9 maj 2017

Znalezione nie kradzione [RECENZJA]

Tytuł: Znalezione nie kradzione
Autor: Stephen King
Ilość stron: 480 
Wydawnictwo: Albatros
Cena: 39,90 zł

Jaki czas temu przeczytałem "Pana Mercedesa" Stephena Kinga (recenzja do przeczytania tutaj), czyli pierwszy tom trylogii detektywistycznej o Billu Hodgesie. Jednak zanim sięgnąłem po ten tytuł wiele się nasłuchałem na temat tego, że jest to jedna z tych bardziej przeciętnych powieści, które wyszły spod ręki amerykańskiego króla horrorów. Zaintrygowany tymi wszystkimi opiniami przeczytałem wspomnianą książkę i rzeczywiście poniekąd się zawiodłem. Mimo to postanowiłem dać tej trylogii jeszcze jedną szansę, przeczytałem więc kolejny tom zatytułowany "Znalezione nie kradzione". 

Nie chcę za wiele zdradzać na temat fabuły. Napiszę tylko tyle, że akcja kręci się wokół znalezionych, nigdy nie wydanych książek niegdyś bardzo popularnego pisarza- Rothsteina. Kiedy trafiają one w ręce młodego Petera Saubersa, chłopak nie jest świadomy jak wielką mają wartość, nie tylko finansową. Nie wie również tego, że istnieje osoba, która uważa się za ich właściciela i która zrobi wszystko by je odzyskać i przeczytać.

Kiedy zacząłem czytać "Znalezione nie kradzione" to praktycznie zapomniałem o tym, że jest to kontynuacja "Pana Mercedesa", a wszystko to za sprawą tego, że przez pierwsze ponad sto stron (a może nawet sto pięćdziesiąt) podstarzały detektyw Hodges nie odgrywa żadnej ważnej roli w fabule, pozostawiając duże pole do popisu dla zupełnie nowych bohaterów. Nie żebym go nie lubił, ale nowo poznane postacie młodego Petera Saubersa oraz Morrisa Bellamy'ego są na tyle ciekawe i dobrze wykreowane, by to na nich oprzeć powieść. I właśnie tak się poniekąd dzieje. To oni wraz z książkami o Jimmym Goldzie stanowią trzon powieści, a detektywistyczna działalność Hodgesa jest jedynie miłym dopełnieniem.

"Znalezione nie kradzione" czytało mi się o wiele szybciej, a sama książka wywarła na mnie lepsze wrażenie niż mało to miejsce w przypadku poprzedniego tomu trylogii. Dłużyzny znane z Pana Mercedesa zniknęły na rzecz interesującej, chociaż nieco przewidywalnej fabuły. Już od pierwszych stron poznajemy zbrodniarza oraz kierujące nim motywy. To pozbawia nas tajemnicy, ale sprawia też, że chce się wiedzieć, co będzie dalej. Od samego początku z kolejnym rozdziałem coraz bardziej szczegółowo nakreślana jest postać Morrisa. Równie dobrze wykreowany zostaje Peter Saubers oraz jego sytuacja rodzinna. Tak samo atrakcyjne co nowe postacie były nawiązania do Pana Mercedesa. Jak się okazuje, temat ten nie został jeszcze definitywnie zamknięty.

Dużym plusem w powieści jest fakt, że opiera się ona o inną (niestety nieistniejącą) lekturę i pokazuje miłość do literatury, zarówno tą normalną, jak i chorą, zaślepiającą i popychającą do niegodnych czynów, zemsty za losy fikcyjnych idolów. Odnoszę wrażenie, że King puścił tutaj oko do czytelników, którzy często są niezadowoleni z tego, jak pisarze kierują losami ich ulubionych postaci literackich.

Samo zakończenie powieści może nie jest ekscytujące, czy wbijające w fotel, ale ma w sobie coś tajemniczego, odstającego od reszty, co zachęca do zapoznania się z "Końcem warty", czyli ostatnim tomem trylogii o Billu Hodgesie. Jeżeli więc tylko w najbliższym czasie pojawi  się okazja, na pewno sięgnę po tę książkę. Mam wielką nadzieję, że okaże się ona nie gorsza od "Znalezione nie kradzione", które ku mojemu zdziwieniu było pozytywną niespodzianką. Polecam Wam tę książkę nawet jeżeli czytaliście "Pana Mercedesa" i nie trafił w Wasze gusta. 

Ocena książki: 7/10

4 komentarze:

  1. King niestety bywa przewidywalny i jego książki dzielą się na te bardzo dobre i te zupełnie przeciętne. Czytałam ostatnio Joyland i bardzo się zawiodłam, oczekiwałam mrożącej krew w żyłach powieści, a dostałam flaki z olejem. Za to chwilę później wzięłam się za Cmętarz Zwieżąt i powiem tak: nie mogę jej skończyć, ponieważ tak przeraża mnie zakończenie, że muszę czytać ją za dnia..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o Joyland słyszałem właśnie podobne opinie, że nie zachwyca i jest bardzo przeciętne. "Znalezione nie kradzione" może i nie zmrozi krwi, ale na pewno zainteresuje :)

      Usuń
  2. Ja z Kingiem miałam przyjemność tylko przy "Joyland", który bardziej przypominał obyczajową powieść psychologiczną niż powieść grozy :P
    Ciekawe, że od początku poznaje się tutaj złoczyńcę - zazwyczaj to taka zagadka napędza fabułę. Jestem zaintrygowana!
    Ale najpierw mam ochotę sięgnąć po jakieś horrory Kinga, może "To" albo "Cmętarz Zwieżąt" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i w pełni się z Tobą zgadzam. Mi też "Znalezione nie kradzione" podobało się o wiele bardziej, niż "Pan Mercedes", czytałam ją szybciej, bardziej mnie ciekawiła. Bardzo mi przypadło do gustu, że tym razem chodziło o pisarza i jego powieść, o miłość do literatury. Też odniosłam wrażenie, że King puszcza oko czytelnikom w tej kwestii :)
    Trzeci tom podobno wkracza na teren zdolności paranormalnych, dlatego osobiście boję się go tknąć.

    OdpowiedzUsuń