Tytuł: Grom i szkwał. Kraina martwej ziemi
Autor: Jacek Łukawski
Ilość stron: 400
Wydawnictwo: SQN
Cena: 36,90 zł
Ponad rok temu swoją premierę miał debiut literacki Jacka Łukawskiego w postaci powieści "Stal i krew", będącej pierwszym z tomem serii o tytule "Kraina martwej ziemi". Była to bardzo dobra książka, wręcz klasyczna fantastyka, oparta na średniowiecznym klimacie, z wieloma słowiańskimi elementami. Po tak pozytywnie odebranej lekturze, pora przyszła na jej następczynię, "Grom i szkwał", czyli kolejny tom serii. Czy okazał się on równie smaczny, co jego poprzednik? Tego zaraz się dowiecie.
W "Gromie i szkwale" brak przydługiego wstępu, a akcja nie narasta, by dopiero w finale uraczyć czytelnika pełnym niesamowitych zdarzeń zakończeniem. Co to, to nie. Łukawski od raz rusza z buta i już od pierwszych stron serwuje wartkimi i pełnymi akcji wydarzeniami, a dokładniej oblężeniem Wondettel. Król umiera, a jego jedyna córka Azure znika bez śladu. Przed głównym bohaterem, Arthornem, postawione zostaje niezwykle ważne zadanie. Będzie musiał udać się w podróż, podczas której czekać będzie na niego niezliczona ilość zagrożeń. Czy wyjdzie z tego cało o osiągnie cel?
Dynamika towarzyszy czytelnikowi tu od początku aż do samego końca powieści. Nie pamiętam by podczas czytania pojawił się chociaż jeden moment, w którym poczułbym znużenie. Naprawdę niełatwo jest poprowadzić fabułę w taki sposób, by cały czas coś się działo i by jednocześnie pozostawało to dla odbiorcy interesujące i by nie wpaść w przewidywalność. Na szczęście Łukawskiemu się to udało, co kompletnie mnie nie dziwi. Są takie książki, po przeczytaniu których mamy wiele "ale", jednak usilnie staramy się wierzyć, że każda kolejna powieść tego autora będzie lepsza, bo weźmie on pod lupę wszystkie popełnione przez siebie błędy. W przypadku Jacka Łukawskiego tak nie było. Mając w pamięci jego styl pisania i wrażenie, jakie wywarł na mnie całokształt "Krwi i stali", wiedziałem, że ciężko będzie mu zrobić krok w tył. Nie myliłem się. Ale też patrząc na to, jak wysoko pisarz ten sam sobie postawił poprzeczkę, to trudno mówić o jakiejś, nawet pozytywnej, różnicy poziomów pomiędzy pierwszym, a drugim tomem. Oba pozostają spójne, zgrabnie tworząc całość- część serii o której na pewno szybko nie zapomnę.
Tak samo jak "Krew i stal", tak i "Grom i szkwał" jest wypełnione wszechobecną agresją, krwawymi starciami, ostrym, pełnym wulgaryzmów językiem i dominującymi postaciami męskimi. Chociaż w tym ostatnim akurat nastąpiła mała zmiana, może i na lepsze, bo w końcu pojawiła się jakaś silna postać kobieca, nie bojąca się wyrazić swojego zdania i mocniej tupnąć nogą, kiedy tylko jest to potrzebne. Jeżeli zaś chodzi o głównego bohatera, Arthorna, to jest on niezmiennie taki sam, jaki był uprzednio. Mimo tego, że nie jest on szczególnie bliski mojemu sercu i nie przywiązałem się do niego aż tak bardzo, to ponowne spotkanie z nim i towarzyszenie mu podczas niebezpiecznych podróży (a tych tu nie brak!) wspominam bardzo pozytywnie.
Drugi tom serii "Krainy martwej ziemi" został bardziej upolityczniony w porównaniu do swojego poprzednika. Może i nie każdemu przypadnie to do gustu, aczkolwiek dla mnie stanowi to zaletę, ponieważ pozwala to lepiej odebrać otaczający Arthorna świat i zrozumieć na jakich zasadach został on oparty. Klimat, jaki tworzy powieść jest niezwykły i warto go spróbować na własnej skórze. Na pewno na korzyść działają tu wszystkie słowiańskie elementy, które zostały w książce zawarte. Duch epoki średniowiecza czuć dosłownie przez całą lekturę.
W mojej opinii, Jacek Łukawski spisał się znakomicie, opowiadając dalsze losy królestwa Wondettel oraz wyruszającego w szaloną podróż Arathorna. "Grom i szwał" to świetna polska fantastyka, na którą warto zwrócić uwagę. Co przyniesie nam kolejny tom serii? Tego nie wiem, mam tylko nadzieję, że autor książki nie każe nam czekać na to zbyt długo.
Ocena książki: 8/10
Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz