25 wrz 2014

Muzycznie #2

Czasami odnoszę wrażenie że zaniedbuję tego bloga. Częściej jednak to wrażenie wydaje mi się mylne. Wrzesień dobiega końca i zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, prezentuję wam część drugą przeglądu albumów, które w ostatnim czasie zwróciły moją uwagę.


Goldfrapp- Tales of us
Wydana: Wrzesień 2013
Ocena: 7/10

Goldfrapp wiele razy zdążyło nas zaskoczyć, jednak ich ostatni album "Head First" z 2010 roku, łącząc w sobie synthpop oraz italo disco nie do końca zaspokoił moje oczekiwania. Chociaż kolejny krążek zatytułowany "Tales of us" w porównaniu do swojego poprzednika nie zwiera krzty elektroniki, poziomem wybija się ponad pozostałe. Oparty na akustycznych balladach, którym przewodzą żywe instrumenty począwszy od pianina, poprzez gitary, aż po skrzypce, jest swoistą kontynuacją ich debiutanckiej płyty "Felt Mountain". Powracając do korzeni, grubą kreską odgradzając się od modnej obecnie muzyki elektronicznej duet ten pokazał się w innej, być może zapomnianej już przez wielu odsłonie. Tytuły piosenek, mające charakter imion, otwierają przed nami różne historie, poniekąd zainspirowane przeżyciami wokalistki Alison. Jej wokal delikatnie dotyka ludzkich zmysłów, zachowując przy tym odpowiednią granicę intymności. Nie wzrusza i nie atakuje słuchacza swoją nachalnością. To kolejna już opisywana przeze mnie płyta , idealna do słuchania w długie jesienne wieczory, szczególnie, że zapętlać można ją w nieskończoność.


Woodkid- The Golden Age
Wydana: Marzec 2013
Ocena: 9/10

Byłem trochę zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że twórcą płyty "The Golden Age" jest reżyser teledysków gwiazd popkultury w tym Lany Rel Rey i Rihanny. Jak się okazało się później, teledyski stworzone przez Woodkida mają mocny wydźwięk w jego muzyce, która pomimo, że stworzona według pospolitych schematów, jest na swój sposób inna i nieszablonowa. To tak jakby ktoś uwięził całą orkiestrę, która w odpowiednich momentach ożywa  nadając całości mroczny i monumentalny wydźwięk osadzony w baroque popie. Wszystkie utwory współgrają na zmianę serwując misterne ballady i nieco bardziej dynamiczne "Iron" czy "I Love You" w których bębny odgrywają główną rolę. Ponury i sakralny klimat płyty nie psuje jednak samopoczucia słuchacza, który może popłynąć wzdłuż linii wokalnych Woodkida, brzmiących nader naturalnie. Dawno nie słyszałem podobnie genialnego albumu, który otworzyłby tak wielką przestrzeń dla mojej wyobraźni.


Lana Del Rey- Ultraviolence
Wydana: Czerwiec 2014
Ocena: 8/10

Każdy kto chodź trochę orientuje się w popkulturze przyzna, że album "Born to Die" stał się jej nieodłączną częścią. Jego długo oczekiwany następca, "Ultraviolence" nie każdemu jednak przypadnie do gustu. Mogę się wręcz pokusić o stwierdzenie, że przesłuchanie całości może być dla niektórych prawdziwą drogą krzyżową. Utwory osadzone w znanej fanom piosenkarki stylistyce retro, są mniej chwytliwe (chociaż  mimo to zapadają w pamięć), a przy tym wydają się być dojrzalsze od tych, zawartych na poprzednim krążku. Przesiąknięta smutkiem płyta dopracowana jest w najmniejszych detalach, które widać już od pierwszej piosenki ("Cruel World") i o ile "Born to Die" posiadało swego rodzaju wypełniacze, o tyle "Ultraviolence" z tytułowym kawałkiem na czele jest dziełem przemyślanym, chwilami wprowadzającym w stan otępienia spowalniającym refrenem, czego idealnym przykładem jest singlowe "West Coast". Po wokalu Lany można wnioskować, że nagrywając ten album czuła się jak ryba w wodzie.

Tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca części drugiej. Na pewno w przyszłości pojawią się podobne posty, na następny jednak przewiduję powrócić do książek, szczególnie że przeczytałem ostatnio kilka ciekawych lektur. Przypominam o tym, że można aktywnie śledzić mojego bloga na FB >>TU<< oraz dodać go do obserwowanych (po prawej stronie bloga).

7 komentarzy:

  1. Goldfrapp coś mi mówi, ale nie wiem co, bo przejrzałam tytuły bardziej znanych piosenek i jednak nic nie kojarzę. Ale wiem, że grali u mnie u mnie w mieście w lipcu na festiwalu :) I podoba mi się pomysł z tym, że wszystkie piosenki na płycie są imionami.
    Naprawdę widzę, że nie mamy zbyt wiele wspólnego, jeśli chodzi o muzykę, ale widzę Lanę, którą, o dziwo, lubię. Nie miałam ochoty jej słuchać, póki być wielki szał na jej pierwszą płytę, ale w końcu z ciekawości pożyczyłam ją od brata, przesłuchałam i... spodobało mi się. "Ultraviolence" jest w porządku, ale nie jestem w stanie nic więcej o niej powiedzieć, bo nie przesłuchałam aż jej tyle razy, żeby być do tego gotowa :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam. Nie znam kompletnie nic z tego... ale myślę, że spróbuję poznać, choć wybrane utwory. Dla własnej satysfakcji.

    OdpowiedzUsuń
  3. matko, uwielbiam Woodkida. <3 "I love you" jest moją ulubioną piosenką tego wokalisty. strasznie mi było szkoda, że nie mogłam pojechać na jego koncert, który był jakoś w zimę w tamtym roku. ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woodkid był kilkakrotnie w naszym kraju. Dał koncert również 10 czerwca tego roku... niestety i mnie te koncerty ominęły :/

      Usuń
  4. jedynie co mi się podoba to płyta Lany. ona zawsze potrafi przenieść człowieka w niesamowity klimat...

    OdpowiedzUsuń
  5. Lana na pewno nie dla mnie, zbyt melancholijnie :)
    potrzebuję kopa energii jesienią!

    OdpowiedzUsuń