Tytuł: Baby Driver
Reżyseria: Edgar Wright
Czas trwania: 113 min.
Premiera: 7 lipca 2017
Wakacje to czas, kiedy kina stawiają na lekkie, zapychające czas blockbustery ukierunkowane na duże zyski. Nagle pojawia się taki "Baby Driver" o którym mówi się dużo... a nawet bardzo dużo dobrego. Za reżyserię "Baby Driver" odpowiada Edgar Wright. Jest to kolejna postać w przemyśle filmowym, o której wcześniej nie widziałem dosłownie nic. Przed udaniem się na "Baby Driver" miałem co prawda w planach nadrobić choć trochę filmografię tegoż pana, ale jak bywa z planami w moim przypadku... no po prostu nie pykło. Teraz, kiedy obejrzałem już "Baby Driver" wiem jednak, że prędzej czy później będę musiał sięgnąć po starszą twórczość Edgara Wrighta, a to wszystko przez jego najnowszy film, który co tu ukrywać, po prostu z wrażenia wbił mnie w fotel.
Młody chłopak nazywany Baby jest kierowcą pracującym dla gangsterów zajmujących się rabowaniem banków. Chociaż pragnie zerwać ze swoim niechlubnym zawodem, to nawet mimo nadarzającej się okazji nie będzie to proste. Zagrożone będzie nie tylko jego życie, ale i bezpieczeństwo jego najbliższych.
Cały film oparty został na postaci Baby'ego. Na wszystko to co dzieje się na ekranie patrzymy (oczywiście nie dosłownie) przez jego okulary. Seans całkowicie skupia się na młodym kierowcy dzięki czemu widz może bardzo szczegółowo poznać jego charakter i życie, które prowadzi. Baby to postać młoda, nieco oderwana od rzeczywistości. W przeszłości naznaczony został przez wypadek samochodowy, co mocno dobiło się na jego przyszłym życiu. Warto zaznaczyć, że najważniejszym elementem jego osoby wcale nie są zdolności wyścigowe, a muzyka, która prowadzi ten film nadając mu konkretny klimat. Muzyka retro miesza się tu z bardziej nowoczesnymi beatami. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że soundtrack filmu "Baby Driver" to ścieżka dźwiękowa definiująca całe życie głównego bohatera. Istnieje wiele produkcji, w którym ścieżka dźwiękowa nie zdała swojego egzaminu i było jej najzwyczajniej zbyt wiele. W "Baby Driver" po jednym utworze zaraz zaczyna się kolejny, przez co film ten można traktować jako jeden, niezwykle długi teledysk z dobrą fabułą. Do tego mimo tak dużej ilości muzyki, wcale nie odczuwa się tego jakkolwiek negatywnie.
Niektóre filmy akcji, nawet te dobre, potrafią mnie znudzić. Obawiałem się czy tak właśnie nie będzie z "Baby Driver". Na szczęście zostałem mocno pozytywnie zaskoczony. Już pierwsze minuty filmu mnie oczarowały za sprawą ujęć, muzyki i całego zaszczepionego klimatu. Co najlepsze, to zainteresowanie zamiast maleć z czasem (no bo ile można oglądać widowiskowych pościgów zmontowanych niczym teledysk) stawało się coraz większe. Wydawać by się mogło, że po tych wszystkich wydarzeniach jakie twórcy zaserwowali nam na ekranie, dalsze podkręcanie akcji, i serwowanie twistów fabularnych okaże się bardzo na siłę. Tutaj jest wręcz przeciwnie. Akcja coraz bardziej przyspiesza i pod koniec mało jest miejsca na jakiekolwiek chwile wytchnienia. Kiedy wszystko zaczęło lecieć na łeb na szyję, ja siedziałem niczym na szpilkach wyczekując co przyniesie zakończenie.
Oglądając "Baby Driver" w mojej głowie pojawiły się porównania do innych filmów i jak się okazało, nie byłem jedyny w tych porównaniach. Po pierwsze film ten ma w sobie coś z "La La Land". Niektóre z sekwencji mogłyby równie dobrze znaleźć się w tym musicalu, gdyby tylko Baby zaserwował mały lipsynch. Wystarczy spojrzeć na sceny, w których Baby po udanym rabunku wybiera się po kawę. Jak dla mnie to czyste mistrzostwo. To jak pracuje kamera, jak muzyka oddziałuje i współgra z obrazek i to jak główny bohater lawiruje między przechodniami i latarniami- niczym tancerz w zachwycającej choreografii. Drugim filmem, którzy przychodzi na myśl jest "Drive". Grany przez Ansela Elgorta Baby jest niczym młodsza, trochę bardziej ugrzeczniona wersja Ryana Gloslinga, z "Drive". Oba te filmy mają wiele wspólnych elementów począwszy od szybkich samochodów, głównych bohaterów zamkniętych we własnym świecie, a na ważnej roli muzyki kończąc. "Baby Driver" zachowuje jednak mniej powagi tym samym posyłając oczko dla nastoletniej widowni.
Nie jest to oczywiście dzieło idealne, bo i w tej produkcji znalazło się miejsce na trochę sztampowości dotykającej zarówno fabuły jak i bohaterów, którzy czasami prezentują się jak typowe postaci popkultury. Niemniej jednak na "Baby Driver" bawiłem się wyśmienicie, lepiej niż na nowych "Strażnikach Galaktyki", czy innych tegorocznych blockbusterach. Bardzo liczę na to, że powstanie sequel tego filmu i jednocześnie mam nadzieję, że obraz Edgara Wrighta będzie dobrą inspiracją dla innych twórców kina akcji.
Tyle osób poleca ten film! A ta recenzja zachęciła mnie jeszcze bardziej i chyba w końcu wybiorę się do kina :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥
helloimbooklover.blogspot.com
Lubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń