Ze wszystkich filmów nominowanych do tegorocznych Oscarów, to zaraz obok "Tamte dni, tamte noce", najbardziej czekałem właśnie na "Kształt wody". Jest to najnowszy film wyreżyserowany przez Guillermo del Toro, który w przeszłości pracował nad tytułami takimi jak "Labirynt fauna" czy "Crimson Peak". Na "Kształt wody" czekałem z niecierpliwością ponieważ nie dość, że dostał najwięcej nominacji do Oscarów, to jeszcze mówi się o nim, jako o potencjalnym zwycięzcy w najważniejszej kategorii. Tak więc już na wstępie moje oczekiwania względem tego filmu były bardzo wysokie.
"Kształt wody" opowiada historię Elisy Esposito, niemowy pracującej jako woźna w rządowym laboratorium. Chociaż posiada przyjaciół, Elisa cierpi na brak miłości. Ponadto przez swoją wadę, jaką jest brak możliwości komunikowania się za pomocą słów, czuje się inna, niepasująca do tego świata. Jej życie się zmienia, kiedy nawiązuje przyjaźń z wodnym potworem zamkniętym z laboratorium. Elisa stanie w zupełnie nowej sytuacji i będzie musiała zadecydować o życiu bliskiej jej istoty.
Wystarczyły pierwsze kilkanaście minut, a może nawet i mniej, bym kompletnie zatracił się w świecie wykreowanym przez del Toro. Reżyser czaruje tu widza wszystkim, czym tylko da się oczarować. Zaczyna od pięknego, plastycznego obrazu, niezwykłych barw wśród których dominuje zieleń, baśniowego klimatu i wspaniałej muzyki, przewijającej się tak często podczas seansu. Oglądając "Kształt wody" najzwyczajniej w świecie straciłem poczucie czasu. Poczułem się tak, jakbym trafił w sam środek pięknej i magicznej baśni skierowanej bardziej do dorosłego widza, którego w jakiś sposób dotknie tematyka poruszana przez reżysera. Dosłownie wszystko jest tu dozowane w sposób idealnie wyważony- akcja, emocje, budowanie napięcia, jak i sam finał.
Rola głównej bohaterki, w którą wciela się Sally Hawkins jest pod wieloma względami wyjątkowo. Ponieważ jej postać jest niemową, Hawkins wszystkie emocje musi wyrażać mową ciała oraz językiem migowym. Co do tego czy sprawdziła się w tej roli, nie mam najmniejszych wątpliwości. Wystarczy spojrzeć na jej twarz by od razu odkryć co czuje grana przez nią Elisa. Poza główną bohaterką jest co podziwiać. Każda z postaci ma coś do zaoferowania. Od samotnego artysty, niemogącego pogodzić się z upływającym czasem (Richard Jenkis), poprzez wygadaną i charakterną przyjaciółkę Elisy (Octavia Spencer), a kończąc na istnym potworze w ludzkiej skórze, którego nienawidzimy już od samego początku (Michael Shannon).
"Kształt wody" stawia przed widzem pytanie na ile to, że wyglądamy jak ludzie sprawia, że naprawdę nimi jesteśmy. Bo jak sam film pokazuje, czasami to właśnie ludzie potrafią być największymi bestiami, a nieprzyjazne z wyglądu stworzenia okazują się być bardziej ludzkie, niż moglibyśmy je o to podejrzewać. Dodatkowo del Toro swoim najnowszym dziełem podkreśla, że inność wcale nie musi wiązać się ze słowem "gorszy". Jeżeli więc chcecie zobaczyć film z baśniowym podłożem, zachwycający pod każdym możliwym względem, to zdecydowanie powinniście zobaczyć "Kształt wody". Póki co, to właśnie jest mój tegoroczny oscarowy faworyt.
Ocena filmu: 9/10
Tytuł: Kształt wody
Reżyseria:Guillermo del Toro
Czas trwania: 119 min.
Premiera: 16 lutego 2018
Jejciu, muszę to obejrzeć *^*
OdpowiedzUsuńJak tylko zobaczyłam tego stworka to od razu mnie film zainteresował. :P
Widziałam w tym tygodniu i to naprawdę piękna baśń. Wspaniałe są tutaj zdjęcia, wspaniała zgniło-zielona kolorystyka, cudowne postacie drugoplanowe (Jenkins, Spencer, ale też moje odkrycie sezonu oscarowego - Michael Stuhlbarg, który jest całkowicie nie do poznania w porównaniu z rolą w "Tamte dni, tamte noce"). GENIALNA jest Sally Hawkins, w sumie wszystko tutaj napisałeś - gestami, mimiką potrafi pokazać takie spektrum emocji <3
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, spodziewałam się czegoś więcej - miejscami trochę wytrącał mnie ze skupienia, tracił na chwilę. Czasami za dużo było baśniowych motywów, a za mało prawdy (finalnie ta negatywna postać wydawała się dla mnie trochę pozbawiona głębszych motywów, taka zła z założenia). No i sporo typowych zagrań del Toro (nawet podobnie wyglądające "potwory"). Jednak to wciąż bardzo dobry film. Do arcydzieła, za jakie uważam "Labirynt fauna" mu daleko, ale z kina wyszłam zauroczona.
No i ta muzyka <3