24 sty 2016

Filmowa niedziela #3: Oscarowe nadrabianki


Nominacje do tegorocznych Oscarów znane są od dziesięciu dni, więc na pewno każdemu już przed oczami mignęła jakaś informacja na ten temat, chociażby odnośnie "Zjawy" z Leonardo DiCaprio, która zgarnęła najwięcej, bo aż dwanaście nominacji. Czy ten film na to zasłużył? O tym przekonam się w następny weekend, kiedy odbędzie się oficjalna kinowa premiera "Zjawy" w Polsce. 

Trochę dziwi mnie fakt, że "Makbet" w reżyserii Justina Kurzela nie żadnej nominacji. Co prawda, nie nazwałbym tego filmu najlepszym, jaki udało mi się zobaczyć w 2015 roku, jednak spokojnie zasłużył na nominację za fantastyczną muzyką oraz kostiumy (o zjawiskowej roli Michaela Fassbendera już nie wspominając). Dlaczego więc film ten został pomięty?

Dzisiaj jednak nie o "Makbecie", (którego recenzowałem jakiś czas temu) a o filmach, które faktycznie zostały nominowane do Oscarów. W tym roku postanowiłem trochę wcześniej zapoznać się z filmami, które mają okazję zgarnąć jakieś nagrody. Kilka z nich już za mną (w tym "Joy" i "Nienawistna ósemka", o których ostatnio pisałem tu) wiele jednak wciąż przede mną, szczególnie tych, których polska premiera jeszcze się nie odbyła. 

Korzystając z okazji udało mi się nadrobić dwa, których krótkie recenzje zamieszczam poniżej.

Tytuł: Spectre
Reżyser: Sam Mendes
Czas trwania: 148 min.
Premiera: 6 listopada 2015

Ostatnia część Bonda zgarnęła mieszane recenzje i tylko jedną nominację do Oscara w kategorii: Najlepsza piosenka, za "Writing's on the Wall" wykonywaną przez Sama Smitha. Po zakończonym seansie już mnie to nie dziwi, bowiem "Spectre" do wybitnie dobrych filmów nie należy i ludzie raczej szybko o nim zapomną. Chociaż do wielkich fanów agenta 007 nigdy nie należałem i samego Bonda znam jedynie z filmów, w których wystąpił Daniel Craig, to nie pogardziłbym powtórnym seansem wspaniałego "Casino Royale", czy "Skyfall". Gdzieś pomiędzy tymi filmami wydane było jeszcze nieco gorsze i niepotrzebne "007 Quantum of Solace". Jeżeli więc przyjąć, że co drugi film z Bondem wypada słabiej od poprzednika, to idealnie trafiamy na "Spectre".

Ja wiem, że te filmy rządzą się własnymi prawami i fani 007 byliby zawiedzeni gdyby zabrakło typowych, zrobionych z rozmachem pościgów, czy też romansu z piękną, poznaną niedawno kobietą. Jednak z drugiej strony, no ile można? "Spectre" jest do bólu przewidywalny i schematyczny, zatem widz nie dostaje nic innego, jak tylko powtórkę wydarzeń z poprzednich części, tylko w innym otoczeniu i z innymi bohaterami (pomijając niezmiennego Bonda). Mamy zatem wspomniane pościgi, liczne sceny walki, z których główny bohater najczęściej wychodzi bez większego szwanku, jest też naiwny romans i czarny charakter, za pomocą którego twórcy "Spectre" starają się zrobić z widza idiotę. Kiedy pojawia się spowity w półmroku "ten zły" grany przez Christophera Waltza, wszyscy na ekranie milkną w oczekiwaniu na jego złowieszcze, wymówione półgłosem słowa. I w tym momencie wszystko dookoła aż krzyczy: Patrzcie! To czarny charakter! To za nim przez pół filmu będzie uganiać się Bond i to z nim rozegrane zostaną finałowe sceny! No serio? Dodatkowo nasz "Pan Zło Wcielone" posiada masywnego goryla, który nie uczestniczy w dialogach a jedynie odgrywa typową maszynkę do zabijania. Nie wiem czy dało się to bardziej spartaczyć. Sam Bond nie zaskakuje. Z każdej sytuacji ratuje się wciskając jakiś magiczny guzik albo skacze w miejsce, które "przypadkowo" okazuje się być bezpieczną strefą. 

Tak więc "Spectre" nijak ma się do uwielbianego przeze mnie "Skyfall" i tylko pokazuje, jak bardzo przewidywalne potrafi być kino akcji. Jednak nie martwcie się zbytnio, ponieważ fani samego Bonda jak i grającego go Daniela Craiga otrzymali kolejny wysokobudżetowy produkt. Dla mnie to niestety za mało, bo cholernie się wynudziłem oglądając ten film. 

Ocena filmu:



Tytuł: Big Short
Reżyser: Adam McKay
Czas trwania: 130 min.
Premiera: 1 stycznia 2016

O wielkim kryzysie na światowym rynku w 2008 roku na pewno słyszał każdy. Nie każdy jednak jest w stanie powiedzieć jakie były jego przyczyny. "Big Short" opowie Wam to za sprawą aktorów z najwyższej półki, wśród których znaleźli się m.in.: Brad Pitt, Ryan Gosling, czy Christian Bale nominowany do Oscarów za najlepszą rolę drugoplanową. Poza tym film nominowany został również w kategorii: Najlepszy film, Najlepszy reżyser, Najlepszy scenariusz adaptowany oraz Najlepszy montaż. Tak pokaźna liczba wyróżnień nie mogła dotyczyć złego filmu.

I w rzeczy samej "Big Short" to świetny, oparty na faktach obraz, który poza zwykłą, dotykającą przeszłości historią serwuje wspaniałą, silną męską obsadę, która w każdym momencie daje z siebie wszystko. Do tego jeszcze specyficzny montaż, rzucający się w oczy już od pierwszych minut seansu. Duża liczba ważnych i związanych z fabułą postaci skutkuje częstym skakaniem po wątkach, dzięki czemu w jakiś sposób nie odczuwa się ogromnej ilości dialogów występujących w tym filmie. W to wszystko dodatkowo wplątane zostają krótkie, kilkudziesięcio sekundowe klipy zmontowane ze scen ukazujących życie zwykłych obywateli ameryki, I chociaż raz, czy dwa moja koncentracja podczas filmu osłabła, przekierowując myśli w miejsce inne niż ekran znajdujący się przede mną, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to film ważny, który nie tylko pokazuje fakty, ale też serwuje dawkę mocnego humoru i tłumaczy wiele dotąd niezrozumiałych pojęć, za sprawą przerywników, w których pojawiają się osoby kompletnie niezwiązane z całą historią, wyjaśniając wiele istotnych kwestii tak, by nawet niekoniecznie bystry widz był w stanie zrozumieć sens i logikę poszczególnych terminów często w "Big Short" używanych. 

Nie jestem do końca pewien, czy "Big Short" to film, który ma szansę zgarnąć statuetkę w kategorii: najlepszy film roku, uwierzcie mi jednak, że zasługuje na Waszą uwagę. To połączenie prawdziwej historii wielkiego kryzysu i dobrego kina dla wymagających.

Ocena filmu:


Widzieliście "Spectre" lub "Big short"? Sądzicie, że te filmy powinny wygrać? 


1 komentarz:

  1. Oba mam w planach, jednak to "Big short" jest tym w planach najbliższych - wiadomo, Oscary. Zawsze kategoria "najlepsza piosenka" mniej mnie interesowała, więc Bonda odkładam jednak w czasie. Podejrzewam, że też mogę się czasami nudzić na "Big short", bo tematyka słabo mnie interesuje, ale wydaje mi się, że film będzie się bronił ;)
    A jutro wybieram się na "Syna Szawła" i nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń