22 kwi 2018

Weekend z filmami: Wyspa psów

Mam nadzieję, że Wesa Andersona nikomu przedstawiać nie trzeba. Co zaznaczę od razu, jestem jego ogromnym fanem. Na przestrzeni lat reżyser ten wypracował sobie własny unikalny styl, dzięki czemu w każdym jego kolejnym filmie można podziwiać specyficzną dla niego estetykę z pięknymi symetrycznymi kadrami na czele i słodko-gorzką historią, której doświadczają jego bohaterowie. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszego dzieła, czyli "Wyspy psów".  Jest to jego drugi film animowany zrobiony metodą poklatkową. 

I jak wyszło? Cóż... tak jak się spodziewałem, nie było najmniejszej możliwości, by "Wyspa psów" okazała się niewypałem. Cieszy mnie bardzo, że Wes Anderson jest w tak samo dobrej formie, w jakiej był tworząc "Grand Budapest Hotel" czy "Kochankowie z księżyca". 

W "Wyspie psów" znalazłem wszystko to, co zachwycało mnie w jego poprzednich filmach. Historia przedstawiona na ekranie jest piękna, smutna, ale jednocześnie momentami zakrawa o bycie komedią. Aczkolwiek nie ma tu co liczyć na głupkowate i nachalne żarty. To co śmieszy wydaje się naturalnie wychodzić od strony twórców filmu. Po raz kolejny w animacji Andersona role główne objęte zostają przez zwierzęta, tym razem psy, które po zdiagnozowaniu choroby masowo przeniesione zostają na tytułową wyspę, gdzie wiodą nędzy, daleki od znanych im luksusów żywot. 
Od strony wizualnej wszystko prezentuje się tu naprawdę pięknie. Już samo zastosowanie metody poklatkowej wyróżnia tę animację na tle pozostałych wielkich tytułów, które ostatnio miały premierę. Nie tylko postacie wyglądają dobrze, ale i cały świat z tytułową, niezachęcającą swoim wyglądem wyspą na czele. Co więcej, animacji dopasowana została piękna często nawiązująca do kultury japońskiej muzyka. Utwory te są niezwykle wyraziste i tak trafnie dopasowane, że nie sposób ich nie zapamiętać. Tak więc soundtrack to kolejny element, który przemawia na korzyść "Wyspy psów".

Następnym dużym pozytywem jeżeli już o samej Japonii była mowa, są właśnie owe nawiązania do całej kultury japońskiej, bowiem akcja "Wyspy psów" rozgrywa się właśnie tam. W kontekście tego zastosowano tu ciekawy zabieg, mianowicie psi bohaterowie porozumiewają się po angielsku, co jest tłumaczone na język polski, natomiast ludzie mówią w swoim ojczystym języku, czyli japońskim i na dobrą sprawę widz nie zawsze dostaje tłumaczenie ich wypowiedzi. Zmusza to poniekąd to samodzielnego wyłapywania kontekstu, z drugiej strony jest to przedstawione w tak dosadny sposób, że ciężko jest się nie połapać o co w tym wszystkim chodzi. Co do samej fabuły, to nie jest ona szczególnie skomplikowana i wymagający widz może dopatrzyć się tam małych dziur czy nieuporządkowania pod względem pojawiających się postaci i roli, jaką odgrywają w całości.
Film ten w polskich kinach wyświetlany jest (całe szczęście) w wersji oryginalnej z polskimi napisami. Jest to dużym plusem ze względu na naprawdę barwną obsadę odpowiadającą za podkładanie głosów. Ciekawszymi z nazwisk będą tu: Tilda Swinton, Yoko Ono, Scarlett Johanson czy chociażby nagrodzona ostatnio Oscarem Frances McDormand. To oczywiście zaledwie mała garstka tych, których najbardziej możecie skojarzyć. 

Na koniec zaznaczam, że "Wyspa psów" to nie jest tytuł na który powinno się zabierać dzieci, przynajmniej nie te najmniejsze. O wiele bardziej animacja ta powinna przypaść do gustu dorosłemu widzowi. Jeżeli chodzi o mnie, to patrząc na całokształt jestem naprawdę zadowolony. Polecam zarówno tym, którzy tak jak i ja lubują się w stylu Wesa Andersona, jak i osobom nie mającym dotąd styczności z tym reżyserem. Wśród wszystkich tytułów dostępnych obecnie w multipleksach, ten zdecydowanie jest warty polecenia, jeżeli tylko szukacie czegoś niebanalnego.

Ocena: 8/10

Tytuł: Wyspa psów
Reżyseria: Wes Anderson
Czas trwania: 101 min.
Premiera: 20 kwietnia 2018

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz