Nigdy nie ciągnęło mnie do lektur szkolnych. Przyznam szczerze, że będąc w podstawówce próbowałem je czytać, jednak szło mi to nader opornie. I nie chodzi tutaj o to, czy dana książka była ciekawa, bo fabuła wielu z nich niewątpliwie miała potencjał i mogła przyciągnąć czytelnika. Sama myśl, że jest się do czegoś zmuszanym, może skutecznie zniszczyć przyjemność, jaką niosą ze sobą pewne czynności. Tak było właśnie w tym przypadku. Goniły mnie terminy, mówiące, że do tego, czy tamtego dnia muszę skończyć czytać wyznaczoną książkę. Kiedy zapytalibyście mnie wówczas, czy lubiłem czytać, pewnie odpowiedziałbym, że nie, a moi ówcześni koledzy byliby tego samego zdania. Chcąc zaszczepić w dziecku zamiłowanie do literatury często popełnia się rażące błędy, które zamiast przekonywać co do wspaniałości książek, skutecznie zrażają młodego człowieka. Będzie to oczywiście miało swoje konsekwencje w przyszłości. Człowiek, płeć dowolna, lat trzydzieści, może nawet więcej, praca, rodzina, a na koncie przeczytane dwie, w najlepszym przypadku trzy książki. To oczywiście dosyć drastyczny przykład, ale zdarzają się przecież i takie. A jak czytelnictwo Polaków wygląda w statystykach? Otóż nieciekawie. Statystyczny Polak (a taki przecież nie istnieje) rocznie czyta jedną książkę. Pomyślmy teraz, że są osoby, które rocznie czytają po kilkanaście, czasami nawet kilkadziesiąt książek i nadrabiają statystyki za tych rodaków, którzy rocznie nie są w stanie przebrnąć nawet przez jeden tytuł. To przerażające, bowiem polska odzyskała przecież pełną wolność i cenzura już nie obowiązuje, a co za tym idzie w sklepach (i nie tylko księgarniach) pełno jest książek autorów zarówno rodzimych, jak i zagranicznych. W czym więc problem? Za drogo jak na naszą kieszeń? Przyznam, że 40 zł za mającą 300-500 stron lekturę to trochę dużo. Pełno jest jednak antykwariatów, dyskontów książkowych, czy stron, które oferują te same tytuły, często nieużywane, po o wiele tańszej cenie. Jestem świetnym przykładem tego, że z odrobiną chęci upragnioną lekturę kupimy nie za 40, a za 20 zł. Dla chcącego nic trudnego. A jeżeli te 20 zł to i tak za dużo, wystarczy przejść się do najbliższej biblioteki. W większych miastach nie dość, że jest ich kilka, to do tego dysponują sporymi zbiorami, z których warto skorzystać. Tam nie zapłacimy nic, no chyba że nie oddamy wypożyczonego tytułu w terminie.

Jak na początku wspominałem, niechętnie sięgałem po lektury szkolne. Kojarzyły mi się one głównie z nieprzyjemny odpytywaniem przy tablicy, za które do dziennika dostawało się niezbyt pozytywne oceny. Nauczyciele bowiem uwielbiają sprawdzając wiedzę uczniów, dopytując się o największe szczegóły, które przecież każdemu mogą umknąć. Przecież jesteśmy tylko ludźmi. Oświata w taki sposób nie zachęca. Ona odstrasza. Będąc w technikum zamiast skupiać się na nużących wówczas lekturach, wolałem sięgnąć po książki, które w jakiś sposób mnie fascynowały, których czytanie sprawiało mi przyjemność. Ale zaraz, zaraz! Przecież przed chwilą wspominałem, że moja nastawienie do książek w podstawówce nie było najlepsze. Już tłumacze, jak się to zmieniło. Wystarczyło tylko trafić na odpowiedniego autora, w tym przypadku autorkę, którą była znana wszystkim (zaskoczenia tu raczej nie będzie) J.K. Rowling, autorka fantastycznej serii o Harrym Potterze. Gdyby nie ona, aż strach pomyśleć, jak bardzo ograniczona byłaby teraz moja wyobraźnia. W jej twórczości urzekła mnie możliwość oderwania od nudnego świata, napisana w przystępny sposób, bez silenia się na bycie "ę" i "ą". Swoją miłością do Harrego zarażałem przyjaciół. Pożyczałem im moje książki, by mogli poczuć magię, jaką ze sobą niosły. Wtedy zaczęła się moja prawdziwa przygoda z literaturą. Zrozumiałem, że słowo pisane może wzbudzać takie same emocje, jak przy oglądaniu ulubionego filmu. Nie każdy ma jednak tak wielkie szczęście jak ja, by w odpowiednim wieku trafić na odpowiedni tytuł, który okaże się być tym przełomowym w jego przygodzie z czytaniem. Jeżeli dotrwaliście do końca tego felietonu, chciałbym byście zadali sobie pytanie, czy jako Polacy zaniżacie, czy też zawyżacie statystyki czytelnictwa (dla przypomnienia: statystycznie jedna książka na rok) w naszym kraju. Jeżeli chodzi o mnie to rocznie czytam mniej więcej dwadzieścia cztery książki, czyli po dwie na miesiąc. Nie jest to dla mnie dużo. Co w takim razie mają powiedzieć "statystyczny Polacy"? Albo ci, którzy są nawet poniżej tych statystyk? Rzadko piszę felietony, a tego nie napisałem by pokazać jak nieoczytana jest pewna część naszego kraju, tylko by zmusić do myślenia.