Tytuł: Piękna i Bestia
Reżyseria: Bill Condon
Czas trwania: 129 min.
Premiera: 17 marca 2017
Coraz popularniejsze staje się odświeżanie klasycznych animacji sprzed kilkudziesięciu lat. W kontekście tego zabiegu dużo mówiło o zeszłorocznej "Księdze dżungli", która jako film z wielką ilością efektów komputerowych na ogół pozytywnie zdała swój egzamin, szczególnie jeżeli spojrzymy od komercyjnej strony tego tytułu. Rok 2017 przyniósł nam równie głośny, o ile nie głośniejszy remake disneyowskiej "Pięknej i Bestii" z pierwotnie wydanej w 1991 roku.
Już po miesiącu od premiery nowej "Pięknej i Bestii" można stwierdzić, że pod względem zarobków film ten odniósł ogromny sukces. Wiadomo jednak, że fakt bycia przez jakiś tytuł blockbusterem nie oznacza o tym, że można nazwać go dobrym. Jeżeli po rekonstrukcji "Pięknej i bestii" nie oczekiwaliście niczego więcej ponad to, co można było zobaczyć w animacji, to sądzę że film ten przypadnie Wam do gustu, bowiem aktorska wersja jest przeniesiona prawie jeden do jednego. Tak więc produkt który otrzymujemy pod względem fabularnym jest tym samym, czym był ponad dwadzieścia pięć lat temu w wersji animowanej.
Z jednej strony jest to bardzo bezpieczne zagranie, mające jak najbardziej zminimalizować ryzyko porażki, bo skoro historia w takiej oprawie urzekła widzów, to czemu nie miałaby się nie sprawdzić jeszcze raz? Poza tym po co przekształcać i tworzyć na nowo coś tak klasycznego i tak określonego. Zdarzało się już nie raz i nie dwa, że po upływie kilkudziesięciu lat odświeżało się jakiś film, wprowadzając pewne zmiany i kręcąc go na nowo. Efekt końcowy często nawet w połowie nie dorównywał oryginałowi, jak miało to miejsce chociażby w przypadku tegorocznego "Kongo: Wyspacza Czaszki"(no dobra, w tym przypadku to nie kilkadziesiąt, a kilka lat jeżeli pod uwagę bierzemy King Konga Petera Jacksona), który dla mnie okazał się kompletnym nieporozumieniem. Wracając jednak to tematu "Pięknej i Bestii", to jej remake można ze spokojnym sercem umieścić na równi z animacją z 1991 roku.
Jedną z decyzji, które początkowo budziły u niektórych spore wątpliwości było zaangażowanie Emmy Watson do roli Belli. Ja akurat nigdy nie wątpiłem w talent tej aktorki, nie miałem więc co do Emmy najmniejszych obaw. Nie bezpodstawnie. Okazało się bowiem, że Emma Watson to wymarzona Bella, która potrafi dobrze, zagrać, zaśpiewać, a do tego swoją aparycją, wyglądem i zamiłowaniem do książek podkreśla tylko autentyczność w odgrywanej przez niej postaci. Mógłbym się przyczepić za to do Bestii. Ta nie przekonała mnie ani swoim wyglądem, ani tym bardziej kuriozalnie przerobionym głosem. Wielkim pozytywem były za to wszystkie ożywione przedmioty. Wprowadzały one ciepłą atmosferę często uczestnicząc w wielu zabawnych sytuacjach.
Gdybym miał podzielić film na trzy części- początek, środek i koniec, tą najlepszą zdecydowanie byłby początek, kiedy poznajemy poszczególnych bohaterów. To właśnie w tej części pojawia się znakomita musicalowa scena, której akcja rozgrywa się w wiosce, gdzie mieszka nieco niepasująca do reszty Bella. Ogólnie, to wszystkie sceny w śpiewane wypadły naprawdę cudownie ze względu na kolory, energię czy dobre wokale. Niestety części środkowa i ostatnia są już nieco gorsze, chociaż i tak daleki jest od tego by którąkolwiek z nich nazwać złą. Najsłabiej wypada zakończenie, które powinno wzbudzić silne emocje, a tego niestety nie robi. Na sukces i pozytywny odbiór "Pięknej i Bestii" na pewno duży wpływ ma cała oprawa audiowizualna. Muzyki słucha się z wielką przyjemnością. Równie miło patrzy się na dopracowane, znane a animacji kostiumy, scenografię i większą część efektów komputerowych. Wszystko to bardzo dobrze wpisuje się w baśniowy klimat historii.
"Piękna i Bestia" tak naprawdę nie jest niczym rewolucyjnym, co wpisałoby ją w historię kinematografii i sprawiło, że powracałoby się do niej chętniej niż do jakiejkolwiek innej disneyowskiej historii. Jak dla mnie to po prostu bardzo porządnie odświeżona i przeniesiona na aktorów animacja z 1991 roku. Czy była ona potrzebna? Sądzę, że tak. Aktorska wersja powinna się Wam spodobać równie mocno co pierwowzór, szczególnie jeżeli tak jak ja pokładacie wiarę w zdolności Emmy Watson.
Już po miesiącu od premiery nowej "Pięknej i Bestii" można stwierdzić, że pod względem zarobków film ten odniósł ogromny sukces. Wiadomo jednak, że fakt bycia przez jakiś tytuł blockbusterem nie oznacza o tym, że można nazwać go dobrym. Jeżeli po rekonstrukcji "Pięknej i bestii" nie oczekiwaliście niczego więcej ponad to, co można było zobaczyć w animacji, to sądzę że film ten przypadnie Wam do gustu, bowiem aktorska wersja jest przeniesiona prawie jeden do jednego. Tak więc produkt który otrzymujemy pod względem fabularnym jest tym samym, czym był ponad dwadzieścia pięć lat temu w wersji animowanej.
Z jednej strony jest to bardzo bezpieczne zagranie, mające jak najbardziej zminimalizować ryzyko porażki, bo skoro historia w takiej oprawie urzekła widzów, to czemu nie miałaby się nie sprawdzić jeszcze raz? Poza tym po co przekształcać i tworzyć na nowo coś tak klasycznego i tak określonego. Zdarzało się już nie raz i nie dwa, że po upływie kilkudziesięciu lat odświeżało się jakiś film, wprowadzając pewne zmiany i kręcąc go na nowo. Efekt końcowy często nawet w połowie nie dorównywał oryginałowi, jak miało to miejsce chociażby w przypadku tegorocznego "Kongo: Wyspacza Czaszki"(no dobra, w tym przypadku to nie kilkadziesiąt, a kilka lat jeżeli pod uwagę bierzemy King Konga Petera Jacksona), który dla mnie okazał się kompletnym nieporozumieniem. Wracając jednak to tematu "Pięknej i Bestii", to jej remake można ze spokojnym sercem umieścić na równi z animacją z 1991 roku.
Jedną z decyzji, które początkowo budziły u niektórych spore wątpliwości było zaangażowanie Emmy Watson do roli Belli. Ja akurat nigdy nie wątpiłem w talent tej aktorki, nie miałem więc co do Emmy najmniejszych obaw. Nie bezpodstawnie. Okazało się bowiem, że Emma Watson to wymarzona Bella, która potrafi dobrze, zagrać, zaśpiewać, a do tego swoją aparycją, wyglądem i zamiłowaniem do książek podkreśla tylko autentyczność w odgrywanej przez niej postaci. Mógłbym się przyczepić za to do Bestii. Ta nie przekonała mnie ani swoim wyglądem, ani tym bardziej kuriozalnie przerobionym głosem. Wielkim pozytywem były za to wszystkie ożywione przedmioty. Wprowadzały one ciepłą atmosferę często uczestnicząc w wielu zabawnych sytuacjach.
"Piękna i Bestia" tak naprawdę nie jest niczym rewolucyjnym, co wpisałoby ją w historię kinematografii i sprawiło, że powracałoby się do niej chętniej niż do jakiejkolwiek innej disneyowskiej historii. Jak dla mnie to po prostu bardzo porządnie odświeżona i przeniesiona na aktorów animacja z 1991 roku. Czy była ona potrzebna? Sądzę, że tak. Aktorska wersja powinna się Wam spodobać równie mocno co pierwowzór, szczególnie jeżeli tak jak ja pokładacie wiarę w zdolności Emmy Watson.
Ocena filmu: 7/10
Mam bardzo podobne zdanie i tak samo oceniłam ten film. Finał rzeczywiście nieco zawodzi, ale ogólnie bardzo przyjemne wznowienie klasycznej baśni. No i muzyka jest wspaniała. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://pokulturzony.blogspot.com/
Byłam na premierze i film bardzo mi się spodobał. Myślę, że jest na równi z animacją. Po jedno i po drugie z chęcią sięgnę w przyszłości jeszcze raz ^^
OdpowiedzUsuńborenium.blogspot.com
Widzę, że zdanie mamy podobne ;D Ja tylko nie mogę zrozumieć zachtywów nad Gastonem, który moim zdaniem był słaby, jak cały wątek jego przyjaciela. No i wiele rozwiązań, które działały w animacji, w filmie wypadały sztucznie (nie przekonał ojciec, który wypadał z roli, żeby dodać kolorytu komediowego - niepotrzebnie). Ale ogólnie miło się oglądało, muzycznie i wizualnie bardzo przyjemne. No i Emma jako Bella <3
OdpowiedzUsuńNie wspomniałem o tym, ale i mnie ten ojciec nie przekonał.
UsuńMuszę koniecznie obejrzeć ;)
OdpowiedzUsuń