18 lip 2018

"Wielka samotność" Kristin Hannah

Kristin Hannah to amerykańska pisarka, którą pokochałem za sprawą wspaniałej i pełnej bólu powieści "Słowik", będącej jedną z moich ulubionych książek 2016 roku. Nie trzeba było więc mnie długo namawiać bym sięgnął jej najnowsze dzieło i przepięknym tytule "Wielka samotność". Oczekiwania miałem spore, ale czy powieść ta im sprostała?

Akcja powieści w przeważającej części dzieje się w Alasce- jednym z najdzikszych stanów Ameryki. Główną bohaterką jest tu młoda dziewczyna o imieniu Leni, która wraz z rodziną w poszukiwaniu spokoju i nowego życia przeprowadza się do małego miasteczka w nieokiełznanej części kraju. Zmiana miejsca, która miała pomóc Erntowi Albrithgtowi, będącego ojcem Leni, tak naprawdę tylko rozbudza w nim demony zakorzenione podczas wojny w Wietnamie. Sielankowe życie rodziny Albrightów powoli zaczyna przeradzać się w koszmar.

Na początku "Wielka samotność" na swój mroczny sposób mnie zauroczyła. Z wielkim zainteresowaniem śledziłem życie Albrightów na Alasce, szczególnie że ich rodziny zdecydowanie nie można nazwać "normalną", jakkolwiek to brzmi. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej dostrzegałem to, jak niebezpieczną postacią jest Ernt, który w imię miłości do swojej żony i córki gotowy jest je skrzywdzić. Szczególnie wiele emocji budziły we mnie wszelkie sceny agresji i niemocy w jakiej pozostawała Leni wraz z jej mamą. Muszę przyznać, że Kristin Hannah świetnie na kartach powieści przedstawiła czym jest toksyczna miłość, taka która nie pozwala Ci odejść od swojego oprawcy, nieważne jak wielką krzywdę by wyrządzał.

Niestety im dalej byłem, tym większą frustrację czułem względem zachowania Leni i Cory. Próbuję wytłumaczyć sobie, że tak właśnie miało być, ale to i tak nie zmienia faktu, że chętnie dałbym z liścia jednej i drugiej by w końcu przejrzały na oczy i zrobiły coś ze swoim życiem, zanim dojdzie do nieuniknionej katastrofy. Drugą rzeczą nie do końca mi tu pasującą były przeskoki w czasie. Z jednej strony okazały się przydatne by pokazać, jak rozwijała się cała sytuacja w rodzinie Albrightów i do czego ostatecznie doprowadziła, z drugiej natomiast książka byłaby według mnie o wiele bardziej zwarta gdyby z nich zrezygnowano. 

Żeby jednak nie kończyć tej recenzji w negatywnym tonie, nie mogę nie wspomnieć o tym, że pisarka po raz kolejny świetnie poradziła sobie z kreowaniem poszczególnych bohaterów. Każdy z nich ma silną osobowość, co oczywiście owocuje w wiele spięć, będących ciekawym urozmaiceniem podczas lektury. Dodatkowo tym co zachwyca najbardziej, to przedstawienie Alaski. Opisy Hannah przedstawiają te dzikie tereny Ameryki zarówno jako miejsce mroczne i pełne niebezpieczeństw, gdzie człowiek może zginąć przez chwilę nieuwagi, jak i raj na ziemi pełen kolorów i dobrodziejstw, odcięty od wielkomiejskiego zgiełku. 

Tak więc odpowiadając na zadane na początku pytanie, "Wielka samotność" chociaż niewątpliwie jest powieścią dobrą i wartą przeczytania, nie do końca spełniła moje oczekiwania pozostając w tyle za olśniewającym "Słowikiem". Niektóre z rozwiązań wybranych przez autorkę niepotrzebnie rozwlekły powieść, co według mnie ujęło trochę z przyjemności jej czytania. Oczywiście inni czytelnicy mogą to odebrać zupełnie odwrotnie, dlatego koniecznie dajcie znać w komentarzach jeżeli czytaliście "Wielką samotność" i macie takie same albo wręcz przeciwnie, zupełnie inne odczucia od moich.

Ocena książki: 7/10

Tytuł: Wielka samotność
Autor: Kristin Hannah
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Świat Książki

1 komentarz:

  1. Usłyszałam o tej autorce za sprawą wspomnianego tu "Słowika" i to od niego chciałabym zacząć przygodę z tą autorką i widzę, że będzie to dobra decyzja. Chociaż "Wielką samotność" również mam w planach, bo chcę się na własnej skórze jaka to powieść. :D

    biblioteka-wspomnien.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń