Nie da się zaprzeczyć, że całe uniwersum Gwiezdnych Wojen jest jednym z największych symboli popkultury stworzonych w Ameryce. Osobiście na punkcie tych filmów nigdy nie miałem wielkiego bzika. Za ich obejrzenie wziąłem się dopiero dwa lata temu, kiedy doszły mnie słuchy, że swoją premierę będzie mieć epizod siódmy, czyli "Przebudzenie mocy". Rzuciło mi się wówczas w oczy jak nierówny poziom prezentuje to uniwersum. "Przebudzenie mocy" niestety mimo całego związanego z nim szału nie uniknęło kilku błędów będąc dobrym technicznie, ale słabszym już pod względem fabularnym. Przed "Ostatnim Jedi" pojawiły się pewne obawy, ale po seansie zostały natychmiast rozwiane.
"Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi" zaczynają się w momencie, w którym zakończyło się "Przebudzenie mocy". Rey odnalazła Luke Skywalkera, teraz pozostaje jej tylko przekonać go by pomógł rebelii, której osłabione i zdziesiątkowane siły zmuszone są do ucieczki i ukrywania się przed wrogiem. Ben Solo po poniesionej porażce będzie musiał utwierdzić swoją pozycję i udowodnić, że jest oddanym sługą swego przywódcy. Czy temu podoła? Czy Ruch Oporu poradzi sobie wobec wszystkich problemów? Czy Luke Skywalker powróci z pomocą?
Długo zastanawiałem się nad tym, czy te słowa nie będą napisane na wyrost, bowiem "Ostatni Jedi" to chyba najlepsza ze wszystkich części "Gwiezdnych wojen". Oczywiście dużą zasługą tego jest wykorzystanie nowoczesnych technologii do stworzenia efektów specjalnych, bez których, jak pewnie wszyscy mają świadomość, to uniwersum po prostu nie mogłoby istnieć. Pozytywne wrażenie spotęgowało również oglądanie filmu w kinie, a nie domowym zaciszu, jak to miało miejsce przy okazji zapoznawania się z pierwszym sześcioma epizodami. Dodatkowo w filmie nie brakuje zwrotów akcji. Mogą się one wydawać dosyć proste, ale i tak świetnie spełniają swoją rolę coraz bardziej podkręcając i tak wysokie już napięcie. Chociaż epizod ósmy jest najdłuższy ze wszystkich dotąd powstałych, to ani trochę nie odczułem by seans mi się dłużył. Wręcz przeciwnie! Dla mnie mógłby jeszcze potrwać kilka minut dłużej. Ciekawostką może być dla niektórych, że oryginalnie film miał trwać trzy godziny, jednak ostatecznie wycięto około 30 minut.
Nowe filmy z uniwersum Gwiezdnych wojen świetnie odnajdują się wśród współczesnych efektów komputerowych. Od tej strony "Ostatni Jedi" jest naprawdę dopracowany. Na pierwszy rzut oka widać rozmach z jakim ten film został stworzony. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że twórcy dobrze wykorzystali cały budżet przeznaczony na zrealizowanie filmu. Każdy kto zna i lubi Gwiezdne wojny, znajdzie tam wszystko to, za co pokochał to uniwersum. Są imponujące sceny walki w przestrzeni kosmicznej, jak również walk przy użyciu mieczy świetlnych, sceny humorystyczne oraz poczucie powagi i niebezpieczeństwa wiszącego nad losem Ruchu Oporu. Na ekranie pojawia się kilka nowych postaci (na wyróżnienie zasługuje Laura Dren wcielająca się w wiceadmirał Holdo) oraz nowe stworzenia w tym Porgsy, które skradły moje (i chyba nie tylko moje) serce.
W odróżnieniu od poprzedniej części, ta jest mniej przewidywalna, mniej wtórna. Rzecz jasna nie ma co oczekiwać, że będzie to film jakkolwiek przełomowy w całym uniwersum. "Przebudzenie mocy" wydaje się być bardzo bezpiecznym początkiem zaledwie nakreślającym nowe wątki i panujący we wszechświecie porządek. "Ostatni Jedi" natomiast w znakomity sposób to rozwija. Na moją szczególną pochwałę zasługują wątek Bena Solo z jego wewnętrzną walką i wątek Rey przekonującej Luke Skywalkera do pomocy rebelii. Warto podkreślić, że postać Luke przedstawiona została inaczej niż zwykle miało to miejsce. Podczas seansu był taki moment, kiedy zacząłem się zastanawiać czy aby na pewno ten bohater działał w imię dobra. Co najciekawsze, o ile Ben Solo grany przez Adama Drivera w poprzedniej części wydawał mi się irytujący, o tyle w "Ostatnim Jedi" po prostu pokochałem go w tej roli za to, jak świetnie potrafi wyrazić złość i rozdarcie swojego bohatera.
Odnoszę wrażenie, że obecnie premiery Gwiezdnych wojen wywołują jeszcze większy szał, niż miało to miejsce lata temu. Czy jest się czemu dziwić? Nie. Ciężko jest nie dostrzec, jak Gwiezdne wojny dobrze odnajdują się w teraźniejszości. To co kiedyś wyglądało sztucznie zakrawając o kicz, teraz jest dopracowane i do granic możliwości realistyczne. Jest to po prostu rozrywka z wysokiej półki, która dostarcza całej gamy emocji i sprawia, że ciężko przejść obok niej obojętnie. Nie widzę sensu, by bardziej Was zachęcać, powiem tylko, że na "Ostatniego Jedi" z wielką przyjemnością wybiorę się ponownie do kina.
Ocena filmu: 10/10
Tytuł: Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
Reżyseria: Rian Johnson
Czas trwania: 150 min.
Premiera: 14 grudnia 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz