12 maj 2016

Intruz [RECENZJA]


Tytuł: Intruz
Autor: Stephenie Meyer
Ilość stron: 560
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Cena: 39,90 zł

O Intruzie słyszałem już dawno temu i to głównie w pozytywnym kontekście, bo ponoć to najlepsze, co Stephenie Meyer udało się napisać. A to chyba nie jest czymś trudnym biorąc pod uwagę fakt, że "Intruz" jest jej jedyną książką, niezwiązaną z serią "Zmierzch". Tak więc swoim, jak zwykle krytycznym okiem spojrzałem na tę powieść.

Akcja książki umieszczona jest w przyszłości, kiedy to Ziemia skolonizowana została przez Dusze przybywające z odległych galaktyk. By przetrwać, Dusze wszczepione zostały w ludzkie ciała, tym samym pozbywając się ich pierwotnych właścicieli. Tak więc prawdziwi ludzie na Ziemi stali się czymś rzadkim i niechcianym. Główną bohaterką "Intruza" jest Wagabunda- dusza, która żyła już na wielu planetach, po raz pierwszy jednak postanowiła osiedlić się na planecie zamieszkanej przez ludzi. Umieszczona zostaje w ciele dorosłej dziewczyny- Melanie, która jak się okazuje, jest silniejsza niż można by przypuszczać, przez co jej ciało nie do końca poddaje się obcej istocie, w skutek czego rozpoczynająca nowe życie Wagabunda słyszy w głowie głosy swojego żywiciela, czyli Melanie. Z czasem wrogie nastawienie obu dziewczyn przeradza się w trudną do zdefiniowania więź. Melanie, by ratować swoich najbliższych, za sprawą wspomnień prowadzi obcą Duszę do miejsca, w którym to podobno są ukryci. Czy uda im się ich odnaleźć? Jak zareagują, gdy zobaczą, że ciało Melanie zamieszkuje "pasożyt"?

Świat wykreowany przez Meyer to dystopia dla ludzi, których gatunek został zniewolony przez tzw. "pasożyty", a utopia dla Dusz, które mimo krzywd wyrządzonych ludzkości, prowadzą spokojne, dalekie od jakichkolwiek niebezpieczeństw, altruistyczne życie. Choć początkowo taka wizja naszej planety wydaje się być ciekawa, szybko okazuje się, że miejsca zasiedlone przez Dusze nie należą do najciekawszych, jednakże z ratunkiem dla czytelnika przychodzi Wanda (czyli Wagabunda), która raczy nas niezliczoną liczbą opowieści o kolonizacji Ziemi, a także kilku innych planet, dzięki czemu wychodzimy poza ograniczające nas ramy i poznajemy większą część nieznanego nam wszechświata.

Narratorem "Intruza" jest Wagabunda lub Wanda, jak kto woli. Jest to dusza tak samo altruistyczna, jak wszystkie inne, szczera, niepotrafiąca kłamać i niezdolna do bycia agresywną wobec innych. To z jej perspektywy patrzymy na świat, choć swoje ciało po części musi dzielić z Melanie, która wciąż daje znać o swojej obecności. Wewnętrzne dialogi prowadzone przez obie dziewczyny były jednym z ciekawszych elementów książki, szczególnie, że połączenie tych dwóch skrajnie różnych osobowości powodowało wiele spięć i konfliktów w podejmowaniu nawet prostych decyzji.

Pozostałych postaci w powieści jest naprawdę sporo, zarówno zwykłych ludzi, jak i dusz. Ich prawdopodobnie największą (zaraz po lekkiej infantylności) wadą jest naiwność, szczególnie gatunku ludzkiego, który czasami chyba zapomina, że żyje w niesprzyjającym mu już świecie, co nie jest żadną przeszkodą w podejmowaniu irracjonalnych i niekoniecznie mądrych decyzji. Tak jak to bywa w literaturze młodzieżowej i w "Intruzie" nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Na szczęście kwestia ta nie jest aż tak oczywista, bowiem uczucia Wagabundy to jedno, a uczucia Melanie to drugie, dzięki czemu relacje pomiędzy Wandą, a mężczyznami są skomplikowane ze względu na żyjącą w niej Melanie, która dzieli się z nią nie tylko wspomnieniami, ale i swoimi namiętnościami.

Najgorsze w tej książce było jednak to, że nawet mając na względzie te wszystkie wymienione wyżej wady, czytało mi się ją... całkiem przyjemnie. Na początku zainteresował mnie ten świat, a kiedy znudził, interesujące stały się losy Wagabundy i żyjącej w niej Melanie. Choć nie obyło się bez kilku niepotrzebnie przedłużanych momentów, w których sceny prosiły się o silnego kopniaka, który pchnąłby fabułę nieco do przodu. Samo zakończenie "Intruza" niestety też nie do końca mnie zadowoliło. Po raz kolejny był to koniec przewidywalny i bardzo bezpieczny, skonstruowany tak, by wilk był syty i owca cała, a szkoda, bo można było pokusić się o większy dramatyzm.

Podsumowując, "Intruz" to lekkie czytadło dla młodzieży, w które zapewni trochę niezbyt wygórowanej rozrywki. Książka ta nie posiada kontynuacji, mimo tego, że kilka lat temu Meyer w jednym z wywiadów napomknęła, że chciałaby z "Intruza" zrobić trylogię. Jak widać coś jej nie wyszło... może to i dobrze. Tę książkę polecam młodszym czytelnikom aczkolwiek i Ci starsi mogą po nią sięgnąć, jeżeli nie przeraziły ich wytknięte przeze mnie wady. Bądź co bądź, lepsze to niż "Zmierzch"... prawda? 

Ocena książki: 6/10

Plusy:
-ciekawy obraz świata skolonizowanego przez obce Dusze
-lekka młodzieżówka
-wewnętrzne spory pomiędzy Wagabundą, a Melanie

Minusy:
-bardzo naiwni i czasami zbyt wyidealizowani bohaterowie
-nudne i niezaskakujące zakończenie
-niepotrzebne przedłużanie niektórych scen


3 komentarze:

  1. Swego czasu jak jeszcze siedziałam w młodzieżówkach, to bardzo mi się spodobała. Na filmie już jednak cisnęłam trochę z tej historii i teraz pewnie też inaczej bym ją odebrała. Ale zakońćzenie w ogóle mi się nie spodobało, za bardzo kompromisowe, wolałabym, żeby było bardziej, ja wiem, dramatyczne? W każdym razie miała być kontynuacja, ale autorka chyba jednak woli wyciskac ostatnie pieniądze z historii o wampirach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety... a ponoć Meyer miała nawet gotowy szkic kontynuacji "Intruza" :)

      Usuń
  2. Zaczęłam czytać dobre parę lat temu i nic mnie w niej nie porwało. I raczej nie zamierzam tego zmienić :)

    Pozdrawiam, Insane z Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń