18 wrz 2016

Filmowa Niedziela #29 Julieta

Tytuł: Julieta
Reżyseria: Pedro Almodóvar
Czas trwania: 96 min.
Premiera: 2 września 2016

Przy okazji premiery najnowszego filmu Pedro  Almodóvara dużo mówiło się o nim w kontekście jego wcześniejszej twórczości. Jak się szybko okazało, o owym reżyserze wiem niewiele, a o filmach przez niego stworzonych jeszcze mniej, bo żadnego jak dotąd nie miałem okazji obejrzeć. Sporo przede mną do nadrobienia, a wspominam o tym dlatego, że dzisiejsza recenzja dzięki temu obędzie się bez jakichkolwiek porównań do poprzednich filmów Almodóvara. Dobrze jest czasami obejrzeć film na czysto i nie zastanawiać się nad tym, czy całokształt jest lepszy, bądź też gorszy od tego, co widziało się wcześniej.

"Julieta" to hiszpańskojęzyczny dramat opowiadający o tytułowej bohaterce, niepotrafiącej poradzić sobie z utratą córki. W momencie rozpoczęcia filmu, Julieta pakuje cały swój dobytek z myślą o przeprowadzce z obecnym partnerem do Portugalii. Kiedy jednak Julieta przypadkowo spotyka na ulicy dawną przyjaciółkę Antii, swojej córki, w kobiecie coś pęka w skutek czego powracają do niej bolesne wspomnienia, które spisuje na papierze. Akcja filmu naprzemiennie dzieje się w teraźniejszości i przeszłości i obie te opowieści ze względu na dobrze poprowadzoną narrację i bohaterów są ciekawe.

Film ten ukazuje dwie Juliety- tą młodą, pełną energii i wigoru, która poczyna nowe życie wraz z przypadkowo poznanym Xoanem, oraz tą starszą, mierzącą się z demonami przeszłości i za wszelką cenę pragnącą odnaleźć córkę Antię. W roli głównej obsadzone zostały dwie różne aktorki- młodą Julietę gra Adriana Ugarte, w starszą natomiast wciela się Emma Suarez. Obie panie świetnie oddały charakter swojej postaci. Są emocje, uczucia i łzy. Są też świetnie zbudowane relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Nie wszystkie karty zostają od razu odkryte przed widzami. Niektóre rzeczy ujawniają się stopniowo, wraz z coraz dalszym zgłębianiem się w historię Juliety.

Mówiąc o "Juliecie" często dało się słyszeć, że film ten ma w sobie coś z telenoweli. To prawda. Niektóre ze scen wyglądają jak rodem wyjęte z jakiegoś długiego, oglądanego przez miliony widzów, tasiemca. O dziwo ten patent dobrze sprawdził się na dużym ekranie i czasami nawet lekko kiczowate sceny ogląda się z przyjemnością. Zdrady, intrygi, ukryte pragnienia. To wszystko Pedro Almodóvar serwuje w bardzo przystępnej formie. Problematyka poruszana na ekranie jest przystępna w odbiorze, a mimo tego nie nazwałbym jej banalną. Główny prym wiodą relacje matki i córki, dochodzi do tego też radzenie sobie ze stratą i próba zbudowania nowego życia zapominając o przeszłości, która i tak prędzej czy później do nas wraca.

Środkiem wyrazu, o którym nie mógłbym nie wspomnieć, a który odgrywa naprawdę sporą rolę jest delikatna muzyka smyczkowa, która  w obrazie Pedro Almodóvara nadaje scenom większej powagi i wprowadza w odpowiedni klimat. Otrzymuje ona w filmie sporo czasu, a mimo to znajduje się też go odpowiednio dużo dla chwil ciszy, kiedy można skupić się na czystych emocjach, czy bardzo dobrej grze aktorskiej. Od strony wizualnej również nie mam nic do zarzucenia. "Julieta", choć nie jest to jej głównym zdaniem daje kilka naprawdę pięknych ujęć Hiszpanii, w tym wzburzonego morza, czy głębi nocy obserwowanej przez pociągowe okno.

Początkowo nie miałem w planach tego filmu. Przez seansem "Julieta" jarzyła mi się jako coś nudnego. Ot, takie flaki z olejem o próbie odzyskania córki. Jak widać, bardzo się pomyliłem w swojej przedwczesnej ocenie. Dramat ten choć koncentruje się na relacjach między matką, a córką, na życiu w poczuciu winy i bólem związanym z poniesioną stratą, to wcale nie nudzi. Wręcz przeciwnie, jest to obraz na tyle dynamiczny i interesujący, że można spokojnie się w nim zatracić.

Ocena filmu

Koniecznie dajcie znać, czy oglądaliście "Julietę" i czy zetknęliście się wcześniej z twórczością Pedro Almodóvara. Za tydzień być może pojawi się recenzja nowej "Bridget Jones", ale nie obiecuję!

5 komentarzy:

  1. hmmm, wątki zbliżone do południowoamerykańskiej to jednak coś, czego wolę unikać :D nie jestem fanką Almodovara, ten film pozostawiam innym ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Almodovara - tworzy niesamowite obrazy. "Julieta" jeszcze przede mną, ale na pewno obejrzę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie musisz nadrobić "Wszystko o mojej matce" (najlepszy film Almodovara). Dobre jest też "Porozmawiaj z nią" czy "Skóra, w której żyję". Nie polecam "Przelotnych kochanków" - okropieństwo.
    To o czym wspominasz - podobieństwo do telenoweli - to jedna z charakterystycznych cech twórczości tego reżysera. Gdyby streścić tu scenariusz filmów, które wymieniłam powyżej, uznałbyś je pewnie za latynoskie gnioty. Almodovar przedstawia je na ekranie z ogromną wrażliwością i empatią dla swoich bohaterów. I jak bardzo zwariowane by nie były jego postaci, wiele osób może jakoś tam odnaleźć siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno obejrzę wymienione przez Ciebie filmy, to tylko kwestia czasu :) Skoro "Julieta" przypadła mi do gustu, to pozostałe, o których tyle się mówi, też na pewno mi się spodobają :)

      Usuń
  4. Recenzja nowej Bridget? Zapowiada się ciekawie. "Juliettą" bardzo mnie zaintrygowałeś. :)

    OdpowiedzUsuń