Mniej więcej rok temu miałem wielką przyjemność zapoznać się z twórczością Edith Wharton za sprawą powieści zatytułowanej "Jak każe obyczaj". Książkę tę nadal dobrze pamiętam i co najważniejsze- bardzo miło wspominam czas spędzony podczas jej czytania. Tak więc kiedy tylko natrafiła się okazja by sięgnąć po inną powieść tej autorki, "Lśnienie księżyca", nie wahałem się ani przez moment. W gwoli przypomnienia lub dla tych, którzy nie są w temacie i nie widzą z kim będą mieć w dzisiejszej recenzji do czynienia- Edith Wharton to amerykańska pisarka wydająca powieści na początku XX wieku. Jest to również pierwsza kobieta, która otrzymała nagrodę Pulitzera. W swojej twórczości chętnie nawiązywała do Nowego Jorku opisując ówczesne klasy wyższe i następujące zmiany obyczajowe. Książka którą dzisiaj biorę pod lupę swoją oficjalną premierę miała w 1922 roku, czyli prawie sto lat temu. Na polskim rynku pojawiła się dopiero w tym roku za sprawą wydawnictwa MG.
Akcja "Lśnienia księżyca" rozgrywa się w latach 20 ubiegłego wieku. W powieści tej czytelnik poznaje losy stosunkowo młodego (zarówno wiekiem, jak i pod względem stażu) małżeństwa Nicka i Susy. Ta dwójka wyróżnia się ponad wszystkie inne pary, że przed ślubem obiecali sobie, że jak najdłużej będą żyć w sposób wygodny, na koszt swoich znajomych i kiedy tylko jedno z nich znajdzie okazję na lepsze życie, drugie nie będzie go zatrzymywać, a wręcz będzie go w tym wspierać. Łatwo więc jest się domyśleć, co w tej powieści będzie jednym z ważniejszych i wpływających na całość wydarzeń. Pozostaje tylko zadać następujące pytanie- jak zakończą się losy państwa Lansingów? Razem? A może osobno? Tego dowiecie się dopiero sięgając po powieść.
To, co już zauważyłem w przypadku powieści "Jak każe obyczaj", widocznej jest też w przypadku tej książki. Edith Wharton bowiem świetnie portretuje swoich bohaterów. "Lśnienie księżyca" w największej mierze skupia się na wspomnianym już przeze mnie małżeństwie Nicka i Susy. Szybko polubiłem ich oboje, chociaż gdybym miał wybierać, to Susy zaskarbiła sobie więcej mojej sympatii. Wszystko to za sprawą przemiany, jaką przechodzi na kartach powieści. Początkowo spodziewałem się, że będzie to kolejna wyrachowana kobieta, dbająca jedynie o własne potrzeby i za wszelką cenę dążąca do przyświecających jej celów. Owszem i takie cechy poniekąd dało się w Susy zobaczyć, ale zdecydowanie nie była kolejną Undine Spragg (główna bohaterka "Jak każe obyczaj"). Nick chociaż również był bardzo ciekawą postacią, to w porównaniu do swojej żony jego przemiana była o wiele mniejsza o ile w ogóle można tu o niej mówić. Oczywiście poza państwem Lansing w lekturze znalazło się też miejsce na kilka postaci drugoplanowych, swoją obecnością miło dopełniających całość.
Jeżeli zaś chodzi o fabułę, to płynie sobie ona powoli do przodu, co przy niezbyt wielkiej objętości książki nie stanowi najmniejszego problemu, a wręcz przeciwnie. Obserwowanie relacji zachodzących między Nickiem Susy oraz ich małżeńskich problemów gra tutaj pierwsze skrzypce.
Na wielką korzyść lektury wpływa fakt, że pisarka w cudowny sposób oddaje realia w jakich przyszło jej żyć. Nie da się nie dostrzec tego, jak słodko-gorzkie jest "Lśnienie księżyca". Skoncentrowanie się na instytucji małżeństwa i znaczeniu miłości w ówczesnym świecie pozwala dojść do wielu wniosków. Co więcej, pokusiłbym się o stwierdzenie, że książka ta w pewnym stopniu nadal pozostaje aktualna. Instytucja małżeństwa, jak i sama miłość w powieści potraktowana zostaje po macoszemu, jak coś co jest jedynie formalnością wiążącą ludzi, bez większego wpływu na przyszłość. Warto podkreślić, że rozwody były wówczas nie tylko ogólnodostępne, ale i popularne przez co sens miłości aż po grób całkowicie się zatracał.
Mam wielką nadzieję, że wydawnictwo MG weźmie pod swoje skrzydła również inne powieści Edith Wharton. Po lekturze dwóch książek tej autorki mogę z czystym sercem stwierdzić, że jest to moje najnowsze objawienie, jeżeli chodzi o literaturę klasyczną, bo taką jej twórczość właśnie jest. Jeżeli więc tak samo jak ja lubicie powieści obyczajowe, pełne miłosnych dramatów, z mocno zaznaczonym podziałem klasowym i przemianami kulturowymi, "Lśnienie księżyca" jest właśnie dla Was!
Jeżeli zaś chodzi o fabułę, to płynie sobie ona powoli do przodu, co przy niezbyt wielkiej objętości książki nie stanowi najmniejszego problemu, a wręcz przeciwnie. Obserwowanie relacji zachodzących między Nickiem Susy oraz ich małżeńskich problemów gra tutaj pierwsze skrzypce.
Na wielką korzyść lektury wpływa fakt, że pisarka w cudowny sposób oddaje realia w jakich przyszło jej żyć. Nie da się nie dostrzec tego, jak słodko-gorzkie jest "Lśnienie księżyca". Skoncentrowanie się na instytucji małżeństwa i znaczeniu miłości w ówczesnym świecie pozwala dojść do wielu wniosków. Co więcej, pokusiłbym się o stwierdzenie, że książka ta w pewnym stopniu nadal pozostaje aktualna. Instytucja małżeństwa, jak i sama miłość w powieści potraktowana zostaje po macoszemu, jak coś co jest jedynie formalnością wiążącą ludzi, bez większego wpływu na przyszłość. Warto podkreślić, że rozwody były wówczas nie tylko ogólnodostępne, ale i popularne przez co sens miłości aż po grób całkowicie się zatracał.
Mam wielką nadzieję, że wydawnictwo MG weźmie pod swoje skrzydła również inne powieści Edith Wharton. Po lekturze dwóch książek tej autorki mogę z czystym sercem stwierdzić, że jest to moje najnowsze objawienie, jeżeli chodzi o literaturę klasyczną, bo taką jej twórczość właśnie jest. Jeżeli więc tak samo jak ja lubicie powieści obyczajowe, pełne miłosnych dramatów, z mocno zaznaczonym podziałem klasowym i przemianami kulturowymi, "Lśnienie księżyca" jest właśnie dla Was!
Ocena książki: 9/10
Tytuł: Lśnienie księżyca
Autor: Edith Wharton
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: MG
Cena: 44,90 zł
Za książkę dziękuję Wydawnictwu MG.
Jejku, tak ją wychwalasz, że naprawdę mam nadzieję przeczytać jej książki. Szczególnie, że ja lubię te starsze pozycje, a jeżeli czas akcji to lata dwudzieste, to w ogóle dla mnie bomba! Cóż, muszę nadrobić :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :) Na pewno by cię spodobała :)
Usuń