15 wrz 2015

Uciekinier [recenzja]

Tytuł: Uciekinier
Autor: Richard Bachman (Stephen King)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 224
Cena: 28 zł

Bardzo, ale to bardzo pragnąłem zafundować sobie własnego "Uciekiniera", ponieważ już sam opis tej książki wywoływał u mnie dreszcze. Niestety, mój portfel nie sprostał temu wyzwaniu, dlatego też postanowiłem wybrać się (pierwszy raz od dwóch lat) do biblioteki, gdzie (ku mojej uciesze) znalazłem całkiem pokaźny zbiór książek autorstwa Kinga (lub Richarda Bachmana, jak ktoś woli) w tym także "Uciekiniera". Po skończonej lekturze cieszę się, że nie zainwestowałem swoich i tak nieistniejących pieniędzy by kupić tę książkę. 

Akcja powieści dzieje się w roku 2025 w Ameryce Północnej, a jej głównym bohaterem jest nie kto inny, jak sama Katniss Everdeen w wersji męskiej. Nasza Katniss tak naprawdę nazywa się Benjamin Richards, ma dwadzieścia osiem lat i należy do jednej z najniższych klas społecznych. Poza tym posiada żonę i chorą osiemnastomiesięczną córeczkę. By pozyskać pieniądze na jej leczenie, Richards  zgłasza się do siedziby Free Vee (jest to telewizja, będąca największą rozrywką dla ludzi) gdzie pozytywnie przechodzi wszystkie testy i zakwalifikowany zostaje Igrzysk Śmierci, czyli gry znanej jako "Uciekinier". Trwa ona trzydzieści dni i opiera się na schemacie ofiara-łowca. Ofiarą jest oczywiście nasz uciekinier, czyli Richards, łowcą natomiast specjalna grupa osób, która przy pomocy porządnych obywateli próbuje dopaść uciekiniera. Jeżeli po upływie trzydziestu dni ofiara nadal żyje, gra dobiega końca i wygrywa on miliard dolarów. Od rozpoczęcia Igrzysk... tzn. Uciekiniera, nasza Katniss (czyli Ben Richards) będzie musiała przez cały czas się ukrywać i zmieniać swoją tożsamość co i tak nie zagwarantuje jej bezpieczeństwa.

Skoro mam być szczery w odniesieniu do tej książki to od razu zaznaczę, że raczej nie jest to największe dzieło Kinga. Chociaż z długiej listy wydanych przez niego powieści, poza omawianą dzisiaj książką znam tylko "Miasteczko Salem", to nie przypominam sobie by ktoś kiedyś mi polecał "Uciekiniera". Chociaż opinie na jego temat były raczej mieszane, postanowiłem dać mu szansę. Dlaczego? Bo po opisie książka ta skojarzyła mi się z bardzo lubianymi przeze mnie "Igrzyskami Śmierci". Sama Anita z Book Reviews w odniesieniu do ekranizacji "Uciekiniera" nawiązywała również do popularnej obecnie trylogii.  Skojarzenia te są dosyć słuszne, bowiem Suzanne Collins mniej lub bardziej świadomie skopiowała dużą część pomysłów wykreowanych przez Kinga, jednakże w porównaniu do niego o wiele lepiej wykorzystała ich potencjał. "Uciekinier" zaczyna się całkiem nieźle i równie nieźle, a może i nawet nieoczekiwanie się kończy. Książka jest stosunkowo krótka, więc po rozpoczęciu tytułowej gry akcja zaczyna lecieć na łeb na szyję. Trochę się dzieje, są pościgi, są też częste zmiany lokalizacji w których przebywa Ben Richards, brak tu jednak chwili wytchnienia, a wszystkie postacie, równie szybko pojawiają się i znikają. Żaden z nich nie dostaje należnego im czasu, a przez to role, jakie odgrywają podczas ukrywania się głównego bohatera wydają się błahe i nieistotne. Jeżeli zaś chodzi o tytułowego uciekiniera, Bena Richardsa, to jest on niezwykle irytującą postacią, która w żaden sposób nie wzbudziła mojej sympatii. Chociaż na początku współczułem mu położenia w jakim się znajdował, z czasem zapragnąłem jego śmierci. Jest w nim pewna sprzeczność, przez co myśląc o nim w mojej głowie pojawia się stwierdzenie "inteligentny kretyn", które chyba idealne opisuje jego postać. Wizja przedstawionego świata nie zachwyca. To raczej połączenie teraźniejszości z drobnymi niezbyt pasującymi elementami futuryzmu. Społeczeństwo przedstawione przez pisarza standardowo dzieli się na bogatych, pozbawionych moralności oraz biednych, żyjących w skrajnej nędzy. W książce na ogół mało jest opisów, co zarówno pozostawia miejsce dla wyobraźni, jak i tworzy pewne niedomówienia. Jak to powiadają "diabeł tkwi w szczegółach", a tych szczegółów tutaj właśnie brakuje. Są to małe elementy, one jednak nadają dobrego smaku, którego tutaj niestety jest tyle, co kot napłakał. Miały być fajerwerki i długi trzydziestodniowy pościg, wszystko jednak nieoczekiwanie kończy się wcześniej serwując dość duże zaskoczenie, w postaci zakończenia, w którym to dopatrzeć można się elementów horroru (aczkolwiek "Uciekinierowi" do horroru bardzo daleko). Chociaż lektura nie była aż tak zła, to często towarzyszyło mi uczucie, że do czynienia mam nie z gotową powieścią, a szkicem, który ma duży potencjał, jednak brak mu kilku ważnych elementów, dzięki których zyskałby "to coś".

Nie polecam tej książki osobom, które dopiero chcą rozpocząć swoją przygodę ze Stephenem Kingiem. Na pewno na długiej liście powieści wydanych przez niego znajdziecie tytuły, które o wiele bardziej zasługują na waszą uwagę, niżeli "Uciekinier". Jeżeli jednak znacie już w jakimś stopniu twórczość tego pisarza, ewentualnie jesteście jego wielkimi fanami to na "Uciekiniera" traficie prędzej, czy później. Nie twierdzę, że książka ta was rozczaruje tak jak  mnie, może za to pozostawić duży niedosyt i myśl, że przy odrobinie wysiłku "Uciekinier" mógłby zyskać na wartości i stać się czymś więcej niż tylko zwykłym przeciętniakiem, jakim jest w moich oczach.

Ocena książki: 5/10

Plusy:
-akcja pełna pościgów
-zaskakujące zakończenie

Minusy:
-niewykorzystany potencjał pomysłów
-irytujący główny bohater
-niedopracowane szczegóły


5 komentarzy:

  1. Mnie jakoś nie interesuje twórczość Kinga, troszkę się po nim przejechałam przy okazji którejś tam powieści, już nawet nie pamiętam jej tytułu, o tej książce nie słyszałam, ale nie przeczytam jej, zdecydowanie to nie jest lektura, której mogłabym poświecić czas, zwłaszcza, że piszesz o bohaterze irytującym, ech... King to podobno klasa sama w sobie, ale widać zdarzają mu się nie do końca udane tytuły.
    LeonZabookowiec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś, kto na swoim koncie ma tyle książek co King, ma prawo wydać raz na jakiś czas coś gorszego :D

      Usuń
  2. Ja na razie czytałam jedną książkę Kinga - "Joyland". Zabawna sprawa, bo było trochę na odwrót niż tutaj - autor bardziej skupił się na rozwoju psychologicznym bohaterów, a akcja się wlekła :P Zaciekawił mnie fakt, że Collins ściągnęła od Kinga fabułę. Trochę to smutne, biorąc pod uwagę, że ceniłam oryginalność "Igrzysk".
    Cóż, odpuszczę sobie tę książkę, bo fanką Kinga nie jestem. Chyba, że kiedyś zostanę :D
    Pozdrawiam,
    http://magiel-kulturalny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się strasznie podobało Lśnienie. No po prostu byłam zachwycona, to chyba moja ulubiona pozycja jeśli chodzi o Kinga, natomiast nie mogę się przekonać do Zielonej Mili...i z bólem się przyznaje, iż jej po prostu nie przeczytałam i poległam na pierwszych stronach. :D
    ~Mia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Kinga, znam wiele jego książek, tej jeszcze nie udało mi się przeczytać. Mam zamiar poznać wszystkie, dlatego i ta będzie na mojej liście :)

    OdpowiedzUsuń