2 paź 2016

Filmowa Niedziela #31 Osobliwy dom Pani Peregrine

Tytuł: Osobliwy dom Pani Peregrine
Reżyseria: Tim Burton
Czas trwania: 127 min.
Premiera: 7 października 2016

Odkąd zakochałem się w twórczości Tima Burtona, a stało się to kilka ładnych lat temu, to premiery jego nowych filmów budzą u mnie duże emocje. Kiedy światło dzienne ujrzała informacja, że to właśnie Burton będzie odpowiedzialny za ekranizację powieści Ransoma Riggsa, świat oszalał, bo jak wiadomo, ten człowiek jest mistrzem w przenoszeniu na duży ekran specyficznych, bajkowych historii, co pokazał za sprawą mojego ukochanego "Charlie i fabryka czekolady", czy przepięknej i kolorowej "Alicji w krainie czarów". Filmografia Burtona oczywiście nie obyła się bez kilku mniejszych i większych potknięć, do których spora grupa osób zaliczyła m.in. "Mroczne cienie". Wielu sądziło, że opierając się o tak głośno komentowaną książkę, Burton nie ma prawa tego zepsuć, bo nawet gdyby coś poszło nie tak, to historia obroni się sama. A jednak się nie obroniła.

Tak w dużym skrócie, głównym bohaterem "Osobliwego domu Pani Peregrine" jest nastoletni Jake, który po śmierci dziadka przyjeżdża na tajemniczą wyspę w okolicach Walii. Celem tej wyprawy jest odwiedzenie sierocińca dla osobliwych dzieci prowadzonego przez tytułową Panią Peregrine. Jak się wkrótce okazuje, sierociniec od dziesiątek lat nie istnieje. Jak więc wytłumaczyć korespondencję, którą dziadek Jake'a prowadził w ostatnich lata życia z Panią Peregrine?
Po bardzo przyziemnych (a jednocześnie moim zdaniem udanych) "Wielkich oczach" Burton powraca do bardzo dla niego charakterystycznej bajkowej fantastyki, w której odnaleźć można elementy horroru, jednakże tak podane, by film nadawał się i dla młodszego widza."Osobliwy dom Pani Peregrine" posiada prawdopodobnie wszystko to, co w Burtonowskiej twórczości jest znane i lubiane przez widzów. Kolorystyka waha się między zimnymi, czasami płowymi barwami, a jaskrawymi i żywymi kolorami rodem z "Alicji w krainie czarów". Są piękne krajobrazy dzikiej wyspy i trochę efektów komputerowych, które w żaden sposób nie rażą po oczach. Pojawia się także sporo wątków paranormalnych i kilkoro nietuzinkowych bohaterów, aczkolwiek na próżno szukać następnego Kapelusznika, tudzież Willy'ego Wonki. Kostiumy oraz makijaż zastosowany w filmie zasługują na wyróżnienie tak samo, jak przyjemna dla ucha oprawa muzyczna. Bardzo dobry jest również montaż oraz ujęcia. Pod względem audiowizualnym nie mam nic do zarzucenia, a co więcej "Osobliwy dom Pani Peregrine" pozostaje spójny z wcześniejszymi dziełami Burtona.

Co więc sprawia, że ten film wcale nie jest aż tak udany?

Po pierwsze, to gra aktorska. O ile główny bohater Jake radzi sobie całkiem nieźle, o tyle jego dziadek, w którego wciela się Terence Stamp, to totalne drewniane drewno z drewna zrobione, które choć nie pojawia się na ekranie zbyt często, to swoimi łodygami broni się jak może, przed byciem jakkolwiek przekonującym w swojej roli. Kolejne "ale" mam do Evy Green, czyli Pani Peregrine. Ta aktorka od jakiegoś czasu uznana za piękne i uzdolnione objawienie Hollywood, w tym filmie wydaje się być postacią bardzo papierową i nijaką. I nie chodzi tu o jej umiejętności aktorskie, bo do nich nie mam zastrzeżeń, jednak Green po prostu nie dostaje okazji by się wykazać. A wszystko to dlatego, że postaci występujących w tym filmie jest za dużo i każda z nich otrzymuje zaledwie minimum czasu potrzebnego na prezentację swojej osoby i nadnaturalnych zdolności. Ale czy można było to jakoś inaczej ograć biorąc pod uwagę jak pokaźną liczbę osobliwych podopiecznych Pani Peregrine posiada? Na minus wypada też postać Samuela L. Jacksona który zagrał główny czarny charakter- Barrona. W innych filmach Burtona na postaciach przerysowanych i nietuzinkowych można było zbudować mocne fundamenty, ale niestety w "Osobliwym domu" bohater grany przez Jacksona jest przerysowany w złym stylu i ociera się o kicz, razem ze swoją świtą burząc klimat i względną powagę obrazu. Jeżeli to miało być puszczeniem oczka do widza, to cóż, nie wyszło. Jak widać nawet najbardziej utalentowani aktorzy zamknięci w nieodpowiednich i ograniczających ich rolach, nie są w stanie zdziałać cudów. 
Drugim działającym na niekorzyść aspektem jest sama fabuła. W pierwszej połowie filmu mimo kilku małych potknięć, nie mam nic do zarzucenia względem historii, która konsekwentnie brnie do przodu pozostając nieco mroczą opowieścią o chłopcu, który pragnie poznać prawdę dotyczącą swojego dziadka. W tle towarzyszy temu ciekawy wątek nie najlepszych relacji syna ze sfrustrowanym ojcem. Jest też skrywająca swoje sekrety wyspa na której dochodzi do tajemniczego mordu. To wszystko niestety w pewnym momencie staje się kompletnie nieważne i bez większego wyjaśnienia zostaje odcięte od historii, kiedy tylko poznajemy osobliwy sierociniec i jego mieszkańców. Po co więc tyle czasu zostało temu poświęcone? Przy drugiej połowie seansu nagle pojawiło się wrażenie, że do czynienia mam z niczym więcej, jak przeciętną opowiastką dla dzieci, która owszem, ma potencjał by być czymś więcej, ale za sprawą wszystkich tych do bólu przewidywalnych zagrań i twistów fabularnych nie jest niczym specjalnym. Ktoś prawie umiera, wtedy dochodzi do wielkich wyznań miłosnych i naprawiania błędów, są też sceny walki w których nawet najgłupsze pomysły dają pozytywne efekty i przechylają szalę wygranej.  Im bliżej końca, tym gorzej. Do tego z tyłu głowy powstaje myśl, że jak na dwie godziny filmu, treści oraz bohaterów jest o wiele za dużo. Najgorzej jednak wypada samo zakończenie. Kiedy sądziłem, że lada chwila pojawią się napisy końcowe, nagle zaserwowana została sekwencja krótkich, pociętych scen, których ramy czasowe i akcja pozwoliłaby na stworzenie z nich osobnego filmu, może nawet całej kontynuacji. Co zaś się niej tyczy, to „Osobliwy dom Pani Peregrine” zostawia otwarte drzwi, aczkolwiek mam wielką nadzieję, że kontynuacja nie powstanie, a jeżeli już, to bez udziału Burtona. 
Przykro mi, ale od filmu oczekuję czegoś więcej niż tylko bycia ładnie wyglądającą wydmuszką. W porównaniu z dziełami takimi jak "Edward Nożycoręki", czy "Sweeney Todd", "Osobliwy dom Pani Peregrine" wypada słabo i pewnie bardziej trafi do młodszych, niewymagających widzów. Ocena przeze mnie wystawiona i tak jest wysoka, głównie ze względu na moją sympatię do tego reżysera i naprawdę pięknych walorów estetycznych filmu. Nie twierdzę, że to najgorsze co Tim Burton stworzył i mimo wszystko uważam, że można ten film obejrzeć chociażby dla samej pięknej strony audiowizualnej. 

Ocena filmu

Wiem, że wśród Was na pewno znajdą się jacyś fani Tima Burtona. Będzie mu w stanie przebaczyć to potknięcie, jakim jest "Osobliwy dom Pani Peregrine"?

8 komentarzy:

  1. nie przepadam za Burtonem, nie wybiorę się, zwłaszcza, że nie zapowiada się spektakularnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam wielką ochotę zobaczyć w ten weekend, ale cena biletu mnie powstrzymała. Niemniej jest na liście obowiązkowej do obejrzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapytam tak z ciekawości- ile ten bilet kosztował? Ja byłem w piątek przed południem na seansie 3D i cena w sumie taka, jak ja zwykły seans mimo, że była to przedpremiera :)

      Usuń
    2. U mnie ulga 30 zł, normalny więcej. Za tyle to chodzę z przyjaciółką i razem płacimy 30 zł, więc wiesz... Uznałam, że wolę poczekać ;)

      Usuń
  3. I powiem szczerze - dla mnie najnowsze filmy Burtona jak Alicja czy Mroczne cienie to kompletna klapa, więc cokolwiek by się tu nie działo, dam radę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, szczerze Ci powiem, że fabuła książki była dla mnie właśnie taka - na początku mroczny wstęp, który mi się podobał, klimat tej wyspy, zagadek. A później to wszystko pękło i tylko było przedstawianie kolejnych osobliwych dzieci. Jakoś nie kupiłam tego pomysłu albo po prostu spodziewałam się czegoś więcej.
    Myślałam, ze magia Burtona jakoś to naprawi, ale patrząc po Twojej recenzji to wciąż jest tylko niezła historia, której potencjał został zmarnowany. Dziwi mnie tylko czepianie się Evy, która zazwyczaj elektryzuje - muszę się przekonać na własne oczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Evy jak dla mnie było za mało w tym filmie i nie miała zbyt wiele tam do zagrania :) Jak pisałem w recenzji, to raczej wina narzuconej roli :)

      Usuń
  5. A książkę czytałeś może? Ja jeszcze nie, ale jeśli pojawi się okazja sięgnę po nią, gdyż bardzo mnie ciekawi. Później zdecyduję, czy obejrzę film. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń