21 lip 2018

"Smocze kły" Michael Crichton

Dzisiaj nie będzie o dinozaurach. To znaczy będzie, ale o ich kościach, więc do Parku Jurajskiego nam jeszcze daleko. Wspominam o tym ponieważ to właśnie Michael Crichton za sprawą swojego pomysłu z komarami uwięzionymi w żywicy powołał do życia wymarłe setki milionów lat temu gady. Zanim jednak do tego doszło, sporo lat wcześniej, świat szokowały gigantyczne kości odkopane gdzieś na piaszczystych pustkowiach. Co więcej, w tych niesprzyjających warunkach dwoje paleontologów- Othniel Charles Marsh oraz Edward Drinker Cope, rywalizowało ze sobą o to, komu uda się odkryć okazalsze szkielety.

W przypadku tej powieści warto odnotować dwa fakty. Po pierwsze, "Smocze kły" zostały wydane pośmiertnie, co oznacza, że z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu Crichton za swojego życia ich opublikował. Może po prostu nie zdążył, a może nie chciał, ponieważ nie uważał tej książki za dostatecznie dobrą. Najlepiej w tym temacie poszperać w internecie. Po drugie, rywalizujący ze sobą paleontolodzy Marsh oraz Cope istnieli naprawdę i rzeczywiście toczyli zaciekły bój o kości dinozaurów, chociaż jak sam pisarz potwierdza, zdarzenia zawarte w lekturze są częściowo zmienione, tudzież wymyślone. Mimo to ich oryginalna historia i tak była ponoć równie interesująca i obfitowała w agresywne potyczki.

Po "Smocze kły" sięgnąłem chyba tylko ze względu na autora i tematykę opierającą się na poszukiwaniu szkieletów wymarłych gadów. Czy żałuję? Nie, ale zdecydowanie nie jest to powieść, którą mógłbym zapamiętać i wspominać w przyszłości. Główny bohater, młody William Johnson, przez zakład z kolegą wplątany zostaje w jedną z ekspedycji. Kiedy poznajemy go na początku nie jest to postać jakkolwiek nadająca się do podobnych zadań. William lubi łatwe życie w luksusie, jakie zapewnia mu fortuna ojca. Kiedy już jednak wyrusza na wyprawę z profesorem Marshem, a następnie z jego zaciekłym wrogiem, profesorem Copem, natychmiast przechodzi przez jakże banalną przemianę. Co więcej, jako główna postać wypada raczej blado po prostu ginąc w tle.

Co do akcji natomiast, to jak na tak szczupłą powieść dzieje się tam naprawdę dużo. Ba! Nie spodziewałem się, że na takim pustkowiu, na którym znajdowała się wyprawa profesora Cope'a, może być aż tak ciekawie. To po części też zasługa wrogo nastawionych Indian, których Crichton z rozmysłem dosyć ważną częścią książki. Żeby jednak nie było aż tak pięknie, chociaż dzieje się dużo, to wiele z tych wydarzeń potraktowanych zostaje bardzo ogólnie, a może wręcz po łebkach, przez co czasami brakuje im większej dramaturgii czy czasu na to by odpowiednio wybrzmieć. Mimo to nie zmienia to faktu, iż "Smocze kły" to książka lekka, którą czyta się z przyjemnością. Pytanie tylko czy to wystarczy?

Ano nie wystarczy. Okej, Crichton pisze ciekawie, dobrze oddaje klimat dzikiego zachodu, ma też interesujących bohaterów drugoplanowych w postaci rywalizujących ze sobą Cope'a i Marsha, ale dla mnie to nadal za mało. To po prostu niezła książka, jak najbardziej odpowiednia do wzięcia ze sobą na plażę lub w inne podobne temu miejsce. Nad "Smoczymi kłami" nie trzeba się aż tak skupiać dzięki czemu bez wyrzutów sumienia można tę lekturę odłożyć na bok w wręcz losowym momencie. 

Tyle ode mnie. Mimo wszystko dla fanów autora i dinozaurów polecam. Amen.

Ocena książki: 6/10

Tytuł: Smocze kły
Autor: Michael Crichton
Ilość stron: 340
Wydawnictwo: Rebis

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz