Tytuł: Endgame. Wezwanie
Autor: James Frey
Wydawnictwo: SQN
Ilość stron: 512
Cena: 37 zł
W różnych miejscach na ziemi spada dwanaście meteorytów. Jest to wezwanie dla dwunastu reprezentantów starożytnych cywilizacji do Endgame, gry mającej na celu wyłonić jednego zwycięzcę, którego lud będzie miał zagwarantowane bezpieczeństwo. Aby wygrać należy dostarczyć trzy klucze. Od momentu rozpoczęcia gry losy graczy niejednokrotnie się skrzyżują, bowiem zaczyna się prawdziwa walka, w której wszystkie zasady są dozwolone. "Endgame" to jednak nie tylko powieść, ale i multimedialne wyzwanie dla czytelników, których zadaniem jest odszukanie wszystkich wskazówek, które pozwolą wygrać (ponoć) pokaźną nagrodę.
Przyznam, że dawno żadna książka nie wywołała u mnie tak sprzecznych emocji. Z jednej strony "Endgame" okazało się rozczarowaniem, a z drugiej... coś w sobie ma i warto ją polecić, odpowiednio dobranej grupie czytelników.
Zacznijmy może od pozytywnych aspektów, do których niewątpliwie należy oprawa graficzna. Okładka książki wygląda, jakby zrobiona była ze szczerego złota, dzięki temu wyróżnia się na tle innych powieści znajdujących się w mojej biblioteczce. Wewnątrz również nie jest gorzej, ponieważ znajduje się tam wiele grafik ilustrujących zagadki i łamigłówki z którymi czytelnik będzie miał do czynienia podczas czytania. Chociaż "Endgame" liczy sobie ponad 500 stron, to powieść tę czyta się stosunkowo szybko, ze względu krótkie rozdziały, prostą konstrukcję zdań i fakt, że książka napisana jest z perspektywy wielu postaci, co znacznie ubarwia całość. Na plus zasługuje również szybkie tempo akcji, które można dostrzec już na pierwszych stronach powieści. Wiele z zawartych w "Endgame" scen pościgów, czy chociażby imponujących scen walki często kojarzyło mi się z tak kultowymi filmami jak "Matrix", czy chociażby "Kill Bill". Swoją drogą ta książka to dobry materiał na ekranizację, która przy odpowiednim potraktowaniu przyciągnęłaby do kin tłumy dzieciaków (i nie tylko). Już sam pomysł połączenia książki z multimedialnym wyzwaniem, dzięki któremu ktoś na świecie ma okazję zgarnąć 3 000 000 $, jest czymś wartym uwagi.
Skoro była mowa o zaletach, to jak wiadomo muszą być i wady, a obok nich niestety nie mogę przejść obojętnie. "Endgame" to przede wszystkim twór skierowany do młodzieży, ale na tle jej podobnych książek nie radzi sobie aż tak dobrze. Opiera się na dosyć łatwym do przewidzenia schemacie, w tle którego przewija się tani wątek miłosny w postaci (niestety) trójkąta. Choć bohaterów jest tutaj dość sporo, to większość z nich wydawała mi się po prostu identyczna i aż do ostatnich stron kilkoro z nich było dla mnie wciąż nie do odróżnienia. Jeżeli już mowa o postaciach, to irytujące były ich zachowania, podejmowane decyzje i rozmowy. Tak jakbym momentami do czynienia miał z bandą nieokrzesanych gimnazjalistów, a nie młodymi reprezentantami starożytnych cywilizacji, którzy całe swoje życie szkoleni byli do Endgame. Przez to cała powaga sytuacji, w jakiej znajdowali się poszczególni bohaterowie, ulatywała gdzieś w tle. Patrząc na tę książkę jako na ogół, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszystko to już było. Trójkąt miłosny, trudne wybory, śmiertelna gra, którą może wygrać tylko jedna osoba. "Igrzyska Śmierci"? Ten tytuł wiele razy przewijał się w mojej głowie podczas czytania książki Jamesa Frey'a, co jest zarówno ujmą jak i komplementem.
Podsumowując, "Endgame" nie jest złą książką. Mnie osobiście nie porwała tak, jakbym tego oczekiwał. Być może miałem co do niej zbyt wygórowane wymagania. Sięgnąć po nią powinni na pewno ci, którzy dotąd nie mieli okazji przeczytania zbyt wielu młodzieżówek. "Endgame" skierowana jest raczej do młodszych czytelników, którzy liczą na dużo akcji przy jak najmniejszym nagromadzeniu zbędnych opisów. To także książka idealna dla odkrywców, którym nie straszne są zagadki i wszelkiego rodzaju łamigłówki. Jeżeli więc chcecie podjąć wyzwanie, dołączyć do jednego ze starożytnych ludów i wygrać nagrodę, koniecznie sięgnijcie po tę książkę!
Plusy:
-szybko się czyta
-wiele dobrych scen akcji
Minusy:
-korzystanie z oklepanych schematów
-mało wyraziści bohaterowie
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję wydawnictwu SINE QUA NON
E tam, maruda z Ciebie :D Chociaż i tak spodziewałam się gorszej oceny :D Dla mnie schematy wcale nie były oklepane, to Twoja wina, za dużo młodzieżówek czytałeś :D
OdpowiedzUsuńWcale nie tak dużo! Tylko kilka bardziej znanych :D!
UsuńPrzyznam szczerze, że nie zgadzam się z Tobą. Dużo książek młodzieżowych już w życiu przeczytałam, ale dla mnie ta powieść wprowadza coś nowego i świeżego. Bohaterów jest dużo, ale na mnie w większości zrobili bardzo pozytywne wrażenie. Jedynym schematem jest motyw wyścigu, ale kurde, przecież to, że Collins napisała "Igrzyska Śmierci", wcale nie znaczy, że już nikt nigdy nie będzie mógł się w książkach o coś ścigać, nie? ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCzytałam, w nadziei, że rozwiążę zagadkę i zgarnę grube miliony :) i niestety mi się nie udało, ale spędziłam miły czas przy lekturze :)
OdpowiedzUsuńCóż, młodzieżówek trochę zaczynam mieć dość, ale znowu te łamigłówki i zagadki mnie kuszą. Do tego starożytne rody, coś co mnie kręci. Nie rozumiem tylko dlaczego wszędzie muszą występować te trójkąty miłosne...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Też nie rozumiem tego fenomenu trójkątów miłosnych. W tym momencie już nawet zwykłe uczucie pomiędzy dwojgiem (i tylko dwojgiem!) bohaterów wydaje się ciekawsze :D
UsuńZgadzam się, niektóre sceny żywcem wyjęte z IŚ :P Endgame czytałam dosyć dawno temu, ale miałam podobne przemyślenia po skończonej lekturze :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie do tej książki nie ciągnie. Raz, że nie lubię książek w stylu Igrzysk (to znaczy samą trylogię lubię, ale każda kolejne książka w tym stylu mam wrażenie, że od niej kopiuje). Dwa, mam ostatnio dość młodzieżówek - chciałam się przekonać do tego gatunku, ale każdy kolejny tytuł mnie rozczarowuje. Trzy, trójkątów miłosnych też mam już...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
Świetna recenzja. :)
OdpowiedzUsuńMiałam wysokie wymagania... No bo to Frey, bo "Milion małych kawałków" i "Ostatni testament" świetne, ale niestety nie lubię młodzieżówek. Szkoda, może uda mi sie cofnąć w czasie. Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać Endgame i zastanawiam się czy mam już szukać podziemnego bunkra czy jednak i tak 'co ma być to będzie' ;)
OdpowiedzUsuńMyślisz, że wszystkie przypisy przestrzegające przed realnością Endgame mają na celu jedynie zaintrygowanie czytelnika? :) Ciekawe!
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na świeżutką recenzję Wezwania:
www.favouread.blogspot.com