19 lut 2017

Filmowa Niedziela #43 Moonlight

Tytuł: Moonlight
Reżyseria: Berry Jenkins
Czas trwania: 110 min.
Premiera: 17 lutego 2017

Gdybym miał wymienić dwa filmy wokół których powstał największy szum w związku z tegorocznymi Oscarami, to byłyby to "La la land" oraz "Moonlight. Dwa kompletne przeciwieństwa. "La la land" stworzony by być wielkim hitem ku uciesze publiczności. "Moonlight" natomiast to skromny i o wiele bardziej kameralny twór w reżyserii Berry'ego Jenkinsa, zrealizowany za jedyne 5 milionów dolarów, co czyni go najtańszym w tegorocznym zestawieniu tytułów nominowanych w kategorii "Najlepszy film". Tym razem wybierając się do kina, zdarzyła się sytuacja przeciwna niż miało to miejsce w przypadku "Sztuki kochania", bowiem sala kinowa była całkowicie pusta. Ale czy to znaczy, że "Moonlight" nie jest warty obejrzenia? Nie.

Film ten podzielony jest na trzy rozdziały opowiadające historię czarnoskórego Chirona, którego poznajemy jako młodego chłopca nazywanego "Little", następnie jako nastolatka i ostatecznie jako dorosłego faceta o ksywce "Black". Chiron to postać skryta i małomówna, gnębiona przez rówieśników, wychowywana przez uzależnioną od narkotyków matkę. Sytuacji nie polepsza fakt, że zamieszkiwana przez chłopca dzielnica nie należy do najbezpieczniejszych. Podział filmu na trzy części okazał się być dobrym pomysłem, bo każda z części jest niczym osobny mini film przynoszący widzowi trochę nowości na temat głównego bohatera. Dzięki temu mimo wolnego tempa akcji, nie odczuwałem znużenia, a całość ani przez moment mi się nie dłużyła. Dodatkowo daje to klarowny obraz zmian jakie następowały w Chironie i wydarzeń mających wpływ na jego późniejsze życie.  
"Moonlight" skupia się na tematyce homoseksualizmu, odkrywaniu i budowaniu siebie od nowa. Może się wydawać, że istnieje już kilka podobnych filmów, ten jednak wyróżnia się ponad inne chociażby tym, że temat wiodący przedstawiony został w środowisku ludzi czarnoskórych żyjących z uboższych dzielnicach, gdzie narkotyki i agresja są na porządku dziennym. Oglądając ten film od razu rzuca się w oczy, że nie jest to wysokobudżetowa produkcja. W wielu momentach pozwala to zbudować bardzo intymny i kameralny klimat. To także ułatwia odbiór świata w którym dorastać musiał główny bohater. Niski budżet jednak nie ujmuje niczego stronie wizualnej obrazu, który jest spokojny i cechuje się ciekawymi, czasami nietuzinkowymi kadrami i niestatycznym ruchem kamery podążającej za kimś. Muzyki w filmie nie ma aż tak wiele, ale kiedy już się pojawia, to trafia w punkt. 

W głównego bohatera wciela się aż trzech aktorów. Idąc od najmłodszego są to kolejno: Alex R. Hibbert, Ashton Sanders oraz Trevante Rhodes. Najlepiej z tej trójki prezentuje się Hibbert grający małego Chirona. Może to być zaskoczeniem, bowiem chłopak ten nie miał prostej roli, a podołał jej całkowicie okazując wielką dojrzałość jak na wiek swojego bohatera. Najsłabiej w tym wydaniu wypada najstarszy, czyli Rhodes. Tutaj jednak można dywagować na temat tego, czy to wina aktora, czy też ostatecznego wcielenia Chirona, niezbyt komunikatywnego i wyobcowanego, muszącego skonfrontować się z przeszłością. Mówiąc o zaletach tego filmu nie sposób nie wspomnieć o Naomie Harris grającej matkę głównego bohatera, pogrążoną w uzależnieniu od narkotyków. Harris sprawdza się znakomicie, bezbłędnie wyrażając emocje i dodając dialogom dynamiki. Jest wiarygodna zarówno jako matka nieradząca sobie z życiem, jak również jako podstarzała kobieta pragnąca wynagrodzić światu błędy popełnione w przeszłości.
Kolejnym silnym fundamentem tego filmu są relacje międzyludzkie, szczególnie te na płaszczyźnie syn-matka. To co zachodzi pomiędzy poszczególnymi bohaterami dalekie jest od banału, dlatego też im dalej byłem, tym bardziej zastanawiałem się nad tym, jakim zakończeniem uraczy mnie "Moonlight". Ostatecznie obyło się bez wielkiego szoku, czy dramatu. To raczej jeden z tych filmów, które kończą się o kilka minut za wcześnie pozostawiając niektóre kwestie specjalnie niedomknięte.

Liczyłem trochę na to, że "Moonlight" wywoła we mnie więcej emocji. Że wzruszy, tudzież pozostawi w kompletnym osłupieniu. I chociaż tego nie zrobił, to i tak wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie pozostając spójnym i spokojnym obrazem dojrzewania i konfrontacji z przełością i kompletnej zmiany przez jaką może przejść człowiek na skutek kilku wydarzeń i otoczenia w jakim przyszło mu przebywać. Czy to będzie najlepszy film tego roku? Raczej nie, ale niezaprzeczalnie jest on ważny i wart zobaczenia.

Ocena filmu: 8/10

Widzieliście "Moonligh"? Sądzicie, że ma szansę zdobyć nagrodę jako film roku? Koniecznie dajcie znać.

3 komentarze:

  1. Miałam iść dzisiaj, ale się nie wyrobiłam! W każdym razie na pewno salę kinową w tym tygodniu odwiedzę, w celu zobaczenia "Moonlight". Nie miałam zbyt dużych oczekiwań, do tej pory nawet nie wiedziałam o czym jest tel film (chciałam zrobić sobie niespodziankę ;P). W każdym razie mam nadzieję, że mi się spodoba!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm sądzę, że Ci się spodoba :D Nie wiem skąd... ale wiem! :D Koniecznie daj znać jak wrażenia po seansie :)

      Usuń
  2. Dodałam sobie go już na filmwebie i czekam na wolną chwilę, by móc go obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń