22 lip 2014

Nuta orzeźwienia w gorące dni

Minioną niedzielę spędziłem w bardzo przyjemny sposób, będąc na sesji zdjęciowej. Jak się okazało, z dobrego fotografa można skorzystać również na własnym blogu. Pogoda oczywiście nam dopisała. Lato w pełni mocno daje o sobie znać za pomocą nieustępliwych upałów. Jedni się z tego cieszą, inni natomiast przechodzą prawdziwe katusze. Z własnego doświadczenia wiem, że nic nie umila tego typu dni bardziej, niż szklanka mrożonej herbaty w południe. Nie każdy ma jednak ochotę płacić niejednokrotnie kuriozalne ceny za ten orzeźwiający napój w kawiarni, a "gotowce", które oferują nam markety, często nie zaspokajają wymagań naszych kubków smakowych. Zatem dlaczego by nie zrobić własnej mrożonej herbaty, sugerując się indywidualnymi upodobaniami? Jak się okazuje, jest to nie tylko szybkie, ale i proste, tym bardziej, że większość z potrzebnych składników, zwykle posiadamy w domu. Efekt końcowy powala na kolana i pozwala przetrwać wysokie temperatury panujące na zewnątrz. Poniższy przepis otrzymałem od znajomej, która poznała go od innych znajomych... i tak dalej. Mam nadzieję, że znajdziecie chwilę czasu by go wypróbować :)

Składniki:
Zielona lub czerwona herbata
8-10 dużych kostek lodu
Pomarańcza, grejpfrut lub inne cytrusy według uznania
2 listki mięty

dodatkowo:
Syrop smakowy lub trochę cukru

Najpierw należy oddzielnie zaparzyć filiżankę mocnej herbaty (starczy to na dwie porcje) dolać do niej trochę zimnej wody, ewentualnie trochę cukru , po czym wsadzić do lodówki na 10-15 minut. Szklanki (lub dzbanek) napełnić kostkami lodu, pokrojonymi plastrami pomarańczy, grejpfruta oraz miętą. Opcjonalnie do szklanek można dodać po łyżce syropu smakowego- w moim przypadku był to syrop limonkowo-cytrynowy z Łowicza. Na koniec wystarczy wlać wcześniej schłodzoną herbatę i gotowe! Najlepsze w przygotowaniu jest to, że możemy połączyć herbaty z najróżniejszymi syropami i cytrusami, dzięki czemu smak herbaty za każdym razem będzie nas zaskakiwać. Oczywiście można użyć herbaty smakowej, w moim przypadku była to zielona o aromacie mięty. Najlepiej przygotowany napój podawać w wysokich szklankach wraz ze słomką, natychmiast po przygotowaniu.


Chcesz być na bieżąco z postami ? Zapraszam TU.


12 lip 2014

Recenzja-"Zawładnięci" Elana Johnson

Niech was nie zmyli tytuł książki, bowiem "Zawładnięci" w żaden sposób nie przejmą nad wami kontroli. 

Chyba jak każdy polak, łasy jestem na wszelkiego rodzaju promocje, szczególnie jeśli dotyczą one książek. Zatem możecie domyślić się, jakich emocji doznałem widząc promocję opisywanej dzisiaj lektury, z ponad trzydziestu, na dziewięć złotych. By nie kupować kota w worku, przejrzałem wiele recenzji i przyznam, że były skrajnie różne. Tym bardziej skłoniło mnie to do zakupu, bym samemu mógł obiektywnie ocenić debiut Pani Johnson. Jak się później okazało, "Zawładnięci" zostali niedawno wycofani ze sprzedaży w Empiku, stąd również pojawiła się wyprzedaż w Matrasie. Czy ma to jakiś związek z jakością powieści, zaoferowanej przez wydawnictwo Amber? Owszem. I to duży.
Zacznijmy może od plusów książki, bo tych jest naprawdę niewiele. Jedynym pozytywnym aspektem, tej jakże niespójnej pozycji, jest pomysł zgrabnie wpasowany w tematykę powieści wybiegających w przyszłość. I to by było na tyle, jeśli o zaletach tutaj mowa. Naprawdę rzadko się zdarza, bym porzucał lekturę będąc w połowie, a tak właśnie było w tym przypadku. Głównym powodem decyzji o zaprzestaniu dalszego czytania był niewyszukany język, jakim posłużyła się autorka. Być może jakiś udział w tej tragedii literackiej, miała osoba, której zlecono przetłumaczenie na nasz język "Zawładniętych". Nie zamierzam jednak doszukiwać się winnych, a książkę oceniam zgodnie z moimi uczuciami. Czytelnik bez jakiegokolwiek przygotowania, wrzucony zostaje w futurystyczny świat, podzielony na kilka stref, w którym można doszukać się wielu podobieństw do futurystycznego Panem, znanego ze sławnych już "Igrzysk Śmierci". Opisów miejsc, w których toczy się akcja, jest bardzo mało, w dużej mierze polegać musimy wyłącznie na własnej wyobraźni. Fabuła pełna jest dziur, niczym ser szwajcarski, a bohaterowie płytcy, pozbawieni wyraźnych cech charakteru. Przebywając w więzieniu, Vi, czyli główna bohaterka, bardziej przejmuje się swoją fryzurą, niż niefortunnym położeniem w jakim się znalazła. Jak wspomniano już w wielu recenzjach "Zawładniętych", akcja jest niezwykle przewidywalna, nie trzyma w napięciu i odpycha potencjalnego czytelnika z każdą kolejną stroną.  Dialogi są mocno naciągane i brak im jakiegokolwiek sensu. Postacie przeskakują z jednego tematu na drugi, pozostawiając wszelkie kwestie niewytłumaczone. Nie wiemy nawet jak i dlaczego doszło do momentu, w którym życie ludzkie poddane zostało całkowitej kontroli ze strony Tych-Od-Myślenia. Co ciekawsze pomysły, na niekorzyść ogółu, nie pozostały rozwinięte. Same nazwy stworzone przez autorkę wywołują u czytelnika dużą niechęć. Większość rzeczy, związanych z przyszłością, posiada przedrostek "techno". Takim oto sposobem, otrzymujemy technokajdanki, technowywiad i wiele, wiele innych o, których nie warto tu wspominać. Czytając odniosłem wrażenie, że do czynienia mam ze zrobionym na szybko szkicem wątpliwej jakość książki, która nigdy nie powinna zostać wydana. Przyznam, że byłem mocno zdziwiony, kiedy dowiedziałem się, że "Zawładnięci" posiadają dwa albo i trzy (nie pamiętam już dokładnie) kolejne tomy, jego kontynuacją. Gdybym tylko miał taką możliwość, miejsce Elany Johnson (autorki książki) oddałbym komuś innemu, bo jest zapewne wiele dobrze zapowiadających się pisarzy, którzy mają do zaoferowania o wiele więcej, niż wspomniana przed chwilą Pani. Wszelkie porównywania do "Igrzysk Śmierci", jakie możemy znaleźć na internecie, mają się tak jak szprotka do łososia. Na koniec dodam, że nawet upchnięcie tej książki na serwisie Allegro nie wchodzi w grę, ponieważ, jak już zdążyłem się zorientować, nie tylko mi omawiane powyżej "dzieło" nie przypadło do gustu. Niezliczone ilości egzemplarzy tej lektury spoczywa na akcjach, a ich właściciele mają złudną nadzieję, że ktoś odkupi je od nich po śmiesznie niskiej cenie.

"Zawładniętych" nie poleciłbym nikomu, nawet najgorszemu wrogowi, no chyba, że ktoś z was chce zmarnować kilka godzin swojego życia. ;) Tym razem mój zmysł polaczka łasego na promocje okazał się zgubny, a smutki zmarnowanej dyszki topię w "Grze o Tron", która nawet bez przeglądania recenzji, okazała się trafionym zakupem.

OCENA KSIĄŻKI 2/10 

OGŁOSZENIE:
1.Gdyby ktoś na własną odpowiedzialność chciał wymienić się ze mną na tą książkę, niech napisze w komentarzu. Stan posiadanego przeze mnie egzemplarza oceniam jako idealny, bez najmniejszych śladów użytkowania :)
2. Jeżeli chcecie być na bieżąco z postami, zapraszam TU

3 lip 2014

To będzie najlepszy rok twojego życia!

Jak się okazało, ciężko u mnie z systematycznością, a i wykonanie niektórych pomysłów zabiera mi więcej czasu oraz weny, niż mógłbym wcześniej przypuszczać. Mimo to z zachęcam was do lektury, jaką jest dzisiejszy post, chociaż odchodzi od jego pierwotnej wizji. Obiecuję poprawę, a także pełną recenzje książki, którą zapewne niewielu z was miało okazję przeczytać ;)

Podczas cotygodniowego spaceru po znanych mi księgarniach, zawsze trafiam na regały przeznaczone poradnikom. Zaczynając od tych, które mają na celu zachęcenie ludzi do aktywności fizycznej, a kończąc na książkach, mówiących jak żyć i być szczęśliwym, rzekomo posiadających złoty środek na wszystko. Wertując kartki co ciekawszych pozycji, których autor radził, jak rozwiązać problemy dotyczące komunikacji z innymi, uświadomiłem sobie, że we własnej biblioteczce posiadam książkę, o której warto tutaj wspomnieć. O tego typu nabytkach, nie często chwalimy się znajomym. Tak też było w moim przypadku i zapewne to było powodem szybkiego zapomnienia o niej. Mimo przejrzystej okładki i zapewnień znajdujących się na odwrocie, że do czynienia mam z prawdziwym bestsellerem, długo nie trwało by książka została przeze mnie zapomniana. Sam zakup poradnika Debbie Ford o tytule "To będzie najlepszy rok twojego życia!" był czymś w rodzaju chwilowej ekscytacji, zmiany pełnego rutyny życia na lepsze. Być może popełniłem błąd wydając na ten poradnik prawie dwadzieścia pięć złotych. Często sięgając tego typu książki ludzie oczekują, że po samym przeczytaniu ich życie diametralnie się zmieni. Niestety nie ma to w sobie ani krzty prawdy. Jeżeli nie jesteśmy mocno zmotywowani, by podjąć jakiekolwiek zmiany dotyczące życia, marnujemy tylko pieniądze. Jedne tytuły dają nam gotowe rady, które musimy sami urzeczywistnić, inne natomiast mają za zadanie zmotywowanie nas do chwycenia życia za nogi. Nic samo się nie dzieje, więc bez podjętych przez nas działań, poradnik sam w sobie jest niezbyt użyteczny. Pewnie czytając to, jesteście ciekawi, co wpłynęło na ukształtowanie takiego poglądu na temat opisywanych przeze mnie książek. Tutaj akurat będę musiał was rozczarować, bowiem zakup poradnika Debbie Ford, szybko popadł w niepamięć, a niezbyt obszerny tomik przez wiele miesięcy wegetował, ukryty pomiędzy ciekawszymi nazwiskami. Dlaczego tak się stało? Już tłumaczę. Zaważył tutaj chyba mój brak motywacji, a sama książka, która powinna to mnie zmotywować, niewiele pomogła. Rady autorki w żaden sposób, nie wydawały mi się przełomowe, czy choćby oryginalne. Bazowały one na pomysłach, na które wpaść mógł dosłownie każdy człowiek, bez udziału większej kreatywności. Niewielka chęć zmian, jaką w sobie posiadałem, sprawiła że wprowadzenie w życie wskazówek Debbie okazało się mało lukratywne. Skutkowało to u mnie brakiem ochoty na dalsze baraszkowanie z poradnikiem Pani Ford. Jak już wcześniej wspominałem, książkę tą porzuciłem wiele miesięcy temu, a moje życie bez jej pomocy, z czasem doznało dużych zmian na lepsze. Chociaż do pełnego szczęścia nadal długa droga. Czy autorka dostanie ode mnie drugą szansę? Nie. Przynajmniej nie na dzień dzisiejszy. Kto wie, może kiedyś będę na tyle zdesperowany, by  w pełni świadomie poświęcić się tej lekturze. Swojego zdania na temat poradników jak na razie nie zmienię i nikt nie wmówi mi, że którykolwiek z tytułów, należących do tego gatunku, posiada złoty środek na to co pragniemy osiągnąć. Tutaj liczymy się tylko my i nasza ciężka praca nad sobą i tym co planujemy.