11 wrz 2016

Filmowa Niedziela #28 Destrukcja

Tytuł: Destrukcja
Reżyser: Jean-Mark Vallee
Czas trwania: 101 min.
Premiera: 2 września 2016

Davis w wypadku samochodowym traci żonę, sam natomiast wychodzi z niego bez szwanku. By odreagować skrywane w sobie emocje, zaczyna pisać długie i szczere listy, będące jednakowo skargami na zepsuty automat z przekąskami. Pewnej nocy otrzymuje telefon od kobiety pracującej w dziale obsługi klienta. W ten sposób między tym dwojgiem zaczyna rodzić się dziwna więź. Davis za wszelką cenę pragnie dowiedzieć się kim jest ta kobieta, ona natomiast stara się jak najdłużej pozostać anonimowa. Zainteresowany jej życiem, Davis wkrótce odrzuca wyznawane przez niego wartości i konformistyczny styl życia.

Od razu zaznaczam, że to nie jest film opowiadający o romansie wspomnianych w powyższym opisie bohaterów. Stworzony przez Jeana'Marka Velleea obraz ukazuje jedną z wielu ludzkich reakcji na poniesioną stratę. To także wnikliwa analiza dotycząca egzystencji i odrzuceniu dawnych wartości na rzeczy wybrania chaosu.  Nie brak tutaj symboliki na przykładzie niszczenia własnego domu, który prezentować ma dawne, porzucone życie. Historia sama w sobie jest niezwykle ciekawa, co w dużej mierze jest zasługą Jake'a Gyllenhaala, który po raz kolejny pokazuje, że role ludzi dziwnych i nietuzinkowych są dla niego idealne. Odgrywana przez niego postać z jednej strony stroni od okazywania jakichkolwiek uczuć, z drugiej natomiast popada w swojego rodzaju szaleństwo odrzucając dawne życie, by ostatecznie zostać przez reżysera obdartym z otaczającej go skorupy.

Ze mną, jako widzem, Davis szybko złapał więź. To barwna, aczkolwiek ambiwalentna postać, która można jednakowo wzbudzać współczucie oraz irytować. Czasami na myśl przywodził mi głównego bohatera filmu "Drive" choć w tym wypadku obyło się bez nadmiernej agresji, aczkolwiek i kilka takich scen, trochę brutalnych chociaż nie odpychających, widz otrzymuje. Dobrze sprawdza się narracja prowadzona przez samego Davisa, w formie listów, które w jakiś sposób uzewnętrzniają go przed widzem i pokazują to, czego nie można dostrzec na pierwszy rzut oka. Pozostali bohaterowie i ich wątki są równie dobre i interesujące, a szczególnie historia piętnastoletniego Chrisa, zbuntowanego nastolatka o mentalności osoby o wiele starszej, niepodporządkowanego zasadom, wychowanego bez konsekwencji ze strony matki. Na wyróżnienie zasługują także nieoczywiste relacje oglądanych postaci.
Z aspektów czysto technicznych, na samym wstępie "Destrukcji" moją uwagę zwróciły krótkie, czasami trwające nawet niewiele ponad dwie sekundy, sceny, które dynamicznie następują jedna po drugiej. Taki przebitki nadają fabule tempa, szczególnie na początku, ponieważ gdzieś pośrodku film zaczyna zwalniać, serwując kilka niepotrzebnie przedłużanych scen czasami zalatujących groteską i stereotypami z serii- bogaty, nieszczęśliwy i uczestniczący w wyścigu szczurów człowiek znajduje ukojenie w domu Kareen, która jest jego kompletnym przeciwieństwem. Środek to dla mnie najsłabsza część filmu. Od strony muzycznej jest naprawdę dobrze... to znaczy, muzyki jest stosunkowo niewiele, sporo jest za to ciszy, która ma na tyle dużo czasu by wybrzmieć wtedy, kiedy jest to potrzebne. Jak już jednak muzyka się pojawia, to jest ona na tyle charakterystyczna, że wpada w ucho i warto do niej wrócić po zakończeniu seansu. Ujęcia czasami bywają niestabilne, obraz lekko się chwieje, co w połączeniu ze zwykłymi kolorami tworzy ciekawy, bardzo naturalny klimat.

"Destrukcja" ma w sobie coś niezwykłego i poruszającego, dlatego też polecam ją bardziej dojrzałym widzom, którzy lubią ambitniejsze kino. Do młodszych odbiorców film ten raczej nie trafi, bo wiele jest w nim rzeczy nieoczywistych, i wymagających zastanowienia. Co prawda, podczas jego oglądania miałem kilka chwil zawahania, kiedy to myślałem, że moja ocena "Destrukcji" będzie bardziej negatywna. Bo mogłaby taka być, gdybym obejrzał go innego dnia, o innej porze. Krytycy nie zobaczyli w nim nic niezwykłego, opinie widzów okazały się być trochę bardziej optymistyczne, dlatego też warto poświęcić na niego czas i samemu wyrobić sobie o nim opinię.
Na sam koniec już, dziwi fakt, że film pochodzący od reżysera takich tytułów jak "Witaj w klubie", czy "Dzika droga" do naszych kin wchodzi z rocznym opóźnieniem, dodatkowo nie posiada nawet polskiego plakatu, a jego dystrybucja ogranicza się jedynie do Multikin. 


Ocena filmu

Niby jesień, niby do kin powinno wchodzić więcej wartościowszych filmów, a tak naprawdę na dobrą sprawę nie ma co oglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz