8 sty 2016

Lek na śmierć [RECENZJA]

Tytuł: Lek na śmierć
Autor: James Dashner
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Ilość stron: 388
Cena: 37,90 zł

DRESZCZ jest dobry- to były ostatnie słowa, jakie Thomas usłyszał od Teresy. Po przejściu prób ognia, Thomas wraz ze swoimi przyjaciółmi trafił do placówki Dreszczu, gdzie mają zostać dokończone badania nad lekiem na Pożogę, czyli chorobę, która niszczy pozostałości populacji ludzkiej. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy Streferzy są odporni na tę chorobę. Dodatkowo stają przed trudnym wyborem, bowiem mogą zdecydować, czy chcą odzyskać swoje wspomnienia. Jaki będzie ich wybór? Czy lek na Pożogę zostanie w końcu wynaleziony? A co najważniejsze, czy Dreszcz aby na pewno jest dobry? 

Wiele pytań, a niewiele odpowiedzi. Tym właśnie jest finał trylogii Więźnia Labiryntu autorstwa Jamesa Dashnera. Na tym jednym zdaniu można by zakończyć całą recenzję, to chyba jednak nie zadowoliłoby ani mnie, ani was. 

Nie lubię spraw niezamkniętych, dlatego jeżeli sięgam po jakąś serię to staram się ją doczytać do końca, szczególnie jeżeli pierwsze tomy mi się spodobają. "Więźnia Labiryntu", czyli pierwszą część trylogii o tej samej nazwie czytałem ponad rok temu i chociaż nie przypominam sobie, bym Dashnerowską twórczość uznał za coś przełomowego, to sama książka przypadła mi do gustu, głównie ze względu na mój ulubiony motyw labiryntu pełnego niebezpieczeństw, wykorzystanego w powieści. Niedługo potem sięgnąłem po drugą część, czyli "Próby Ognia", które były już nieco gorsze, ze względu na oklepane rozwiązania i nachalny wątek miłosny. Wciąż jednak wierzyłem, w finał z dużym rozmachem i tutaj niestety częściowo się zawiodłem.

Pierwszą irytującym aspektem "Leku na śmierć" był nieznośnie banalny język użyty przez autora. Mam świadomość, że książki Dashnera mieszczą się w kategorii literatury młodzieżowej, to jednak nie znaczy, że nie można było napisać ich w nieco bardziej wyszukany sposób, stosując chociażby więcej barwnych opisów (ostatnio przeczytałem chyba za dużo dobrych książek). A jeżeli już o opisach mowa, to warto wspomnieć o niewykorzystanym potencjalne świata wykreowanego przez autora. Obcując z ziemią częściowo zniszczoną przez rozbłyski słoneczne, chciałbym wiedzieć więcej na temat świata, o którym czytam, a o którym stosunkowo niewiele zostało napisane, a szkoda, bo dłuższe i ciekawsze opisy miejsc w jakich przebywali bohaterowie tylko wpłynęłoby na korzyść samej powieści, szczególnie, że czytelnicy mają okazję przebywać w nowych, nieznanych z poprzednich tomów miejscach, jak chociażby mieście Denver, jednym z nielicznych, nietkniętych przez Pożogę. Na ogół "Lek na śmierć" czyta się bardzo szybko, ze względu na stosunkowo dużą czcionkę oraz równie duże marginesy, dzięki czemu książka ta się nie dłuży mimo tego, że ma prawie czterysta stron.

Sami bohaterowie, jeżeli kiedyś budzili moją sympatię, to za sprawą trzeciego tomu trylogii stracili ją całkowicie. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron (jeżeli nie więcej) nic, tylko się kłócą i wrzeszczą na siebie. Ponadto rzadko kiedy myślą o konsekwencjach podejmowanych przez siebie decyzji. I o ile w poprzedniej części autor rozwijał dosyć naiwny wątek miłosny, o tyle w "Leku..." kwestie miłosne zostały zamrożone, tak jakby miały przeszkadzać w przebiegu samej fabuły, co do której mam trochę zastrzeżeń. Niby jest dynamicznie, bo cały czas coś się dzieje i niby są zwroty akcji, jednak Dashner serwuje je tak często, że w pewnym momencie całość staje się schematyczna, a co za tym idzie, mocno przewidywalna. Dlatego w pewnym momencie nie dziwi, a wręcz nuży to, że przy każdej możliwej wyprawie Thomas i jego kompani natrafiają na ciągłe przeszkody w postaci Popażeńców, bądź łowców nagród. Sam finał i rozwiązanie tej historii nie zaspokoiło moich oczekiwań, bowiem nie wszystkie relacje pomiędzy postaciami zostały do końca wyjaśnione, a oni sami (z dobrym wyjątkiem) stali się praktycznie nieśmiertelni w starciach z silniejszymi i lepiej uzbrojonymi/wyszkolonymi osobami. Po prostu wszystkim odpisuje szczęście wtedy, kiedy tego potrzebują.Tak samo jest z wyjściami z trudnych sytuacji. Autor "Leku na śmierć" na prawo i lewo żongluje banalnymi rozwiązaniami, które chwilami w moich oczach wypadły po prostu idiotycznie.

Być może naczytałem się o kilka dobrych książek za dużo, bowiem "Lek na śmierć" zawiódł mnie na wielu płaszczyznach i tylko utwierdził w przekonaniu, że chyba wyrosłem z literatury młodzieżowej, a przynajmniej tej niskich lotów. Niby był wielki finał, niby się działo, jednak to wszystko było za mało dopracowane. Po prostu zabrakło smaczków, przy których mógłbym się zatrzymać na dłużej. Wiem, że niedawno w Polsce swoją premierę miał prequel całej serii, zatytułowany "Rozkaz Zagłady", nie jestem jednak teraz pewien, czy chcę go przeczytać.

Ocena: 5/10

Plusy:
-szybko się czyta (mój ulubiony plus!)
-dynamiczna akcja

Minusy:
-jak dla mnie zbyt banalny język
-schematyczna i przewidywalna fabuła
-niesatysfakcjonujący finał


3 komentarze:

  1. Specjalnie sobie wyszukałam poprzednich części, z ciekawości, jak je oceniłeś. Powiem tak: strasznie mnie intryguje cała ta seria i chciałabym ją przeczytać. Chociażby jeden tom. I chcę to zrobić TERAZ, bo podobnie, jak Ty (a przynajmniej Ty w przypadku tej serii) zaczynam szukać bardziej skomplikowanych książek, a te młodzieżowe bardzo często zawodzą i trudno znaleźć wśród nich coś dobrego i ciekawego. Biorę pod uwagę Twoją recenzję i pewnie moja będzie podobna. Ale przynajmniej będę znała tę historię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. od początku recenzji wiem, że to nie dla mnie, a jak wspomniałeś o tym banalnym języku, to tylko się w tym utwierdziłam :<

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie mi już w pierwszej części wadził ten język, którym posługiwał się Dashner. Co nie znaczy, że kompletnie książka mi się nie spodobała, jednak przeczytanie kontynuacji odłożyłam w czasie. I teraz to już nie wiem czy w ogóle opłaca mi się po nie sięgać :P

    OdpowiedzUsuń