28 lip 2017

Wśród seriali: Seria niefortunnych zdarzeń

Tytuł: Seria niefortunnych zdarzeń
Twórcy: Mark Hudis, Barry Sonnenfeld
Sezon: 1
Ilość odcinków: 8

"Seria niefortunnych zdarzeń" na pewno brzmi znajomo dla wielu z Was za sprawą książek autorstwa Daniela Handlera (znanego jako Lemony Snicket), czy też ich ekranizacji podchodzącej z 2004 roku. Swoją drogą film "Lemony Snicket: Seria niefortunnych zdarzeń" był... a w sumie to nadal jest przeze mnie lubiany, dzięki dobrej realizacji i obsadzie zaangażowanej w ten projekt. Dzisiaj jednak przybywam nie z filmem, nie z książkami, a z tegorocznym serialem produkcji Netflixa. Książek co prawda nie czytałem, więc obędzie się bez napomknięć o spójności serialu z lekturą, za to na pewno nie ominę porównań do ekranizacji.

Po niefortunnym wypadku rodziców, Wioletka, Klaus i Słoneczno Baudelire zostają sierotami. Dzieci będą musiały zamieszkać z nowymi, nieznanymi im dotąd opiekunami. Dodatkowo ich bezpieczeństwo będzie zagrożone, a wszystko przez niecnego hrabiego Olafa, który tylko czeka by przejąć majątek sierot. Chociaż byłem zainteresowany tym tytułem, to trochę dziwne wydało mi się oglądanie serialu, który na warsztat bierze materiał (dla jednych w lepszy, dla innych w gorszy sposób) przerobiony już w pełnometrażowym filmie. Zwyciężyła ciekawość i chęć wychwycenia różnic pomiędzy tymi dwoma produkcjami oraz możliwość poznania wersji (ponoć) bliższej książkom. Już na samym początku zachęcę Was do obejrzenia serialu, ponieważ więcej jest w nim postaci, dialogów i kwestii, które w filmie zostały pominięte.
"Seria niefortunnych zdarzeń" jako serial obiera inną estetykę i serwuje rozszerzone wątki w nieco innej chronologii niż miało to miejsce w filmie. Cała oprawa wizualna wygląda, jakby wyszła prosto spod ręki Wesa Andersona, reżysera odpowiedzialnego za filmy takie jak "Grand Budapest Hotel" czy "Kochankowie z księżyca". I nie chodzi mi tu o bawienie się symetrią, co Anderson notorycznie praktykuje w swoich filmach, a o scenografie i tła, które w wielu scenach wyglądają niczym płaskie i odrealnione makiety. Na szczęście szybko się przyzwyczaiłem, a nawet polubiłem tą specyficzną estetykę. Gorzej niestety było z bohaterami, bowiem w obsadzie znalazło się kilka nietrafionych wyborów.

Najsłabiej z całego rodzeństwa Baudelire'ów wypada Klaus, który był według mnie postacią zbyt nijaką, niewykazującą się pod względem aktorskim. Za to najlepiej z sierot wypada najmłodsze z nich, czyli Słoneczko. Jej gaworzenie w postaci ciętych ripost skradło moje serce i dodało serialowi sporo trafionego humoru. Hrabia Olaf grany tu przez Neila Patricka Harrisa jest prawie identyczny jak ten grany przez Jima Carrey'a, a może nawet momentami lepszy, bo ma więcej miejsca na pełne zaprezentowanie swojej postaci. Jest to mocna, nieobliczalna, przesiąknięta złem osoba, raz za razem wpadając na coraz to nowsze pomysły jak przejąć majątek sierot. Na wspomnienie zasługuje również strachliwa ciotka Józefina (Alfre Woodard) oraz Pani Poe (Cleo King), szukająca sensacji dziennikarka żerująca na tragedii sierot. Gra aktorska wszystkich jest bardzo teatralna i czasami do granic możliwości przesadzona, tak by w jak najmniejszym stopniu odczuwać powagę i smutek jakie w normalnych okolicznościach mogłaby wywołać ta historia.
W tym serialu ciężko jest cokolwiek traktować na poważnie. Na wszystko trzeba patrzeć z dystansem i dużym przymrużeniem oka. Zaczynając od estetyki i scenografii, poprzez bohaterów, aż na samej akcji kończąc. "Seria niefortunnych zdarzeń" chociaż jest dobrze zrealizowana, to potrafi w pewnym momencie zmęczyć za sprawą schematyczności. Za każdym razem odcinek wygląda tak samo. Najpierw sieroty trafiają do nowego domu, potem męczą się z hrabią Olafem próbując przekonać wszystkich dookoła, że to wielki okrutnik, by ostatecznie wrócić do punktu wyjścia, czyli trafić pod skrzydła nierozgarniętego bankiera pana Poe. I tak przez cały czas od pierwszego, aż do ostatniego odcinka. Co więcej, za każdym razem, kiedy myślimy, że w końcu otrzymamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania, zawsze dzieje się coś co uniemożliwia poznanie prawdy. Nawet ostatni odcinek nie przynosi upragnionych wyjaśnień dotyczących tego, m.in. tego co dokładnie stało się z rodzicami młodych Baudelire'ów. Chociaż nie zabrakło akcji i dobrego, nieco bajkowego klimatu, to jednak nie jest to coś, do czego bym mógł chętnie wracać.

Gdybym miał wybierać co wolę- film czy serial, wybrałbym film, a to dlatego, że jest bardziej treściwy, posiada lepszą obsadę i zrealizowany został z większym rozmachem. Cieszę się jednak, że powstał serial, chociażby ze względu na to, że znalazło się w nim więcej czasu dla każdej postaci i wątków pominiętych w filmie. Netflix zaplanował już drugi i trzeci sezon "Serii niefortunnych zdarzeń". Pewnie obejrzę kiedy już zostanie opublikowany, bo ciekaw jestem jak dalej potoczą się losy Wioletki, Klausa i Słoneczka. Mam także nadzieję, że w końcu otrzymam satysfakcjonujące odpowiedzi na pytania, które po pierwszym sezonie zostały w mojej głowie.

Ocena serialu: 7/10

1 komentarz:

  1. Ten serial od jakiegoś czasu za mną chodzi. I prawdopodobnie ze względu na to, że jest niedługi i niezły, to w końcu po niego sięgnę.

    OdpowiedzUsuń