Tytuł: Śmietanka towarzyska
Reżyseria: Woody Allen
Czas trwania: 96 min.
Premiera: 12 sierpnia 2016
Zanim jeszcze przejdziemy do omawiania filmu, spójrzcie tylko na powyższe plakaty. Który lepszy? Oczywiście ten czarny, tak bardzo nieoczywisty i w jakiś sposób intrygujący. Bo nic tak mnie nie irytuje, jak głowy znanych aktorów na plakacie... jakby same nazwiska nie wystarczyły. No mniejsza z tym.
Ma 80 lat na karku, wyreżyserował 50 filmów i wciąż nie ustaje w pracy, rok w rok dostarczając widzom na całym świecie kolejnych mniej lub bardziej udanych tytułów. Woody Allen to postać ostatnio mi bliska, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, by wszystkie jego filmy do mnie trafiały i zasługiwały na uwagę. Jego tegoroczne dzieło, "Śmietanka towarzyska", przenosi widza do lat 30. złotego okresu w Hollywood. Jeżeli choć trochę znacie twórczość tego pana, to wiecie, że w większości przypadków obrazy przez niego reżyserowane opierają się na podobnych schematach z tematem miłości w tle. Nie inaczej jest i w tym razem. Warto jednak zapytać, czy "Śmietankę towarzyską" zaliczyć można do tworów udanych i wartych zobaczenia.
Jeszcze przed obejrzeniem filmu obsada wzbudzała u mnie małe wątpliwości. Czwórka głównych bohaterów, których twarze i nazwiska możecie zobaczyć na polskim plakacie, jak dla mnie nijak do siebie pasowała. Na szczęście ku mojemu zdziwieniu na ekranie to zestawienie sprawdziło się bardzo dobrze. Do ich gry aktorskiej, czy współdziałania nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Co więcej warto w tym miejscu wyróżnić Kristen Stewart. Choć wielu uważa, że ta dziewczyna jest pozbawiona talentu aktorskiego, w filmie Allena poradziła sobie bardzo przyzwoicie, wpasowując się w swoją postać i dostarczając kilku naprawdę dobrze zagranych scen. Narzekać mogę jedynie na Blake Lively i bynajmniej nie chodzi mi o jej zdolności, a fakt, że na ekranie jest jej po prostu za mało. Bohaterka przez nią odgrywana jest niedostatecznie wyeksponowana i zasłużyła na więcej scen, gdyż uwaga skupiona na jej postaci zbyt szybko się ulatnia, a ona sama staje się niezbyt ważnym tłem dla Eisenberga i Stewart.
Co się tyczy postaci drugoplanowych, to tutaj bywa już różnie. Jest ich całkiem sporo i jedni wypadają lepiej, inni natomiast gorzej, niewątpliwie jednak są ciekawym, ubarwiającym historię, elementem, bez którego ten film co prawda mógłby się obejść, jednakże straciłby nieco na wartości. Bo poza historią młodego Bobby'ego (Jesse Eisenberg) rozpoczynającego pracę w Hollywood u znanego wuja (Steve Carell) dostajemy tutaj szereg wątków pobocznych, w dużej mierze dotyczących rodziny Bobby'ego. Co jakiś czas odciągają one uwagę od głównej historii, mimo to nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, wypadają pozytywnie i wprowadzają trochę różnorodności.
Jeżeli chodzi o fabułę, to jak to u Allena bywa, nie dzieje się tu wiele, bo to nie gęsta akcja jest tu najważniejsza, a relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami, ich uczucia i rozterki. Muszę przyznać, że w tej kwestii jest bez zarzutu. Nie brak zawiłych relacji i koligacji rodzinnych. Mocną stroną "Śmietanki towarzyskiej" są również dialogi, którymi Woody Allen trafia dokładnie w punkt. Oglądając ten film co prawda można w kilku momentach odczuć znużenie, to jednak towarzyszy mi często przy obrazach z kategorii komedia obyczajowa z elementami dramatu. A nawet, jeżeli ten film wyda się Wam do bólu nudny, wtórny i nieciekawy pod względem fabularnym (a i take opinie można spotkać), to ciężko nie docenić chociażby strony audiowizualnej. Scenografia, kostiumy, jak i muzyka grająca w tle świetnie oddają klimat wspomnianych już lat 30. Pojawia się też narracja, nieodłączny element wielu Allenowskich tworów. A do tego wszystkiego przepiękne ujęcia, głównie stabilne, choć jest i kilka pięknych ruchomych, a także jasna kolorystyka przywodząca na myśl instagramowe filtry. Cudowna pożywka dla oczu.
"Śmietanka towarzyska" to kolejny film o miłości, tej niespełnionej, ale czy aby na pewno? To również satyra na życie wyższych sfer, tytułowej śmietanki towarzyskiej, do której wielu tak usilnie starało się dostać i o czym marzyło. Momentów zabawnych, wskazujących na to, że obcujemy z komedią jest tylko kilka. Film ten na ogół odebrałem jako spokojny i stonowany. W samym zakończeniu czegoś mi zabrakło, jednak mimo wszystko seans uznałem za udany, a im więcej o tym filmie myślę, tym więcej dobrego mam na jego temat do powiedzenia. "Śmietanka towarzyska" nie jest może i najlepszym filmem Woody'ego Allena, niemniej jeżeli jest się sympatykiem jego twórczości, to warto na ten tytuł zwrócić uwagę. Stylistycznie jest spójny z jego ostatnimi dziełami. Lepszy niż "Nieracjonalny mężczyzna", za to gorszy niż "Blue Jasmin".
Jeżeli więc nie lubicie tego "nowego" starego Allena... to nic na to nie poradzę. Mi się podobało i kasy nie zmarnowałem.
Ocena filmu
A już za kilka godzin na bloga trafi recenzja "Boskiej Florence". Nie przegapcie tego! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz