
Jeszcze przed zdobyciem statuetki, poczułem się w obowiązku by po "Idę" sięgnąć i samemu wyrobić sobie na jej temat opinię. Na wstępie już widząc zwiastun, czy też krótkie fragmenty publikowane w telewizji przy okazji rozdania Oscarów rzuca się w oczy, że nie jest to film skierowany do mas, lecz do bardziej dojrzałego widza, o czym informował sam reżyser w licznych wywiadach. "Ida" do łatwych w odbiorze raczej nie należy. Opowiada on historię żydówki Anny, która przed złożeniem ślubów zakonnych odwiedza swoją ciotkę, następnie rusza z nią w podróż, która ma im obu pomóc odkryć kim tak naprawdę są. To nie brzmi jak zapowiedź filmu, który każdemu przypadnie do gustu. Może to i dobrze. Jeżeli coś wywołuje dyskusję, to znaczy, że jest "jakieś", a to już pierwszy krok do sukcesu. Noc przed rozdaniem najważniejszych nagród filmowych wybrałem się do kina na "Birdmana", który jak się okazało, został filmem roku. Następnym, który zamierzam obejrzeć jest właśnie polska "Ida". Mam wielką nadzieję, że pomimo licznych opinii, jakie ostatnio zasłyszałem, uda mi się wyrobić obiektywne zdanie na temat tego filmu, o czym pewnie was poinformuję w recenzji tutaj na blogu, bądź też w krótkim wpisie na fb >>TU<<.
Zawsze denerwowało mnie to, że Polacy łasi są na przenoszenie amerykańskich standardów na ekrany naszych rodzimych kin. Polska to nie Ameryka, a co za tym idzie, w wielu przypadkach podobne zabiegi okazywały się klapą. Nie dość, że nie osiągały one oczekiwanej oglądalności, to utwierdzały nas (a w szczególności mnie) w przekonaniu, że dobrych filmów w tym kraju jest niewiele. Zastanówcie się jaka to ironia, że Oscara wygrywa film, którego budżet zapewne nie powalał na kolana, w którym brak efektów specjalnych i który pomimo oszczędności środków wyrazu zachwycił widzów na całym świecie. Wystarczy spojrzeć na box office (film ten zarobił 3,5 miliona w samym USA, 3,2 miliona we Francji, 11 milionów ogółem na całym świecie). Na ten sukces zebrało się oczywiście wiele aspektów, w tym dobór obsady aktorów, na czele której znalazły fantastyczne Agaty, czyli Kulesza oraz Trzebuchowska. Warto celebrować tę chwilę, bowiem wpisze się ona do historii polskiego kina złotymi literami. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że inni reżyserzy wezmą przykład z Pawlikowskiego, przestaną się silić na amerykański przepych i zaczną tworzyć filmy bardziej wartościowe w swoim przekazie. Tegoroczne rozdanie Oscarów na długo pozostanie w moim sercu. Przyznam szczerze, że większość dzisiejszego dnia spędziłem na przeglądaniu relacji i zdjęć z całej gali. Jedyne co mi pozostaje, to nadrobić zaległości w oglądaniu nominowanych filmów.
A wy... zadowoleni jesteście z tego, że "Ida" Pawła Pawlikowskiego zdobyła Oscara? Może mieliście innych faworytów w tej kategorii?