Eleonora i Park", czy też "Oddam Ci Słońce". "Inne Zasady Lata" zasługują na waszą uwagę, ponieważ mówią o rzeczach ważnych dla każdego człowieka, jak chociaż akceptacja, dorastanie i wiążący się z tym etap poznawania samego siebie. Ta książka po prostu podbiła moje serce i gwarantuję wam, że podbije również i Wasze, jeżeli tylko zdecydujecie się ją przeczytać. A warto!

Ocena książki: 9/10

Plusy:
-przyjemna i lekka lektura
-uczy akceptacji samego siebie
-ukazuje trudny dorastania
-pokazuje czym jest prawdziwa przyjaźń

Minusy:
-brak


5 lis 2015

Wzorzec Zbrodni [RECENZJA]

Tytuł: Wzorzec Zbrodni
Autor: Warren Ellis
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Ilość stron: 296
Cena: 34,90 zł

Oto brutalne oblicze Nowego Jorku. Podczas jednej ze standardowych akcji dochodzi do makabrycznego wypadku, w skutek którego jeden z policjantów umiera dostając kulkę w głowę. Jego partner, John Tallow w akcie obrony (i zemsty) zabija szalonego napastnika, przy okazji dokonując przerażającego odkrycia. W mieszkaniu obok ukryte są dziesiątki rodzajów broni palnej ułożonej w tajemniczy wzór. Jak się potem okazuje, z każdej sztuki zabito jedną osobę. To odkrycie przywraca do życia wiele spraw, które od dawna uznane zostały za zamknięte, wprowadzając chaos w pracy nowojorskiej policji. Kto jest mordercą? Co nim kieruje? Jakim kluczem dobiera broń do swojej ofiary?

Autorem książki jest Warren Ellis, czyli brytyjski pisarz, scenarzysta i twórca komiksów. Szczególnie to ostatnie pozostawiło w książce swoje piętno, nadając jej pewien komiksowy wymiar za sprawą naprawdę plastycznych opisów obfitujących w liczne i barwne porównania. Dzięki temu łatwo się wgryźć w ten specyficzny, przepełniony agresją klimat, wykreowany przez autora książki. Pod tym względem powieść wypada bardzo dobrze, ukazując brutalną stronę Nowego Jorku, w którym jedna zbrodnia wypierana jest przez kolejną. 

Ale ciekawy klimat to jednak nie wszystko.

Napisany dość prostym językiem "Wzorzec Zbrodni", dostarcza nam wybitnie nijakich bohaterów. Książka, jak na kryminał, jest dosyć krótka, przez co czytelnik nie dostaje zbyt wielu okazji na bliższe poznanie poszczególnych postaci. Głównym bohaterem jest tutaj policjant John Tallow, na odwrocie książki określony mianem "szaleńca". W rzeczywistości jednak to zwykły, szary, nieco samotny człowiek, nie mający pierwiastka owego szaleństwa. O jego życiu dowiadujemy się naprawdę niewiele, poza podstawowym zestawem informacji. W przypadku pozostałych postaci jest niestety identycznie. Ciężko dowiedzieć się co nimi kieruje i co wypływa na podejmowane przez nich decyzje, nawet w przypadku tajemniczego mordercy, którego pobudki działań nawet po zakończonej lekturze zostały dla mnie nie do końca jasne i klarowne. "Wzorzec Zbrodni" pod względem portretów psychologicznych wypada miernie, albo i nawet gorzej, a szkoda, bo gdyby bohaterom poświęcić tyle samo czasu i miejsca, co barwnym opisom zbrodni i ulicom Nowego Jorku, to mogłoby wyjść z tego coś naprawdę niezłego.

Rozpatrując tę książkę w kategorii kryminału (bo raczej ciężko podpiąć ją pod jakikolwiek inny gatunek), na tle podobnych jej powieści, wypada stosunkowo słabo. Po całkiem dobrym, intrygującym początku, który wzmaga apetyt na więcej, przychodzi czas na nudne rozwinięcie, kiedy to John Tallow wraz ze swoimi współpracownikami (Scarly oraz Bat) szuka poszlak, dowodów- ogólnie czegokolwiek, co pozwoliłoby mu poznać tożsamość szalonego mordercy, zanim ten znowu zaatakuje, dodając kolejną broń, czyli kolejne trofeum do swojej kolekcji. Wszystko co związane ze śledztwem dzieje się tutaj zbyt szybko i chaotycznie. Wszelkie dowody i wskazówki wręcz same wskakują w ramiona głównego bohatera, pozbawiając czytelnika przyjemności płynącej z fazy domysłów na temat tego, kim jest zbrodniarz. Z odsieczą w tym momencie przybywa zakończenie, w którym tempo powieści i poszczególnych zdarzeń zostaje nieco  podkręcone, to jednak i tak za mało, by zatrzeć złe wrażenie po (mówiąc wprost) nudnym i bardzo naciąganym śledztwie.

Trzeba przyznać, że pomysł na "Wzorzec Zbrodni" był bardzo dobry. Odkryte przypadkiem tajemnicze mieszkanie, wypełnione bronią, ułożoną w tajemniczy wzór, będącej dowodami niezliczonej ilości często niewyjaśnionych morderstw. Gorzej niestety z wykonaniem, bo mimo znośnego języka, całkiem ciekawych opisów i naprawdę dobrego klimatu, oferowanego przez miejsce akcji, całość zabita została przez jednowymiarowych, wiecznie niezadowolonych bohaterów, a do tego śledztwo, które mogłoby wyglądać o wiele lepiej i przy tym mocniej zaangażować czytelnika. Podkreślam, że są to tylko i wyłącznie moje odczucia względem lektury, która równie dobrze, może wam przypaść do gustu. Jeżeli tylko chcecie spróbować i poznać ten zdemoralizowany Nowy Jork, sięgnijcie po "Wzorzec Zbrodni" autorstwa Warrena Ellisa.

Ocena książki: 5/10

Plusy:
-bardzo plastyczne opisy
-ciekawy klimat brutalnego Nowego Jorku

Minusy:
-nieciekawy przebieg śledztwa
-nudni bohaterowie

Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.


2 lis 2015

Nieortodoksyjne podsumowanie października

Witajcie! Wraz z początkiem listopada wypadałoby podsumować ostatni miesiąc, który pod względem czytelnictwa, był u mnie niestety mniej wydajny niż oczekiwałem. W tym miesiącu stety, bądź niestety wypadły moje dwudzieste pierwsze urodziny, na które dostałem cudowną płytę równie cudownej Lany del Rey, poza tym powróciłem na studia (to już drugi rok, jestem prawie w połowie!) oraz rozpocząłem nową i zarazem pierwszą w swoim życiu pracę. W tym miesiącu odbyły się również Targi Książki w Krakowie, które z pewnych powodów mnie ominęły, postanowiłem to jednak nadrobić na grudniowych targach we Wrocławiu, tudzież listopadowych w Łodzi. Wybiera się ktoś?



Na moich półkach w ciągu ostatnich trzydziestu jeden dni pojawiło się kilka nowych książek, m.in. zrecenzowany już "Pakt z Diabłem", "Marsjanin" oraz dwie książki, które otrzymałem w związku z współpracą z wydawnictwem SQN. Jest to "Wzorzec Zbrodni", a także "Zakon Mimów". Ich recenzje pojawią się na blogu w ciągu najbliższych dni.

Przeczytane (i zrecenzowane) w październiku:

Ocena: 8/10

Ocena: 7/10

Ocena: 7/10

Ocena: 8/10


Łączna liczba przeczytanych stron: 1860

Jak widać, udało mi się przeczytać zaledwie cztery książki (shame on you Kamil, shame on you!), na szczęście wszystkie okazały się być całkiem dobrym wyborem. Spośród nich najlepiej wypadł "Marsjanin", który zachwycił mnie zarówno jako książka, jak i film. Ponadto w październiku na blogu pojawiło się również kilka tagów książkowych oraz filmowa niedziela, w której możecie przeczytać trochę o filmach, które miałem okazję ostatnio obejrzeć. 

Zachęcam do śledzenia moich poczynań tu:


A jak u Was wypadł październik? Ile książek przeczytaliście? Koniecznie się pochwalcie swoim wynikiem i dajcie znać, czy może wybieracie się na targi książki w Łodzi albo Wrocławiu :)