18 lis 2017

Weekend z filmami: Listy do M. 3

Jakoś nigdy wielkim fanem "Listów do M." nie byłem. Mimo to pierwsza część wzbudziła moją sympatię i w jakiś banalny sposób mnie oczarowała. Z kontynuacją było już trochę gorzej, bo dało się w niej dostrzec tendencję spadkową i powtarzalne schematy, które i tak się ostatecznie się sprzedały,  pozostawiając otwartą furtkę dla kolejnej części o prostym, jak budowa cepa tytule "Listy do M. 3". Czy film ten okazał się lepszy od poprzednika? Ciężko stwierdzić, głównie dlatego, że z "Listów do M. 2" pamiętam bardzo niewiele. Źle co prawda nie jest, ale jakoś nadzwyczajnie dobrze też nie. To raczej ten typ filmu, który powinno się (przynajmniej w moim przypadku) obejrzeć w domu w niedzielne zimowe popołudnie przy kawie i dobrym cieście. Ja tymczasem najnowszą część obejrzałem w kinie... i przyznam, że trochę się nudziłem.
Nie widzę sensu by jakkolwiek bardziej skupiać się na fabule, bo jest ona mniej więcej taka sama, jak w poprzednich dwóch częściach. Poszczególnym bohaterom, tym nowym, jak i starym weteranom serii towarzyszymy przed zbliżającą się Wigilią. Nie zabraknie oczywiście miejsca na szokujące wiadomości, wielką miłość i kilka kłótni, ale oczywiście wszystko skończy się do bólu słodkim happy endem (SPOILER HA!)
Co od razu się rzuca w oczy, to duża ilość wątków. Zbyt duża. O niektórych po chwili łatwo jest zapomnieć do czasu, kiedy twórcy zaczynają Ci przypominać, że ktoś taki pojawił się kilka/kilkanaście minut temu. W miejsce aktorów, którzy zrezygnowali z dalszego udziału w serii pojawiła się pokaźna ilość nowych postaci, których historie nie zawsze się ze sobą wiążą w zgrabną całość. Tak więc jedną nogą stoimy przy starym, starając się próbując na siłę pociągnąć wątki znanych postaci. Drugą nogą zaś twórcy starają się dać coś nowego, co nie do końca się sprawdza, bo role Borysa Szyca i Magdaleny różyczki wyglądają, jak przekalkowanie pomysłu z pierwszej części "Listów do M.", gdzie w podobnym wątku brał udział Maciej Sthur i Roma Gąsiorowska. Po co silić się na oryginalność, skoro film o tak się sprzeda, prawda? Na duży plus za to mogę wyróżnić gościnny udział Danuty Stenki i Andrzeja Grabowkskiego. Na rzecz rozbudowania ich ról chętnie bym się pozbył Wojciecha Malajkata i jego ckliwej historyjki.

"Listy do M. 3" nie przynoszą jakichkolwiek zaskoczeń pod względem prowadzenia poszczególnych wątków. Kiedy już pozna się bohaterów czy też raczej to, z czym będą musieli zmagać się w tej części, ich zakończenia nasuwają się same i naprawdę trudno o to, by były chybione. Można oczywiście obejrzeć ten film w założeniu, że najważniejsza nie jest tu fabuła, a magiczny klimat świąt i trochę lekkiego humoru. O ile na to drugie można jeszcze liczyć, o tyle magii świąt w tym filmie jest jak dla mnie o wiele za mało. Może listopad to jeszcze za wcześnie na tego typu filmy, a może po prostu "Listy do M. 3" nie spełniają swojej roli i nie są w stanie oddać ducha nadchodzących świąt? Bardziej przychylny jestem do drugiej teorii. Jeżeli zaś chodzi o humor i wszelkiego rodzaju gagi, to najwięcej ich zawiera wątek Piotra Adamczyka i Agnieszki Dygant. Po piętach depcze im Andrzej Grabowski, czyli nowa postać w cyklu. Grabowski w roli Czarka sprawdza się znakomicie. To prawdziwy cwaniak podchodzący z dystansem do otaczającego go świata. 
Chociaż reżyserię "Listów do M. 3" powierzono komuś nowemu, dotąd niezwiązanemu z cyklem, to nie czuć dużej różnicy względem dwóch poprzedników. Trzecia cześć w zamiarze ma być ckliwa, smutna, rozczulająca, zabawna, nostalgiczna, ostatecznie dając jednak widzowi dawkę pozytywnych emocji. Niestety nie wszystkie z wymienionych uczuć działają w sposób poprawny. Idąc na tego typu film, mający być świątecznym zapychaczem, nie miałem wysokich oczekiwań, a i tak w jakimś stopniu się zawiodłem. O ile końcówka była niezła, o tyle początek kiedy zapoznajemy się z poszczególnymi wątkami, najzwyczajniej wiał nudą. Mimo mojej sympatii do części pierwszej, mam nadzieję, że "Listy do M. 4" nie powstaną... ale znając życie... no. Bądź co bądź "Listy do M. 3" można obejrzeć bez uszczerbku na zdrowiu, ale czy warto wydawać pieniądze i wybrać się na ten to do kina? Co do tego nie jestem przekonany. Może lepiej poczekać i obejrzeć za rok na Canal+.

Ocena filmu: 6/10
Tytuł: Listy do M. 3
Reżyser: Tomasz Konecki
Czas trwania: 110 min.
Premiera: 10 listopada 2017

5 komentarzy:

  1. Sceptycznie podchodzę do LdM3. Na pewno za wcześnie zrobili premierę. Jeszcze nie ma grudnia, a ja mam już dość. Ja trochę chcę zobaczyć, ale M. Niekoniecznie. Może się wybierzemy, a może w grudniu zadowolony się tylko Ostatnim Jedi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli macie wybierać pomiędzy Listami do M., a Ostatnim Jedi, to wybór jest chyba oczywisty haha :D

      Usuń
    2. Nie,nie. Ostatni to pewniak

      Usuń
  2. Nie widziałam poprzednich dwóch części, ale tam mi się bardzo spodobała i na pewno nie żałuję, że ją zobaczyłam :D Choć mo0że to i przez to, że dla mnie to pierwszy film z całej trójki? ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie koniecznie powinnaś nadrobić poprzednie, a w szczególności pierwszą część, która jest najlepsza z całej trójki :)

    OdpowiedzUsuń