Tytuł: Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
Reżyseria: Joachim Ronning, Espen Sandberg
Czas trwania: 129 min.
Premiera: 26 maja 2017
Piraci z Karaibów to jedna z tych serii, do których lubię powracać co jakiś czas. Na najnowszą, piątą część o tytule "Zemsta Salazara" przyszło nam czekać najdłużej jak dotąd, bo aż sześć lat. Pytanie tylko czy było warto? Oczywistym jest, że kogokolwiek by zatrudniono do pracy nad tym projektem, to i tak nie dorównałby on "Klątwie Czarnej Perły". Pierwsza część Piratów z Karaibów do dzisiaj pozostaje najlepsza. Dwie następne są również dobre, chociaż można w nich dostrzec małą tendencję spadkową. Najgorzej jak dotąd było z częścią czwartą "Na nieznanych wodach". Było, bo już nie jest. "Zemsta Salazara" okazał się najsłabszym ze wszystkich filmów o Jacku Sparrowie.
Fabuła filmu jest banalna. Syn Willa Turnera postanawia uwolnić swojego ojca od klątwy, by ten mógł wieść normalne życie na stałym lądzie. By to zrobić należy znaleźć Trójząb Posejdona. Do wyprawy dołącza oczywiście Jack Sparrow, poszukiwany przez Kapitana Salazara. Salazar za to pragnie dokonać zemsty na piracie, który w przeszłości pozbawił go wszystkiego, co wówczas miał. "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara" to w gruncie rzeczy nic innego jak pościgi i poszukiwania. Jedni gonią za trójzębem, inni gonią za Sparrowem. Jak łatwo się domyślić, w końcu będzie musiało dojść do spotkania obu stron. Wszystkie wydarzenia i zwroty akcji są tu przewidywalne i obdarte z elementu zaskoczenia. Ot, to kolejny bardzo przeciętny blockbuster bazujący na wielkiej marce, jaką niewątpliwie zostali Piraci z Karaibów.
Jack Sparrow został brutalnie zabity. Nie jest to bynajmniej jakikolwiek spoiler dotyczący fabuły, bowiem najważniejszy bohater Piratów z Karaibów, chociaż oczywiście pojawia się wiele postaci gotowych w zemście przelać jego krew. Sparrow zostaje za to zabity w nieco inny sposób przez wcielającego się w niego aktora. To co Johnny Depp wyprawia w tym filmie ze swoją rolą zakrawa o zbrodnię. Pirat zwany Jack Sparrow zawsze był postacią nieco komediową. W każdym kolejnym filmie jednak coraz bardziej pozbawiano go jego wszelkich atrybutów na rzecz zabawnych scen w których coraz częściej uczestniczył. W "Zemście Salzara" z dawnego i nieustraszonego pirata pozostało nam niewiele. Sparrow to jeden wielki chodzący zapijaczony życiowy przegryw. Wszystko co robi musi być zabawne, obrane z jakiejkolwiek powagi. W ten sposób nawet połowa z tych sytuacji i gagów nie działa tak, jak powinna.
Na miejscu Willa i Elizabeth znanych z pierwszych trzech części, pojawia się nowa para bohaterów. Brenton Thwaites w roli syna Willa Turnera wypada przeciętnie. Lepiej za to ma sprawa ma się w przypadku Kayi Scodelario. Tę aktorkę możecie znać z m.in. z ekranizacji "Więźnia labiryntu". O ile w tamtym filmie była nijaka, czasami nawet irytująca, o tyle w Piratach wypada bardzo naturalnie. Grana przez nią postać jest oczytana i wie jak wykorzystywać nabytą wiedzę przez co postrzegana jest jako wiedźma. Nie brak jej pazura i ciętych tekstów w rozmowach z Jackiem Sparrowem. Wprowadzenie jej postaci do serii niewątpliwie jest plusem. Postać Willa i Elizabeth co prawda pojawiają się na chwilę w filmie, niestety ich wkład w całość jest równy zeru. Skoro i tak mieli pojawić się na planie, to można było wycisnąć z nich cokolwiek więcej.
Od strony wizualnej film prezentuje się dobrze. Jak na tego typu blockbuster przystało, dużo jest tu efektów specjalnych. Szczególnie dobrze wypadają te w finałowych scenach dziejących się pod powierzchnią wody. Sceny te są jednocześnie najbardziej emocjonującymi w całym filmie. Muzycznie też jest okej, tak jak zawsze miało to miejsce w tej serii. Niestety dobra strona wizualna i ciekawa kobieca postać wprowadzona do serii nie rekompensuje faktu, że "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara" to odgrzewany kotlet, bez którego seria ta spokojnie mogłaby się obyć. Wszystko to już było i to nie raz, a dodatkowo tym razem jest to o jeden poziom niżej. Nawet nie chodzi o to, że temat Piratów z Karaibów już się wyczerpał, bo równie dobrze można było zrobić coś bardziej zaskakującego, ze świeżym spojrzeniem na serię. Tego właśnie tutaj zabrakło. Jeżeli lubicie Sparrowa to po seansie tak jak ja możecie poczuć się zawiedzeni. Niemniej jednak jeżeli jesteście fanami tej serii, to i tak pewnie w końcu "Zemstę Salazara" obejrzycie.
Ocena filmu: 6/10
Mnie ta część się podobała, chyba na żadnej z poprzednich tak często się nie śmiałam. :)
OdpowiedzUsuńJack jest inny, to fakt, ale ja nawet rozumiem tę zmianę. Minęło 5 lat od kiedy odwiedził fontannę młodości i przez tak długi czas nie udało mu się odzyskać ukochanego statku, wszelkie wyprawy po skarby okazały się fiaskiem, a że Jack zawsze lubił zaglądać do kieliszka, nie dziwię się, że po tylu klęskach zaczął zaglądać do niego częściej i stoczył się, stając się karykaturą samego siebie. Każdy by się załamał, gdyby wszystko, czego się nie dotkniesz, obracało się w, za przeproszeniem, gówno. Stąd ta zmiana, ona jest po prostu konsekwencją pasma porażek. Jedno w Jacku zaś się nie zmieniło – choćby nie wiem jak kręcił i kombinował, koniec końców robi to, co jest słuszne. :)
To kolejna recenzja, która podobne błędy wytyka, więc już wiem, że po Jacku Sparowwie można spodziewać się najgorszego. Szkoda, bo to była taka cudownie charyzmatyczna postać! Pewnie obejrzę film w domu, dla efektów i Kayi :D
OdpowiedzUsuńSam się trochę nasłuchałem o jego postaci przed obejrzeniem filmu i niestety podpisują się pod każdą opinią, która wytyka zniszczenie Sparrowa. To smutne, ale mam nadzieję, że więcej Piratów z Karaibów już nie powstanie.
UsuńIdąc do kina na Piratów z Karaibów, zawsze nastawiam się na taką trochę komedię, może dlatego nie byłam najnowszą częścią rozczarowana. Zgadzam się z tym, że Jack Sparrow z "Zemsty Salazara" to już nie ten sam odważny i pomysłowy pirat z "Klątwy Czarnej Perły", ale mimo to nie potrafię wyobrazić sobie w jego roli nikogo innego. Po prostu przyzwyczaiłam się już do Johnny'ego Deppa i skłamałabym mówiąc, że jako Jack mnie nie rozbawia, bo śmiałam się na tym w filmie w wielu momentach. I chyba jeśli nastawia się na film czysto rozrywkowy, to taka gra aktorska w połączeniu z dobrymi efektami i genialną muzyką jest wystarczająca, żeby można było powiedzieć, że to dobra produkcja. A poza tym, zanim wybrałam się do kina, obejrzałam recenzję Sfilmowanych, więc to nastawiło mnie już z góry bardziej negatywnie i może dlatego się nie zawiodłam. :)
OdpowiedzUsuńI powiem jeszcze tyle, że ja również byłam zaskoczona grą Kayi Scodelario, bo za "Więźniem labiryntu" nie przepadam, a film to już w ogóle porażka, biorąc pod uwagę ilość rozbieżności z książką. W "Zemście Salazara" Kaya zagrała o niebo lepiej niż we "Więźniu", czego nie spodziewałam się, gdy na początku zobaczyłam ją na ekranie.
Może to kwestia tego, że Kaya ma większy talent do zadziornych i zabawnych ról :) W Więźniu labiryntu jej potencjał nie został niewykorzystany.
Usuńja pewnie obejrze w domu, bo do kina nie mam jak iść, ale piratów uwielbiałam, wiec tę czesc na pewno tez obejrze tylko nie tracąc kasy na bilet ;p
OdpowiedzUsuń