Dzisiejsza noc, jak co roku, będzie dla fanów kina wyjątkowa, ponieważ właśnie wtedy odbędzie się 88. gala rozdania Oscarów. Na pewno każdy, kto na poważnie interesuje się światem filmowym, nie omieszka rano sprawdzić kto wygrał w poszczególnych kategoriach (no chyba, że macie zamiar zarwać noc i obejrzeć galę na żywo). Jeżeli chodzi o moich tegorocznych faworytów, to jako najlepszy film roku spośród nominowanych, statuetkę bez wahania przyznałbym "Spotlight". Jest to film oparty na faktach, poruszający trudny i niekoniecznie chętnie omawiany temat pedofilii w kościele katolickim (pełna recenzja TU). Moje typy w kategorii "najlepszy aktor pierwszoplanowy" cały czas ulegały zmianie. Pewnie gdyby nie fakt, że rok temu Eddie Redmayne zgarnął Oscara, to właśnie jemu bym go przyznał za wspaniale zagraną rolę w Dziewczynie z portretu. Jako, że jednak mam dobre serce, to Leo otrzymuje moje błogosławieństwo w tej kategorii za swoją rolę w Zjawie. Niech w końcu dostanie tę nagrodę i wstawi ją w wielką gablotę, żeby mogła sobie tam stać na wieki wieków i błyszczeć w świetle słońca. Ciężko jest mi wytypować najlepszą aktorkę pierwszoplanową, bo spośród pięciu nominowanych miałem okazję obejrzeć tylko dwa filmy, czyli "Brooklyn" i "Joy". Jeżeli miałbym wybierać pomiędzy tymi dwoma, to stawiam na Jennifer Lawrence za "Joy", jednakże serce mi podpowiada, że nagrodę może otrzymać Cate Blanchet grająca w "Carol", który swoją oficjalną premierę w polskich kinach będzie mieć dopiero po rozdaniu Oscarów. Co do pozostałych kategorii, to w skrócie: najlepsza aktorka drugoplanowa- Alicii Vikander, aktor drugoplanowy- Christian Bale, najlepszy reżyser- Adam McKay (Big Short), najlepszy scenariusz oryginalny- Ex Machina, scenariusz adaptowany- Marsjanin, najlepsza charakteryzacja- Mad Max, najlepsze muzyka oryginalna- Nienawistna ósemka, najlepsza scenografia- Dziewczyna z portretu, efekty specjalne- Mad Max, kostiumy- Dziewczyna z portretu, najlepsze zdjęcia- Zjawa, najlepszy montaż- Big Short. Kilka kategorii pominąłem. W końcu nie można mieć wszystkiego.
A jakie są Wasze oscarowe typy? Koniecznie dajcie znać w komentarzach.
Oczywiście jutro na blogu pojawi się jeszcze oscarowy poniedziałek, czyli małe podsumowanie tego kto co wygrał + kilka komentarzy, jeżeli będę mieć jakieś "ale", a one na pewno się pojawią. Co się zaś tyczy dzisiejszej recenzji, którą przeczytać możecie poniżej, to odejdziemy na chwilę od tych galowych klimatów na rzecz nowej premiery.
Reżyser: Joel Coen, Ethan Coen
Czas trwania: 106 min.
Premiera: 19 luty 2016
Moja opinia o filmie:
Przyznam szczerze, że nie widziałem zbyt wielu filmów w reżyserii braci Coen, niemniej jednak "Ave, Cezar!" skusiło mnie swoją tematyką i obsadą pełną gwiazd wśród których m.in. George Clooney, Scarlett Johansson oraz Ralph Fiennes.
Film ten skupia się na złotych latach 50-tych Hollywood, kiedy to swoje triumf święciły wielkie masowe produkcje mocno rozwijającego się wówczas kina. Akcja "Ave, Cezar!" w dużej mierze skupia się w wielkich halach filmowych, gdzie dochodzi do tajemniczego zniknięcia znanej gwiazdy, odgrywającej główną rolę w kręconym właśnie filmie. Jest to oczywiście jeden z wielu dynamicznie zmieniających się wątków, a co najlepsze, prawdopodobnie ten najsłabszy. Najlepiej według mnie wypadły sceny ukazujące kręcenie kolejnych wielkich produkcji. Co zaś się obsady tyczy, to widz otrzymuje całą gamę najróżniejszych bohaterów, niestety, co działa na niekorzyść całości, najlepiej wypadają ci, którzy de facto dostają najmniej scen do zagrania. Ralph Finnes i Tilda Swinton są przykładem świetnych i charyzmatycznych postaci, które pojawiają się, rozśmieszają widza, zachwycają grą aktorską, po czym szybko znikają, kiedy tylko przestają być potrzebni w dalszym kreowani historii. Stylistycznie film ten kojarzy mi się trochę z "Grand Budapest Hotel", bo to kolejny kolorowy, przerysowany, a do tego ładnie nagrany twór, podczas którego można wyłączyć myślenie i oddać się błogiej, niekoniecznie złożonej rozrywce.
"Ave, Cezar!" jako komedia sprawdza się dobrze, choć mam wrażenie, że z tego filmu można było wyciągnąć więcej. Choć całość czasowo skrojona była na prawie idealnie, to ciągle miałem wrażenie, że czegoś w tym filmie mi brakuje. Jakiegoś ważnego elementu, którego nie odkryłem zarówno ja, jak i jego reżyserzy, a który dopełniłby całość i pozwoliłby dać jedną gwiazdkę więcej. Niemniej jednak "Ave, Cezar!" stanowi obraz przyjemny i lekki, na który spokojnie możecie wybrać się ze znajomymi.
"Ave, Cezar!" jako komedia sprawdza się dobrze, choć mam wrażenie, że z tego filmu można było wyciągnąć więcej. Choć całość czasowo skrojona była na prawie idealnie, to ciągle miałem wrażenie, że czegoś w tym filmie mi brakuje. Jakiegoś ważnego elementu, którego nie odkryłem zarówno ja, jak i jego reżyserzy, a który dopełniłby całość i pozwoliłby dać jedną gwiazdkę więcej. Niemniej jednak "Ave, Cezar!" stanowi obraz przyjemny i lekki, na który spokojnie możecie wybrać się ze znajomymi.
Ocena filmu
No to co... moje oscarowe typy przedstawione, a film zrecenzowany. Pozostaje się pożegnać. Do zobaczenia jutro, w oscarowy poniedziałek. Dajcie znać, czy będziecie oglądać galę ;)
Właśnie w tym roku nie dam rady obejrzeć gali (w zeszłym mi się udało!). Mam imprezę z teatru, a na dodatek jutro poranne zajęcia. Ale nastawiłam nagrywanie na Canale+ i jutro nadrobię całość (chociaż i tak się pewnie rano spojrzę na listę wygranych).
OdpowiedzUsuńCo do moich typów wszystkie są w najnowszej notce, ale o dziwo bardzo zgodni jesteśmy :P Spotlight był świetny, Leo niech już tego Oscara dostanie, co do aktorki to trzymam kciuki za Brie (cudowna w "Pokoju"), Cate pokazała klasę w "Carol", więc też za nagrodę dla niej się nie obrażę. Drugoplanowa Alicia była cudowna, ale Kate też spoko. Drugoplanowi wszyscy świetni! Scenariusz dla "Ex machiny" mi się marzy, ale to raczej tylko mrzonki niestety. Technicznie "Mad Max" zasługuje na tony nagród, no i muzyka z "Nienawistej ósemki" cudowna, chociaż trzymam kciuki za klimatyczną muzykę z "Carol"!
Ogólnie to się najbardziej załamię jak wszystkie ważne nagrody zgarnie "Zjawa", a tak pewnie będzie.
Uwielbiam "Grand Budapest Hotel", więc Twoje porównanie tylko jeszcze bardziej namówiło mnie do obejrzenia "Ave, Cezar!" :)
Ja niestety Pokoju jeszcze nie widziałem, ale nadrobię na dniach. "Carol" też muszę koniecznie zobaczyć :)
Usuń