Wydawać
by się mogło, że w kwestii dystopii powiedziane zostało już dosłownie wszystko.
Wtedy jednak pojawia się informacja o filmie w reżyserii Stevena Spielberga
stworzonego na podstawie książki „Player One” napisanej przez amerykańskiego
pisarza Ernesta Cline’a. Powieść ta jest jego literackim debiutem. Co warto
podkreślić, debiutem bardzo udanym.
Autor
w swojej książce przenosi czytelnika do niezbyt odległej przyszłości. Mamy rok
2045, a świat trapiony wieloma problemami powoli chyli się ku upadkowi. Szarej
rzeczywistości i wszechobecnej biedy nie da się tak po prostu naprawić, ale
istnieje półśrodek pozwalający znieść wszystkie przeciwności losu. Założona
przez Jamesa Halliday’a wirtualna rzeczywistość zwana OASIS daje szansę na
życie, w którym przy odrobinie szczęścia każdy może być kim tylko zapragnie.
Niestety Halliday w końcu umiera i nie pozostawia po sobie żadnego
spadkobiercy. W celu znalezienia dziedzica bajecznej fortuny rozpoczęty zostaje
wyścig, w którego celem jest rozwiązanie przejście trudnych prób, rozwiązanie
zagadek i zebranie trzech kluczy umożliwiających dotarcie do Wielkanocnego
Jaja. Główny bohater, niezamożny nastolatek Wade Watts będzie jednym z tych,
którzy marząc o odmienieniu swojego losu podejmą się poszukiwań.
„Player
One” ma w sobie wszystko to, za co zwykle kocha się literaturę młodzieżową.
Wartka akcja napędzana przez wyścig o fortunę, szary obraz przyszłości, młodzi
aczkolwiek inteligentni i przebiegli bohaterowie oraz nienachalny romans w tle.
Kiedy się o tym mówi, to brzmi to banalnie, ale podczas czytania wszystkie te
elementy zgrabnie łączą się w spójną i co najważniejsze, jakże interesującą i
rozrywkową całość. Powieść ta wciągnęła mnie już od pierwszych stron, gdzie
autor za sprawą słów głównego bohatera opowiada o rzeczywistości, w jakiej
przychodzi mu żyć. Trzeba przyznać, że autor w kwestii kreowania świata
(szczególnie opisując funkcjonowanie OASIS) wykazał się dużą kreatywnością.
Wirtualna rzeczywistość którą stworzył pełna jest zachwycających szczegółów.
Oznacza to oczywiście wiele opisów, ale bez obaw! Są one napisane w taki
sposób, że czyta się je z przyjemnością. Ujawnia się tutaj również kolejna
zaleta „Player One”, jaką jest lekki język , którym posługuje się autor.
Główny
bohater Wade Watts to naprawdę przesympatyczna postać. Mógłbym nawet pokusić
się o stwierdzenie, że podczas lektury wywołał on u mnie podobne emocje co Mark
Watney, którego kojarzyć możecie z popularnej (i również dobrze zekranizowanej)
powieści „Marsjanin” autorstwa Andy’ego Weira. Wade idealnie pasuje do swojego
wieku. Kiedy go poznajemy pragnie znaleźć Wielkanocne Jajko Halliday’a tylko i
wyłącznie dla własnych materialnych korzyści. Powinno mnie to do niego zrazić,
ale tak się nie stało, bowiem jest w tym coś uroczego i adekwatnego do jego
wieku i statusu społecznego. Poza Wade’m na drugim planie rysuje się kilka
interesujących postaci drugoplanowych, którzy w jakiś sposób połączą swoje losy
z głównym bohaterem.
Jak
łatwo się oczywiście domyśleć, w książce Ernesta Cline’a znajdą się również
bohaterowie spod ciemnej gwiazdy. W tym przypadku jest to wielka korporacja
dążąca do przejęcia OASIS i zmodyfikowanie wirtualnego raju wobec własnych,
niekoniecznie dobrych dla społeczeństwa zasad. Bardzo dostrzegalny jest tu
motyw walki pojedynczych jednostek ze złą korporacją. W pewnym momencie to
właśnie ten temat zaczyna dominować w całej powieści. Kto wygra to starcie? I
czy w ogóle komukolwiek się to uda? By się tego dowiedzieć, będziecie musieli
sięgnąć po tę książkę.
Sądzę,
że „Player One” to naprawdę dobra powieść młodzieżowa, która jednak i dla
starszego czytelnika może być interesująca. Szczególnie powinna się ona nadać
dla osób lubujących się w antyutopiach w których szybka akcja stawiana jest na
czele. Ja czytając tę powieść bawiłem się świetnie od pierwszej aż do ostatniej
strony. Czytelnikom „Player One” polecam również ekranizację w reżyserii
Stevena Spielberga. Warto obejrzeć by móc porównać wszystkie różnice względem
książkowego pierwowzoru, które reżyser poczynił by zrobić film jeszcze bardziej
oglądalnym.
Ocena książki: 7/10
Jakoś nie jestem przekonana do książki, nie wiem, czy po nią sięgnę, ale żeby zapoznać się z historią może skuszę się na film.
OdpowiedzUsuńNajbardziej do mnie przemawia złe korpo z całego tego opisu ;) Chyba książka nie do końca dla mnie, ale podobnie jak Jellyfish może dam szansę filmowi...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Zawsze można obejrzeć film i w razie czego sięgnąć po książkę, która od filmu nieco się różni :)
Usuń